Burmistrz przegiął? Szokujące słowa o dzieciach ze wsi

5 dni temu 11

Jedno zdanie wystarczyło, by w niewielkiej gminie na Warmii i Mazurach wybuchła prawdziwa burza. Podczas publicznego wystąpienia padły słowa, które wielu mieszkańców uznało za krzywdzące i obraźliwe wobec dzieci z terenów wiejskich.

„Dzieci ze wsi są gorzej ubrane”

Podczas sesji rady gminy Korsze (powiat kętrzyński, woj. warmińsko-mazurskie) jeden z lokalnych samorządowców zaproponował likwidację szkoły podstawowej w Sątocznie, do której uczęszcza 42 uczniów, i przeniesienie ich do placówki w pobliskich Łankiejmach. 

Choć uzasadniał to względami ekonomicznymi, jego dalsze słowa wywołały lawinę emocji. W trakcie wystąpienia polityk zasugerował, że dzieci z terenów wiejskich mogłyby czuć się niekomfortowo w szkole miejskiej, ponieważ jak stwierdził - są „gorzej ubrane” i „pochodzą z biedniejszych rodzin”.

„Co innego jest mieć kolegów ze wsi, a co innego z miasta. Może lepiej sytuowanych, może lepiej ubranych (...). Widać po nich, z jakiego środowiska pochodzą. Wrzucenie tych dzieci teraz do szkoły w Korszach to dla wielu byłoby traumą” – mówił samorządowiec podczas obrad.

Słowa te w ciągu kilku godzin obiegły lokalne media i media społecznościowe, wywołując falę krytyki. W komentarzach pojawiły się głosy oburzenia, że osoba pełniąca funkcję publiczną stygmatyzuje dzieci ze wsi, zamiast dbać o równość i integrację. Jednocześnie część mieszkańców stanęła po stronie samorządowca, argumentując, że „powiedział głośno to, o czym wielu myśli po cichu”.

Emocje na sesji i wśród mieszkańców

Wypowiedź samorządowca natychmiast wywołała reakcję wśród radnych i rodziców obecnych na sali. Niektórzy próbowali przerwać jego wystąpienie, inni apelowali o rozsądek i opamiętanie. Wzburzeni mieszkańcy zaczęli komentować sytuację w internecie, żądając publicznych przeprosin i natychmiastowego wycofania propozycji likwidacji szkoły.

„Bardzo nas ubodło, że nasze dzieci są gorzej ubrane. Mam rozumieć, że nasze dzieci idą do Łankiejm, bo tam też są dzieci biedniejsze?” – mówiła poruszona matka jednego z uczniów z Sątoczna, nie kryjąc łez.

Radna Krystyna Borzęcka przyznała, że sprawa zdominowała życie mieszkańców:

„Gdy idę na zakupy, ludzie mnie o tę sprawę pytają. Jedni uważają, że to skandal, inni żal mają do włodarza. To przykre i bolesne dla całej naszej gminy.”

Wielu mieszkańców mówi dziś, że ta jedna niefortunna wypowiedź zniszczyła zaufanie, które przez lata budowano między władzami a lokalną społecznością. W sieci pojawiły się petycje w sprawie odwołania burmistrza, a także komentarze wzywające do referendum. 

Z drugiej strony - nie brakuje też głosów poparcia, zwłaszcza od tych, którzy uważają, że wypowiedź miała „sens społeczny”, choć została przekazana w sposób niefortunny.

ZOBACZ TAKŻE: Ziobro spełnił obietnicę, nawet się nie zawahał. Minister Żurek będzie wściekły

Przeprosiny i tłumaczenia

Po kilku dniach nieustannej krytyki autor kontrowersyjnej wypowiedzi zabrał głos ponownie. Jeszcze podczas tej samej sesji przeprosił wszystkich, którzy poczuli się urażeni, a później opublikował oświadczenie w mediach społecznościowych. 

Jak tłumaczył, jego intencją nie było nikogo upokorzyć, lecz „zwrócić uwagę na problemy emocjonalne dzieci, które mogą czuć się gorsze od rówieśników w mieście”.

„Sam pochodzę ze wsi i wiem, jak to jest czuć się gorzej ubranym od innych. Chciałem te dzieci chronić, a może trochę źle się wyraziłem” – napisał w oświadczeniu.

Rodzice jednak nie uznali sprawy za zamkniętą. Wielu z nich podkreśla, że same słowa przeprosin nie wystarczą – oczekują osobistego spotkania z włodarzem i publicznego wyjaśnienia całej sytuacji.

„Nasze dzieci najgorzej to przeżywają. Czytają w internecie, co o nich powiedziano. Jedno drugiemu pokazuje artykuły, komentarze. Ich krzywdy i wstydu nikt nie widzi” – mówi jedna z matek uczniów z Sątoczna.

Cała sprawa toczy się na tle trudnej sytuacji finansowej gminy. Samorząd jest zadłużony na 29 milionów złotych, a utrzymanie czterech szkół kosztuje rocznie około 8 milionów złotych. 

Likwidacja szkoły w Sątocznie miałaby przynieść 1,5 miliona złotych oszczędności, ale coraz więcej mieszkańców zadaje pytanie: czy warto oszczędzać kosztem dzieci i ich poczucia własnej wartości? Jak mówi jedna z mieszkanek:

„Pieniądze można zarobić, a zaufania i szacunku nie da się tak łatwo odbudować.”

Przeczytaj źródło