Amanda Seyfried w roli „żeńskiego Chrystusa”. Zwiastun „The Testament of Ann Lee” hipnotyzuje od pierwszego kadru

1 dzień temu 6

Za kamerą stanęła Mona Fastvold, autorka nagradzanego „Świata, który nadejdzie”, a w tytułowej roli wystąpi Amanda Seyfried, znana z „Mamma Mii!” i oscarowego „Manka”. Film, który wejdzie do amerykańskich kin w Boże Narodzenie, a do Polski trafi w 2026 roku, zapowiada się jak połączenie epickiej baśni, folkowego horroru i kobiecego manifestu duchowego.

W sieci już po kilku godzinach zwiastun wywołał falę komentarzy - zarówno zachwytów, jak i niepokoju. Bo historia, którą opowiada, to prawdziwa legenda o kobiecie, którą jej wyznawcy nazwali… żeńskim Chrystusem.

W tym artykule znajdziesz:

  1. Zwiastun filmu „The Testament of Ann Lee”
  2. „The Testament of Ann Lee”. Film, który może stać się objawieniem 2026 roku
  3. Kim była Ann Lee?
  4. Shakersi - sekta, która wynalazła minimalizm
  5. Czy Shakersi istnieją do dziś?

Zwiastun filmu „The Testament of Ann Lee”

Od pierwszych sekund zwiastuna czuć napięcie, które narasta jak modlitwa - szeptem, rytmem, ruchem. Kamera prowadzi Seyfried w półmroku, wśród tańczących postaci o twarzach rozświetlonych płomieniem świec. Dźwięki są tak precyzyjnie dobrane, że balansują na granicy ekstazy i grozy - niepokojące chóry, przyspieszony oddech, uderzenia dłoni o drewno. To nie muzyka filmowa, to rytuał.

Każde ujęcie wygląda jak obraz. Surowe tkaniny, bielone ściany, dłonie splecione w modlitwie i oczy, w których odbija się coś między wiarą a szaleństwem. Kostiumy, inspirowane archiwalnymi strojami Shakersów, są ascetyczne, niemal bezbarwne, ale w tym tkwi ich siła - surowe piękno, które staje się tłem dla duchowego ognia.

Seyfried porusza się tak, jakby ciało było instrumentem wiary - drży, tańczy, śpiewa. W jej spojrzeniu jest jednocześnie łagodność i coś niepokojącego - jakby naprawdę wierzyła, że Bóg przemawia przez nią. Ten rodzaj aktorstwa nie wymaga słów - wystarczy gest, by czuć, że granica - która porusza i wciąga widza - między objawieniem a obłędem staje się coraz cieńsza.

„The Testament of Ann Lee”. Film, który może stać się objawieniem 2026 roku

„The Testament of Ann Lee” to nie jest klasyczny musical. To wizualna modlitwa - transowy portret kobiety, która próbowała stworzyć niebo na ziemi. Reżyserka Mona Fastvold opisuje film jako „baśń o duchowości, szaleństwie i sile kobiet”. Za zdjęcia odpowiada William Rexer, a muzykę - Daniel Blumberg, laureat Oscara za „Brutalistę”. Film powstał na taśmie 70 mm, co podkreśla jego epicki, niemal sakralny obraz.

W obsadzie - oprócz Amandy Seyfried - znaleźli się m.in. Thomasin McKenzie, Lewis Pullman, Christopher Abbott, Tim Blake Nelson i Stacy Martin. Produkcja zadebiutowała na festiwalu w Wenecji, gdzie zebrała entuzjastyczne recenzje, a w Polsce ma pojawić się w 2026 roku.

Kim była Ann Lee?

Ann Lee przyszła na świat w 1736 roku w robotniczym Manchesterze (Anglia), w rodzinie kowala. Dorastała w hałasie kuźni i zapachu sadzy, w świecie, w którym kobiety miały milczeć, a religia należała do mężczyzn. Nie umiała czytać ani pisać, ale miała dar, którego nie dało się nauczyć - magnetyzm. Wyszła za mąż, urodziła czworo dzieci. Żadne z nich nie przeżyło. Po ich śmierci Ann zaczęła mówić, że człowiek może zbliżyć się do Boga tylko przez czystość, pracę i wspólnotę.

Wierzyła, że seks jest źródłem zła, a prawdziwe zbawienie można osiągnąć tylko przez czystość ducha i ciała. W Manchesterze dołączyła do małej grupy radykalnych kwakrów, którzy modlili się śpiewem i tańcem - w ekstazie przypominającej trans. Ich spotkania budziły zgorszenie i strach. Ann trafiła do więzienia za bluźnierstwo, ale to właśnie tam miała wizję, która zdefiniowała całe jej życie: objawił się jej Chrystus… w kobiecym ciele.

Po wyjściu na wolność zaczęła głosić, że Bóg wcielił się ponownie - tym razem w nią. Dla swoich wyznawców była „Matką Ann”, nowym mesjaszem, który przyszedł przywrócić światu równowagę między kobietą a mężczyzną. W 1774 roku wraz z kilkorgiem wiernych wsiadła na statek do Ameryki. Tam, w surowych krajobrazach Nowego Świata, stworzyła własną wspólnotę - przez wielu uważaną za sektę - ruch Shakersów - i zaczęła budować coś, co miało być według niej niebem na ziemi. Zmarła w 1784 roku.

Shakersi - sekta, która wynalazła minimalizm

Ruch Shakersów, który Ann Lee założyła w XVIII wieku, był jednym z najbardziej niezwykłych eksperymentów społecznych w historii Ameryki. Głosili równość płci, wspólnotę majątku i duchową czystość. Ich życie podporządkowane było pracy, modlitwie i… celibatowi. Podczas nabożeństw wpadali w trans, drżeli i tańczyli - stąd ich przydomek „Shakers” („drżący”). To właśnie te rytualne tańce i ekstatyczne śpiewy stały się sercem filmu Fastvold.

Shakersi wierzyli, że poprzez fizyczne drżenie zbliżają się do Boga. Z czasem stworzyli też wyjątkową kulturę materialną: ich meble, narzędzia i budynki cechowała absolutna prostota i harmonia. Zrezygnowali z ozdób, kolorów i nadmiaru - i niechcący stworzyli coś, co dziś nazwalibyśmy minimalizmem. W ich rękach wiara zamieniała się w design - dosłownie. Proste, smukłe krzesła, lekkie stoły, idealnie wyważone proporcje - to właśnie styl „Shaker furniture”, który dziś inspiruje architektów, projektantów wnętrz i minimalistów z Instagrama.

Jak napisał National Geographic, to oni „wynaleźli minimalizm na długo przed tym, jak stał się stylem życia”. A ich idee - równość płci, wspólnota dóbr, praca jako akt duchowy - są dziś cytowane w kontekście ruchów społecznych, ekologii i filozofii slow living.

Czy Shakersi istnieją do dziś?

Tak, choć ich świat niemal całkowicie wygasł. Według informacji przekazanych przez amerykańską stację telewizjną Public Broadcasting Service w całych Stanach Zjednoczonych pozostała tylko jedna wspólnota - Sabbathday Lake Shaker Village w stanie Maine. To dosłownie ostatni rozdział tej historii: kilku wiernych, którzy, choć już nie "tańczą" wciąż żyją według zasad Ann Lee - w prostocie, pracy i ciszy.

W XIX wieku ich ruch liczył od 4 do 6 tysięcy członków. Z czasem jednak celibat, trudności w rekrutacji i zmiany społeczne doprowadziły do jego stopniowego wymarcia. Ale duch Shakersów wciąż unosi się nad Ameryką. Pamięć o nich - i o kobiecie, która miała odwagę zostać przywódczynią religijną w XVIII wieku - przetrwała i zainspirowała twórców do powstania filmu, który będziemy mogli podziwiać już 2026 roku.

Przeczytaj źródło