– Są marki i osoby, które realnie działają – zatrudniają modelki i modeli z niepełnosprawnościami, tworząc z nimi kolejne kampanie, a nie jednorazowe „odhaczenie obecności” w kampaniach. Ale jest też tokenizm, polegający na przykład na pokazaniu raz osoby na wózku lub z inną niepełnosprawnością, żeby mieć tzw.: „zaliczoną różnorodność” i ocieplony wizerunek marki, jako tej, którą obchodzą społeczne kwestie. Działając w świecie mody i social mediów od trzech lat, coraz bardziej widzę, że prawdziwa zmiana zależy od decydentów i ich chęci. A ja robię po prostu swoje i wspieram tych, którzy traktują inkluzywność serio – tak w rozmowie z „Wprost” Norbert Tumidaj – bloger modowy i autor podcastu „Poetyka Ubrań” ocenia branżę fashion.
Aleksandra Cieślik, „Wprost”: Jesteś niepełnosprawny czy z niepełnosprawnością?
Norbert Tumidaj: Język jest ważny, ale nie traktuję go jako pola do walki. Dla mnie „osoba niepełnosprawna” brzmi naturalniej, bo czuję, że moja niesprawność jest częścią mnie. Nie mam jednak problemu z tym, jeśli ktoś powie „osoba z niepełnosprawnością” – to indywidualny wybór każdego. Na początku nie rozumiałem tej językowej zmiany, wydawała mi się ona sztuczna. Dziś mam z tym luz: ja częściej używam pierwszej formy, inni mogą drugiej. Najważniejsze, by za słowami szedł szacunek.
W każdym razie jesteś niepełnosprawny od urodzenia. Na co dzień poruszasz się na wózku. To wciąż przyciąga spojrzenia?
Tak, ale spojrzenia są naturalne, ludzie patrzą na różne rzeczy. Na co dzień staram się tego nie zauważać. Dzieci reagują najprościej: pytają, komentują, co bywa słodkie i szczere. Ciekawsze jest, jak reagują rodzice – jedni tłumaczą, inni udają, że nic się nie dzieje, inni po prostu się uśmiechają. Najtrudniejsze są milczące spojrzenia dorosłych, które niosą domysły. Dziecko wypowie na głos, co myśli, dorosły zamknie się w głowie. Wolę, gdy te spojrzenia prowadzą do zwykłej rozmowy – wtedy cała „niecodzienność” znika.
I jak dorośli „dźwigają” ciekawość dzieci?
Większość bardzo dobrze. Tłumaczą na spokojnie, czasem przechodzą obok bez komentarza, czasem dodają jedno zdanie. Najmilej, gdy razem z dzieckiem, po wyjaśnieniach od rodzica, uśmiechają się do mnie. Naprawdę rzadko spotykam się z czymś negatywnym.
Mówi się, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, tak? Tyle, że milczenie w takich sytuacjach bywa ciężarem. Ludzie nie pytają, tylko patrzą, a ja nie wiem, co sobie myślą. Dlatego często sam zaczynam rozmowę – czasem jakimś żartem, czasem zwykłym pytaniem. Wtedy napięcie puszczają i zostaje kontakt człowieka z człowiekiem.
Wózek przeszkadza ci czy pomaga w wybiciu się?
W codziennym życiu – jedno i drugie. Utrudnia przez bariery architektoniczne, ale też otwiera na sytuacje i spotkania, których bym inaczej chyba nie przeżył.
A w social mediach i tworzeniu contentu?
Wyróżnia, ale nie traktuję tego jako karty przetargowej. Chcę, by ludzie widzieli najpierw moją pasję do mody, a dopiero potem fakt, że siedzę na wózku. Moi obserwatorzy często piszą: „Najpierw widzę twoją stylówkę, dopiero potem wózek”. To dla mnie komplement. O to chodzi – żeby moda była na pierwszym planie.
Kiedy zaczynałem, chciałem być jak inni blogerzy modowi. Wózek był czymś, co mnie odróżniało, ale nie był sensem mojej działalności. Z czasem to się zbalansowało: po prostu pokazuję modę z perspektywy osoby z niepełnosprawnością, ale zawsze fundamentem jest styl, a nie litość.
Czyli wózek w pewien sposób cię wyróżnia?
Tak, jestem w mniejszości, więc siłą rzeczy się wyróżniam. Ale nie chcę, żeby to był jedyny powód, dla którego ktoś mnie obserwuje. Kluczowe jest to, co robię i jak to robię.
Przejrzałam twojego Instagrama… Często używasz słowa iconic. Co jest dziś iconic w modzie?
Dla mnie „iconic” to nie tylko „ coś super” czy „coś fajnego”. To energia, wyjątkowość, czucie się dobrze z samym sobą. To znak i szczypta magii w codzienności – iconic może być stylizacja, gest, czy osoba. To takie codzienne poczucie bycia gwiazdą, ale bez gwiazdorzenia.
Lubisz je, więc pytam.
Tak! Uwielbiam je, bo daje energię. To słowo-afirmacja: dodaje odwagi, żeby się doceniać i nie umniejszać sobie.
Ty jesteś iconic?
(śmiech) Tak, w tym sensie, że wierzę w swoją siłę i próbuję pokazywać ludziom, że oni też mogą. Chodzi o docenienie siebie, a nie czekanie, aż zrobi to ktoś z zewnątrz.
A Anna Wintour jest iconic?
Jeśli sama się tak czuje – to jak najbardziej. Dla mnie ważniejsze jest to, w tej aktualnej sytuacji z amerykańskim Vogue, że każda era ma swój czas i w końcu ustępuje miejsca nowej energii, więc mam wielką ciekawość!
A ty czujesz, że jest?
Nie chcę stawiać pieczątek. Ciekawi mnie raczej, jaki będzie i co przyniesie Vogue po niej.
Czyli dobrze, że odeszła?
Nie oceniam w kategoriach „dobrze/źle”. Zmiany są potrzebne, a ja lubię nowości. Zrobiła swoje, teraz pora na kogoś innego. To było chyba trochę sassy.
Było, fakt.
(śmiech)
Często powtarzasz, że ubrania mają moc. To jaką moc dają tobie twoje ubrania?
A tobie jaką dają moc ubrania?
Ja dobieram je stosownie do nastroju i aktywności, jakie podejmuję danego dnia. Nie ma w tym głębszej filozofii.
U mnie ubrania to opowieść. Pokazują, kim jesteś, jak się czujesz. Dla mnie moda to świadectwo, że można wyrażać swoje emocje, swoją historię i nastrój – nawet bez słów.
A propos uczuć i emocji. Jak czułeś się na pierwszym fashion show?
To było ogromne przeżycie. Pierwszy rząd, mnóstwo emocji. Zaprosiła mnie Kasia – moja obserwatorka, dziewczyna z niepełnosprawnością, która prowadzi własną markę. To dla mnie najważniejsze: że takie osoby robią swoje w modzie i że możemy się wspierać. Sam pokaz nie był może aż tak w moich modowych klimatach (futra), ale samo uczestnictwo w nim było symbolicznym krokiem: dzięki swojej pasji, którą dzielę się w internecie z innymi i dzięki poznawanym w social mediach ludziom, mogłem obejrzeć swój pierwszy pokaz mody na żywo. A plany i marzenia modowe mam tylko większe i większe np. Kopenhaga i Copenhagen Fashion Week, czy inne światowe fashion weeki. Takie doświadczenia dają radość i poczucie, że naprawdę coś się zmienia w świecie mody.
Branża fashion często mówi o inkluzywności, dostępności. To fakty czy pozory?
I jedno, i drugie. Są marki i osoby, które realnie działają – zatrudniają modelki i modeli z niepełnosprawnościami, tworząc z nimi kolejne kampanie, a nie jednorazowe „odhaczenie obecności” w kampaniach. Ale jest też tokenizm, polegający na przykład na pokazaniu raz osoby na wózku lub z inną niepełnosprawnością, żeby mieć tzw.: „zaliczoną różnorodność” i ocieplony wizerunek marki, jako tej, którą obchodzą społeczne kwestie. Działając w świecie mody i social mediów od trzech lat, coraz bardziej widzę, że prawdziwa zmiana zależy od decydentów i ich chęci. A ja robię po prostu swoje i wspieram tych, którzy traktują inkluzywność serio. Ale wiem, że jedna osoba świata nie zbawi – mogę zmieniać tylko swoje otoczenie.
Wystąpiłeś w kampanii społecznej Fundacji Avalon. Co poczułeś, kiedy dostałeś od nich telefon?
To nie było zaskoczenie, bo już się znaliśmy. Ale każdy etap kampanii był dla mnie niesamowicie emocjonujący: pierwsze spotkania, nagrania, wywiady. Poczułem, że ktoś mnie docenia jako twórcę i człowieka. No i tak, żartujemy sobie, że bez „ikony” tej kampanii by nie było (śmiech).
Co jest w tobie iconic?
Idę własną drogą i pokazuję innym, że warto robić to samo. Od jednej obserwatorki usłyszałem, że chciałaby, żeby jej syn – też z niepełnosprawnością – był taki jak ja, gdy dorośnie. To jest szalenie wzruszające, miłe i największy komplement. Niezależnie od niepełnosprawności pokazuję, że szczerość i otwartość naprawdę prowadzą do najlepszych rzeczy. To chcę dawać ludziom – energię, żeby wierzyli w siebie.
Czytaj też:
„Czasem łatwiej skoczyć ze spadochronem, niż wsiąść do pociągu. To przykre”Czytaj też:
Zaiskrzyło od pierwszego spotkania, jest jej prawą ręką. „Wiesz, że Boogie wyjmuje nawet pranie?”





English (US) ·
Polish (PL) ·