5 tys. zł za jeden dzień. Klientów nie brakuje. Ujawnia tajemnice swojego biznesu

19 godziny temu 8

"Biznes Klasa" to program money.pl dostępny w serwisie YouTube. Szef redakcji Łukasz Kijek prowadzi w nim rozmowy z obecnymi i byłymi szefami największych firm, a także z ludźmi z otoczenia biznesu - o ich życiu, biznesie, zarobkach i wielu innych sprawach. Gościem ostatniego odcinka był Karol Myśliński, współtwórca Cylindersów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ferrari i Lamborghini to prestiż, ale zarabia się na limuzynach! Karol Myśliński w Biznes Klasie

Na czym zarabia wypożyczalnia aut?

Karol Myśliński w 2018 roku zakładał Cylindersów. Dziś, w wieku 30 lat, współtworzy firmę, która dysponuje flotą około stu samochodów: SUV-ów i limuzyn, aut marek Porsche 911 i Lamborghini. - Dzisiaj wynajmujemy około 100 samochodów. Ta liczba zmienia się w zależności od sezonu, ale można przyjąć, że to jest stała skala - mówi.

Model biznesowy spółki opiera się zarówno na samochodach należących bezpośrednio do firmy, jak i tych powierzonych przez klientów. - Część aut jest nasza, a dla części jesteśmy hubem pomiędzy klientem a właścicielem. Wynajmujemy długoterminowo, zarządzamy i pobieramy prowizję - tłumaczy Myśliński. Z samego najmu Cylindersi generują około 12 mln zł rocznie, a marża netto firmy przekracza 10 proc.

SUV-y zamiast supersamochodów

Choć marka wizerunkowo kojarzy się z Ferrari czy Lamborghini, prawdziwy biznes robi na bardziej codziennych pojazdach. - Czy ja bym powiedział, że Lamborghini to genialny biznes? No nie. Biznes robi się na SUV-ach i limuzynach - zaznacza współzałożyciel firmy. W przypadku aut luksusowych codziennego użytku obłożenie wynosi 70-90 proc. w skali roku. Z kolei samochody sportowe, takie jak Porsche 911, wyjeżdżają na drogi średnio 100 dni w roku.

Według Myślińskiego około 65-70 proc. klientów to osoby wracające, a 30 proc. stanowią nowi. Do grona najemców należą zarówno młodsi kierowcy sięgający po hot hatche (sportowe wersje hatchbacków - przyp. red.), jak i menedżerowie czy dyrektorzy z zagranicy przebywający w Polsce na kilkumiesięcznych kontraktach.

"Kto lepiej weryfikuje, ten bezpieczniej prowadzi biznes"

Wypożyczanie drogich samochodów wiąże się ze sporym ryzykiem. Zdarzały się kradzieże, przywłaszczenia, a nawet sytuacje, gdy auta były zabezpieczane przez policję jako dowody w sprawach karnych.

- Na początku działalności nie wiedziałem, że będę miał do czynienia z takimi organami, jak policja czy prokuratura, i będę musiał dostarczać dokumenty, że samochód był wynajęty i tak dalej. Zdarzało się, że samochód przytrzymywała policja, bo musiała jakieś odciski palców zdjąć i wtedy na przykład na 5 miesięcy był wyłączony. Z perspektywy prawa po prostu samochód stoi i czekamy na oddanie, ale z takiej perspektywy biznesowej to są problemy, bo to jest przestój samochodu, nie generuje przychodu - wspomina Myśliński.

Firma wdrożyła szereg zabezpieczeń. Klient musi mieć minimum 21 lat, ważne prawo jazdy i własną kartę płatniczą. - Kto lepiej weryfikuje, ten bezpieczniej prowadzi biznes - podkreśla przedsiębiorca. W przypadku szkód stosowany jest udział własny klienta, a w większości przypadków obowiązuje także kaucja.

Krótki cykl życia auta w wypożyczalni

Samochody w Cylindersach zazwyczaj zostają we flocie nie dłużej niż dwa-trzy lata. - Dobrze jeżdżący samochód robi około 36-45 tys. km rocznie. Po trzech latach to już 100 tys. km i wtedy kończy się gwarancja, zaczynają się mankamenty. To nasz próg bólu - tłumaczy Myśliński. Auta są następnie sprzedawane, a zysk zamyka się w całym cyklu: od zakupu z rabatem, przez wynajem, po sprzedaż.

Zmieniająca się motoryzacja

Na pytania o przyszłość rynku współzałożyciel Cylindersów odpowiada ostrożnie. Firma testowała elektryczne Porsche Taycan, ale klienci szybko je zwracali. - Miałem przypadki, że ktoś wynajmował i po dwóch dniach mówił: dajcie mi benzynę - relacjonuje.

Z kolei chińskie marki - jego zdaniem - coraz mocniej wpływają na rynek. Według Myślińskiego "rynek chiński obnażył trochę marżę i ilość papierologii" na rynku europejskim.

- Pierwszego Mustanga kupowałem za około 200 tysięcy, obecnie nowy Mustang kosztuje 320-340 tys. To jest parę lat różnicy i cena prawie dwukrotnie wyższa. To pokazuje, jak bardzo na przestrzeni lat te ceny motoryzacji poszły w górę. Teraz trzeba będzie zejść na ziemię, coś z tym zrobić. Sam nie wiem, jaka będzie ta przyszłość. (...) Sam się zastanawiam, jak będą wyglądać Cylindersi za 10 lat. Nie mam na to przepisu. Wiem tylko, że najem nie zniknie, a my będziemy musieli się dostosować do tego, co przyniesie czas - stwierdza Myśliński.

W poprzednich odcinkach "Biznes Klasy" Łukasz Kijek rozmawiał z:

Przeczytaj źródło