Dwie perspektywy długu – krajowa i unijna
Jak podkreśla Sobolewski, kluczem do zrozumienia sytuacji jest rozróżnienie dwóch definicji długu i deficytu:
- Krajowej, obejmującej wyłącznie budżet państwa i państwowy dług publiczny.
- Unijnej (ESA 2010), która uwzględnia wszystkie fundusze, samorządy i pełny obraz finansów publicznych.
To właśnie ta druga, bardziej restrykcyjna metodologia daje prawdziwy obraz stanu finansów. A ten nie napawa optymizmem.
Dług sektora finansów publicznych już w najbliższych kwartałach przekroczy 60% PKB, a na koniec 2026 roku ma wynieść ponad 66%. Jeszcze kilka lat temu utrzymywał się w granicach 45–55%. Z kolei deficyt sektora finansów publicznych wyniósł w 2024 roku 6,6% PKB, w 2025 ma wzrosnąć do 6,9%, a w 2026 spaść tylko symbolicznie – do 6,5%. To ponad dwukrotnie więcej niż unijny limit 3%.
Nowelizacja? Mało prawdopodobna
Mimo alarmujących liczb, Sobolewski przewiduje, że do nowelizacji budżetu raczej nie dojdzie. Minister finansów ma bowiem szeroki zestaw narzędzi księgowych i prawnych, które pozwalają utrzymać budżet w ryzach. Wydatki mogą być przesuwane, a fundusze zasilane nie tylko dotacjami, ale i pożyczkami – co nie powiększa deficytu budżetowego.
Prawdziwym zagrożeniem nie jest więc konieczność nowelizacji, lecz skala zadłużenia i brak przestrzeni do jego konsolidacji. Próba „wciągnięcia” do budżetu wszystkich funduszy oznaczałaby bowiem ryzyko naruszenia konstytucyjnego progu 60% długu publicznego według metodologii krajowej.
Budżet 2026: rekordowe liczby
Projekt budżetu na 2026 rok zakłada wydatki na poziomie ponad 900 mld zł i dochody powyżej 600 mld zł. To oznacza rekordową „dziurę” – ok. 300 mld zł.
Sobolewski przypomina, że są dwa rodzaje ograniczeń:
- prawne (limity konstytucyjne i unijne),
- rynkowe (gotowość inwestorów do dalszego finansowania długu).
I to właśnie te drugie mogą okazać się decydujące. Rynki kapitałowe reagują nie tyle na suche liczby, co na moment kryzysu. Kiedy przyjdzie kolejny wstrząs, Polska – podobnie jak inne kraje – zostanie sprawdzona pod kątem wiarygodności finansowej.
Trzy drogi redukcji deficytu
Jak można wyjść z tak wysokiego deficytu? Ekonomista wskazuje trzy teoretyczne metody:
- Cięcie wydatków – praktycznie niewykonalne z powodów politycznych. Najwięcej kosztują zbrojenia, programy społeczne (800+, 13. i 14. emerytura, „babciowe”), a z nich wycofać się bardzo trudno.
- Podnoszenie podatków – zablokowane przez deklarację prezydenta, że nie podpisze żadnej ustawy zwiększającej daniny.
- Szybszy wzrost PKB – jedyny realny kierunek. Silniejsza gospodarka oznacza bowiem korzystniejszy stosunek długu i deficytu do PKB.
Polska gospodarka rośnie obecnie w tempie ponad 3% rocznie, ale napędzana jest głównie konsumpcją prywatną i publiczną. Problemem jest niski poziom inwestycji – ok. 17% PKB wobec ponad 25% w krajach regionu i 30–40% w gospodarkach rozwijających się.
Inwestycje: największe wyzwanie
„Jesteśmy jak na tytaniku, muzyka gra, ale czas szykować silniki” – obrazowo podsumowuje Sobolewski. Długoterminowo Polska potrzebuje prawdziwej „bomby inwestycyjnej”, sięgającej nawet dodatkowych 350 mld zł rocznie.
Tego nie da się osiągnąć wyłącznie inwestycjami państwowymi. Kluczowe jest pobudzenie prywatnych oszczędności i kapitału, m.in. poprzez mechanizmy takie jak OKI. W 2024 roku Polacy rzeczywiście zaczęli więcej odkładać, ale już w 2025 trend ten osłabł – ponownie wzrosła konsumpcja.
Bez zwiększenia inwestycji, szczególnie prywatnych, wzrost gospodarczy oparty na konsumpcji może okazać się krótkotrwały, a w perspektywie kilku lat Polska wpadnie w stagnację.
Co dalej?
W październiku Pracodawcy RP mają przedstawić raport z rekomendacjami, jak pobudzić inwestycje i stworzyć warunki, w których to sektor prywatny, a nie tylko państwo, sfinansuje rozwój gospodarki.
Na razie jednak jedno jest pewne – budżet 2026 to finansowy test zaufania. Jeśli Polska nie znajdzie nowych motorów wzrostu, zamiast lokomotywy rozwoju grozi nam dryf w stronę długów i stagnacji.