- Wiesz, co jesz? Sprawdź, czy odżywiasz się zdrowo, wypełniając nasz Narodowy Test Żywienia
- Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Pensje dla lekarzy po nowemu?
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu lekarz był jednym z wielu zawodów — niekoniecznie najlepiej opłacanym. — Moja mama, chirurg, jako ordynator zarabiała 40 dolarów miesięcznie. I to była norma — nieważne, ile kto pracował — wspomina w rozmowie z Medonetem prof. Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, skarbnik Światowej Federacji Szpitali, lekarz i menedżer ochrony zdrowia, profesor uniwersytecki. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. — Jeśli ktoś bierze odpowiedzialność za życie pacjenta, pracuje po nocach, naraża się na infekcje, a czasem nawet na agresję — to stawka 230-400 zł za godzinę nie jest żadną sensacją — mówi, odwołując się do propozycji minister zdrowia.
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło plan wprowadzenia limitu maksymalnych zarobków dla lekarzy pracujących na kontraktach, czyli na umowach cywilnoprawnych, finansowanych ze środków NFZ. Pomysł ten zaprezentowano podczas prezydium Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia (27 października br.), potwierdziła go także w rozmowie z Medonetem minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda (wywiad dr Anny Zimny-Zając z minister zdrowia można przeczytać TUTAJ).
Limit wynagrodzenia miałby wynosić około 40 tys. zł miesięcznie brutto w przeliczeniu na pełen etat, a stawka godzinowa byłaby powiązana z płacą minimalną i wynosiłaby 1/20 minimalnego wynagrodzenia brutto, albo w widełkach 230-400 zł na godzinę. W praktyce oznaczałoby to, że lekarz na kontrakcie mógłby zarabiać do 48 tys. zł miesięcznie, w zależności od wymiaru pracy i rodzaju kontraktu.
Skąd pomysł na rewolucję w pensjach medyków? Resort tłumaczy, że obecny system wynagradzania lekarzy prowadzi do nieproporcjonalnych różnic płacowych i wymaga uporządkowania. — Oczekiwań jest sporo, a najtrudniejsze jest pogodzenie interesów wszystkich stron. Strona społeczna oczekuje ustalenia górnej granicy zarobków, głównie dla osób na kontraktach. W mediach mówi się głównie o lekarzach, ale chodzi o wszystkie zawody medyczne — powiedziała Medonetowi Jolanta Sobierańska-Grenda.
- Na ten temat pisaliśmy w Medonecie między innymi w tekście: Dziura w budżecie NFZ. "Skala katastrofy jest ogromna. Bal się skończył".
— Z uwagą zapoznajemy się z propozycją strony rządowej. W najbliższym czasie przedstawimy swoje stanowisko jako strona pracodawców i omówimy je podczas listopadowego posiedzenia plenarnego. Podczas spotkania będziemy również oczekiwać informacji o planie poprawy sytuacji finansowej Narodowego Funduszu Zdrowia. Ewentualna nowelizacja regulacji dotyczących wynagrodzeń przyniesie skutek za 12-18 miesięcy. Wyzwania z bieżącym finansowaniem świadczeń są tu i teraz — powiedział Medonetowi Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. ochrony zdrowia z Federacji Przedsiębiorców Polskich i współprzewodniczący Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoJakie są maksymalne zarobki lekarzy według nowego planu?
Kiedy mają się zacząć zmiany w wynagrodzeniach lekarzy?
Jakie są propozycje ministerstwa dotyczące wynagrodzenia lekarzy?
Jakie są różnice w wynagradzaniu lekarzy w Polsce?
Potrzebna pilna zmiana systemu i kompromis wielu stron. Czy to się uda?
Związki zawodowe przyznają, że temat jest w fazie konsultacji, ale już teraz budzi emocje — zarówno wśród lekarzy, jak i innych pracowników ochrony zdrowia. Czy ograniczenie zarobków lekarzy uratuje NFZ przed zapaścią?
— My trochę za bardzo w tej dyskusji skoncentrowaliśmy się na sumach, natomiast nie pracujemy nad mechanizmami wynagradzania lekarzy, które w obecnej sytuacji w Polsce mają charakter wysoce nieuporządkowany — przyznaje w rozmowie z Medonetem prof. Jarosław J. Fedorowski.
Jak dodaje, w Polsce funkcjonuje cały wachlarz form zatrudnienia i sposobów płacenia lekarzom: od etatów, przez kontrakty, umowy zlecenia, po jednoosobowe działalności gospodarcze. — Jedni lekarze są opłacani stawką kapitacyjną, inni za usługę, jeszcze inni za gotowość do pracy, za godziny, albo procentowo od wartości procedury. Ta różnorodność jest trudna do ogarnięcia — wylicza.
Widzimy paradoksy, ale lekarze w końcu zarabiają "godnie"
Co więcej, jak zauważa ekspert, dochodzi do paradoksów płacowych. — Anestezjolog może zarabiać więcej niż chirurg prowadzący operację, a lekarz wykonujący mało ryzykowne zabiegi — więcej niż ten, który opiekuje się ciężko chorymi pacjentami — mówi prof. Fedorowski. Wskazuje też na zachwiane proporcje między wynagrodzeniami lekarzy a menedżerów szpitali, gdzie dyrektorzy dużych placówek często znajdują się pośrodku listy płac w swoich jednostkach.
Profesor podkreśla, że obecna sytuacja jest efektem wielu lat zaniedbań, niedoboru lekarzy, rozdrobnienia specjalizacji i presji politycznej na zwiększanie liczby wizyt. — To wszystko doprowadziło do rozchwiania siatek płac, a właściwie ich braku — mówi.
- Czytaj też: Ministerstwo Zdrowia ograniczy zarobki lekarzy? Dyrektor szpitala: Nie stać mnie na takie pensje. Nikogo nie stać.
Mimo to zauważa pozytywną zmianę: — Na posiedzeniach zespołu trójstronnego w końcu coraz częściej padało słowo "godnie" w kontekście zarobków lekarzy. To nowość. Świadczy o tym zahamowanie migracji lekarzy i ich powroty z zagranicy.
Jednak, by system był sprawiedliwy i efektywny, potrzebna jest głęboka reforma. — Powinniśmy dojść do modelu wynagrodzenia za wartość dostarczoną pacjentowi. Jesteśmy coraz bliżej możliwości przeliczenia wartości leczenia na wartość monetarną. A lekarz, jako osoba odpowiedzialna za cały proces, powinien być wynagradzany właśnie za tę wartość — podsumowuje.
Zawód lekarz stał się sposobem na biznes? Być może, ale to także inwestycja
Prof. Fedorowski zwraca też uwagę, że obecny system wynagrodzeń w ochronie zdrowia jest efektem inwestycji w kadry medyczne. — Zainwestowaliśmy i zbieramy owoce — przestaliśmy być krajem z niedoborem lekarzy. Mamy już średnią unijną: niemal czterech lekarzy na 1 tys. mieszkańców — przyznaje. Ale dodaje także, że to nie oznacza końca problemów. — Wciąż mamy zbyt wiele specjalizacji, co winduje stawki i wydłuża kolejki. Mechanizmy płatności są nieuporządkowane, a wynagrodzenia fragmentaryczne — przyznaje.
W podobnym tonie wypowiada się dr n.med. Mateusz Kowalczyk, który zapytany przez Medonet o aktualną sytuację w ochronie zdrowia, przyznaje: — Nikt nie przelicza tego na liczbę godzin spędzonych w szpitalu, na poziom umiejętności. Mówi wprost: — Nie mówimy, że nam jest źle finansowo. Mówimy, że źle działa system — że przepływ pieniędzy w ochronie zdrowia wymaga reform.
- Przeczytaj także: Tyle zarabia dyrektor szpitala w Polsce. Większość mówi: to za mało. "Robota na cztery etaty".
Prof. Jarosław Fedorowski, zapytany o to, czy proponowane zmiany mogą wywołać większą reakcję zainteresowanej strony, np. w formie protestu, uspokaja: w praktyce ekonomicznej rzadko zdarza się, by najlepiej zarabiająca, wąska grupa zawodowa była tą, która zastrajkuje. — To nie lekarze kontraktowi będą protestować. Przykłady strajków mamy raczej wśród rezydentów, których ta reforma nie obejmie — tłumaczy.
Zwraca też uwagę na ryzyko systemowe. — Ustawa podwyżkowa nie może doprowadzić do zapaści finansów szpitali. To zagroziłoby inwestycji, którą jako społeczeństwo już dokonaliśmy — inwestycji w ludzi, najważniejszej ze wszystkich.
Gdzie szukać pieniędzy w ochronie zdrowia?
Zamiast ograniczać zarobki lekarzy czy przekonywać ministra finansów do zwiększenia budżetu, prof. Jarosław Fedorowski apeluje o wspólne działania na rzecz racjonalizacji wydatków w systemie ochrony zdrowia. Jego zdaniem pieniądze są "na wyciągnięcie ręki" — wystarczy sięgnąć po sprawdzone rozwiązania.
— Ograniczenie długości hospitalizacji o jeden dzień w skali kraju to według moich szacunków kilkanaście miliardów złotych oszczędności — wylicza. — Zmiana gospodarki odpadami, uwolnienie konkurencyjności, lepsza rejestracja wizyt, ograniczenie nieodwołanych konsultacji — to kolejne miliardy — kontynuuje.
Wskazuje też na nadmierne obciążenie szpitalnych oddziałów ratunkowych. — Około 30 proc. pacjentów trafia tam niepotrzebnie. Gdybyśmy to ograniczyli, zyskalibyśmy kilka dobrych miliardów złotych — tłumaczy. W jego ocenie wiele działań można wdrożyć bez rewolucji technologicznej. — To nie są pomysły z kosmosu, ale realne, sprawdzone mechanizmy — mówi wprost.
Jednym z nich jest leczenie pacjentów w domu — z wykorzystaniem zespołów medycznych i telemedycyny, a także zmniejszenie nieefektywności strukturalnej szpitali. — Utrzymujemy oddziały według wąskich specjalizacji, z wykorzystaniem łóżek na poziomie blisko 60 proc. To są kolosalne koszty — wskazuje.

1 tydzień temu
12






English (US) ·
Polish (PL) ·