Cała Polska słyszała i widziała, co wydarzyło się w trakcie meczu z Litwą

4 tygodni temu 23

"Gdybym jeszcze raz miał urodzić się, znów bym tobie Polsko oddał życie swe" - śpiewali polscy kibice zgromadzeni w sektorze gości na stadionie w Kownie zaraz po zakończeniu meczu z Litwą. Pod sektorem wraz z kibicami kolejne zwycięstwo w kwalifikacjach świętowali piłkarze Jana Urbana. 

Zobacz wideo Lewandowski sprawdził Grosickiego! Hit internetu. Kosecki ocenia

Jakże inna była to atmosfera niż jeszcze cztery miesiące temu, kiedy po porażce z Finlandią w Helsinkach (1:3) polscy kibice lżyli piłkarzy i Michała Probierza, domagając się powrotu Roberta Lewandowskiego. Teraz było głośne "dziękujemy" ze strony kibiców do piłkarzy i oklaski zawodników dla fanów. W ramach podziękowań Lewandowski rzucił nawet swoją koszulkę w trybuny.

Urban naprawił grę i wyniki reprezentacji Polski i jednocześnie oczyścił atmosferę w kadrze i wokół niej. Na dwie kolejki przed końcem kwalifikacji nie musimy obawiać się blamażu, tylko możemy zacząć myśleć o barażach i walce o awans na mistrzostwa świata.

Polscy kibice zalali Kowno

Stadion im. S. Dariusa i S. Girenasa w Kownie może pomieścić 15 tys. kibiców. Na kilka dni przed meczem litewskie media informowały, że w dniu spotkania lokalne służby spodziewały się na miejscu aż pięciu tys. kibiców z Polski.

I rzeczywiście nasi fani zalali Kowno. Już w sobotę rano na trasie na Litwę widać było samochody z biało-czerwonymi szalikami za tylnymi szybami. Tego samego dnia w Kownie Polacy byli bardzo widoczni w samym centrum miasta. Nie tylko w ciągu dnia, ale też wieczorem w pubach i dyskotekach.

W niedzielę o 19:00 lokalnego czasu polscy kibice spotkali się w centrum Kowna pod efektownym kościołem Świętego Michała Archanioła. Po kilkunastu minutach fani wspólnie ruszyli w kilkunastominutową drogę na stadion. Na nim nasi kibice mieli zdecydowaną przewagę nad gospodarzami. "Gramy u siebie" - niosło się po obiekcie na kilkanaście minut przed spotkaniem.

Nasi kibice mieli zdecydowaną przewagę nad litewskimi fanami, którzy wspierali swój zespół. Ci zajęli tylko część sektorów za drugą z bramek. Do pewnego momentu do polskich kibiców w ogóle nie można było mieć zastrzeżeń. Nasi fani głośno dopingowali piłkarzy Urbana, a przed meczem zaprezentowali też efektowną oprawę. Niestety, im dłużej trwało spotkanie, tym zachowanie naszych kibiców przestawało być wzorowe.

"To mecz, a nie wiec polityczny"

Do pierwszego drobnego incydentu doszło jeszcze przed meczem, kiedy jeden z kibiców z biało-czerwoną flagą na kiju chciał wbiec na boisko w trakcie rozgrzewki. W odpowiednim momencie zareagowali jednak policjanci, którzy w kilku powalili mężczyznę na ziemię, a chwilę później wyprowadzili go ze stadionu.

Ale to był tylko początek. W trakcie prezentowania efektownej oprawy z sektora zajmowanego przez Polaków poleciało kilka rac. Dym z nich nie był jednak szczególnie intensywny, dlatego mecz nie został przerwany choćby na minutę.

W trakcie spotkania kibice obrażali też obecnego na stadionie Donalda Tuska. Polski premier przyjechał do Kowna na zaproszenie swojej litewskiej odpowiedniczki i na obiekcie w Kownie pojawił się niespełna 40 minut przed meczem.

Obecność Tuska kibice wykorzystali do politycznych manifestów. "Donald matole, twój rząd obalą kibole" - śpiewali już w czwartej minucie. Piosenka, która była szczególnie popularna przed Euro 2012, kiedy Tusk wypowiedział wojnę pseudokibicom, w Kownie pojawiała się jeszcze kilka razy.

Przed przerwą w polskim sektorze pojawił się też obraźliwy transparent. Tuskowi namalowano na czole niemiecką flagę, a obok widniał napis: "Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz kibicem reprezentacji Polski". W drugiej połowie kibice intonowali też wulgarne przyśpiewki o Rosji i Izraelu oraz pozdrawiali węgierskich przyjaciół. "A czy 'kibice' Polski w Kownie nie pomylili przypadkiem imprezy? To mecz, a nie wiec polityczny" - komentował dziennikarz Eurosportu Krzysztof Srogosz. Niestety na trybunach długo działo się znacznie więcej niż na boisku.

Urban mógł odetchnąć

- Każdy, kto ogrywał Litwę, musiał się namęczyć. Najgorsze w sporcie to być zbyt pewnym siebie lub kogoś zlekceważyć - mówił Urban na sobotniej konferencji prasowej. Selekcjoner reprezentacji Polski przestrzegał swoich piłkarzy przed zbyt luźnym podejściem do niedzielnego spotkania, by ominęły ich problemy, jakie na Litwie mieli Holendrzy. Ci prowadzili na Litwie 2:0, by to prowadzenie stracić i wyszarpać zwycięstwo 3:2.

I zgodnie z tym, co mówił Urban, nie był to łatwy mecz dla Polaków. I przede wszystkim nie był to mecz, który dobrze się oglądało. Mało w nim było składnych akcji i dogodnych okazji bramkowych. Dość powiedzieć, że Polacy objęli prowadzenie dzięki bramce Sebastiana Szymańskiego bezpośrednio z rzutu rożnego.

Mimo kiepskiej gry naszej drużyny Urban długo pozostawał spokojny. Selekcjoner przez większość pierwszej połowy stał z rękami w kieszeniach na znajdującej się obok murawy bieżni. Tuż przed przerwą Urban jednak nie wytrzymał.

Selekcjoner bardzo się zdenerwował po jednej z nieudanych akcji Polaków, kiedy w prosty sposób straciliśmy piłkę w ataku pozycyjnym. Urban aż doskoczył do linii bocznej i wyraźnie dał do zrozumienia zawodnikom, że nie jest zadowolony z tego, co pokazują. Selekcjoner udzielił też indywidualnych wskazówek Łukaszowi Skorupskiemu, gdy ten źle zagrał nogami. 

Znacznie więcej powodów do zadowolenia Urban miał po przerwie, kiedy Polacy zaczęli grać dużo lepiej. Już w pierwszych minutach drugiej połowy selekcjoner kilka razy bił brawo swoim zawodnikom, pokazując, że w końcu grają tak, jak tego od nich oczekiwał. Selekcjoner mógł jednak odetchnąć dopiero w 64. minucie, kiedy gola na 2:0 strzelił Lewandowski.

Ulgę Urbana widać było po jego zachowaniu. Kiedy Lewandowski zdobył drugą bramkę, Urban wzniósł w górę ręce i podbiegł w kierunku zawodników. Selekcjoner nie cieszył się jednak wspólnie z piłkarzami, bo zaraz potem uciął krótką pogawędkę z Janem Bednarkiem.

Urban miał prawo być zadowolony z jeszcze jednego powodu. Zwycięstwo z Litwą niemal na 100 proc. daje nam udział w barażach o przyszłoroczny mundial. Na dwie kolejki przed końcem Polacy mają 13 pkt i o trzy punkty wyprzedzają Finlandię, która rozegrała o jedno spotkanie więcej. W listopadzie czekają nas jeszcze mecze z Holandią i wyjazd na Maltę, jednak mało prawdopodobne jest, by te spotkania zmieniły naszą pozycję w grupie.

Walka o życie kibica

W niedzielę na stadionie w Kownie walka trwała nie tylko na boisku. Już w pierwszych minutach na trybunie przeciwległej do trybuny VIP rozpoczęła się walka służb medycznych o życie jednego z obecnych na meczu kibiców. 

Do podobnego zdarzenia doszło w trakcie czerwcowego meczu Polaków z Finlandią w Helsinkach. Tam jednak mecz został przerwany przez sędziego po tym, jak Bednarek poinformował arbitra o zdarzeniu na trybunach. Tym razem było inaczej.

Informacja o walce o życie kibica nie dotarła ani do delegata UEFA, ani do sędziego, dlatego spotkanie nie zostało przerwanie. Nie znaczy to jednak, że sytuacja nie wyglądała bardzo poważnie. W trakcie reanimacji służby użyły czarnej płachty, by zasłonić całą akcję.

Ta trwała kilkanaście minut. Po wszystkim kibic został wyniesiony ze stadionu, a fani zasiadający wokół sytuacji w pewnym momencie wstali i zaczęli bić brawo. Mamy nadzieję, że szybka reakcja służ i przeprowadzona przez nich akcja zakończyła się powodzeniem.

Pobudka Sebastiana Szymańskiego

Była 83. minuta, kiedy z boiska zszedł polski bohater niedzielnego meczu, czyli Szymański. Pomocnik Fenerbahce w pierwszej połowie strzelił gola, a po przerwie dołożył bardzo ładną asystę przy bramce Lewandowskiego. Kiedy Szymański opuścił boisko, od razu podszedł do niego Urban, który najpierw przybił z nim piątkę, a później - niczym ojciec - objął ramieniem i przytulił.

To był mecz, którego Szymański bardzo potrzebował. Pomocnik Fenerbahce był bowiem jednym z najgorszych piłkarzy czwartkowego spotkania z Nową Zelandią, za co spadła na niego spora krytyka. Zresztą nie pierwszy raz w ostatnim czasie, bo Szymański w kadrze zawodził od dłuższego czasu.

26-latek ostatnią bramkę w reprezentacji zdobył 15 października zeszłego roku, a od tamtej pory nie tylko nie strzelił gola, ale też nie miał asysty. Mimo to Urban bronił Szymańskiego od początku swojej kadencji. - Kawał zawodnika obok mnie siedzi. Znam jego atuty, zresztą chwalił go sam Jose Mourinho - mówił Urban na konferencji prasowej przed meczem z Holandią w Rotterdamie. - Uważam, że zagrał lepiej, niż mówicie. Poza tym ja lubię takich piłkarzy - dodawał selekcjoner po meczu z Nową Zelandią.

Urban nie tylko bronił Szymańskiego, ale też - a może przede wszystkim - konsekwentnie na niego stawiał. Selekcjonera nie interesowała medialna krytyka i spekulacje przed meczem z Litwą, czy pomocnik znajdzie się w podstawowym składzie. Pomocnik Fenerbahce dostał kolejną szansę od Urbana i odpłacił mu się w najlepszy możliwy sposób.

Szymański przerwał serię ośmiu spotkań w kadrze bez gola i asysty. W 50. występie w reprezentacji Polski po raz pierwszy zdobył też bramkę i miał asystę w jednym meczu. Oby to było przełomowe spotkanie dla Szymańskiego w kadrze, bo nikt nie ma wątpliwości, że to zawodnik o odpowiedniej jakości, by być jedną z jej najważniejszych postaci. Byłby to też kolejny wielki plus dla Urbana, który nie tylko wygrywa mecze, ale zbudowałby też kolejnego zawodnika dla drużyny narodowej.

Przeczytaj źródło