Sprawa Małgorzaty Ż., która po śmierci męża Grzegorza chciała zabetonować jego ciało w łazience, doczekała się finału w sądzie apelacyjnym. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, kobieta, wcześniej skazana na osiem lat więzienia, usłyszała złagodzony wyrok – sześć lat pozbawienia wolności. Wstrząsające wydarzenia miały miejsce w niewielkiej małopolskiej wsi Zimnodół w 2024 roku.
- Więcej informacji z kraju i świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl
Wszystko zaczęło się, kiedy 74-letnia matka Małgorzaty, zaniepokojona brakiem kontaktu z córką, postanowiła odwiedzić jej dom w Zimnodole. To, co zobaczyła na miejscu, na zawsze zapadło jej w pamięć. Drzwi otworzyła kobieta, którą bliscy ledwo rozpoznali. Była cała czarna, jakby w sadzy, tylko białka oczu było widać - wspominała matka w rozmowie z policją, cytowana przez "Gazetę Wyborczą".
Na pytanie o męża, Małgorzata miała odpowiedzieć bez emocji: "Zakopałam go w ogrodzie, koło domu." To wyznanie stało się początkiem śledztwa, które ujawniło makabryczne szczegóły tragedii.
Śledczy ustalili, że Małgorzata przez kilka dni mieszkała w domu ze zwłokami męża. Jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza", kobieta tłumaczyła później: Jak znalazłam go w łazience, wpadłam w panikę, nie wiedziałam, co dalej zrobić. Przez trzy dni piłam, w końcu zabrakło mi wódki. Ciało męża zaczęło się rozkładać, musiałam coś zrobić.
W akcie desperacji Małgorzata zamówiła piętnaście worków cementu i postanowiła zabetonować ciało w łazience. Gdy okazało się, że nie mieści się ono w przygotowanej formie, kobieta zdecydowała się na makabryczny krok - odcięła nogi i ręce. Policjanci, którzy przybyli na miejsce, znaleźli zwłoki zakopane w ogrodzie, a w domu narzędzia z widocznymi śladami krwi - siekierę, piłę ręczną i szlifierkę.
Z relacji sąsiadów wynika, że para uchodziła za spokojne i zgodne małżeństwo. Jednak ich życie zmieniło się po śmierci starszego syna. Małgorzata przeżyła załamanie nerwowe, a Grzegorz zaczął nadużywać alkoholu. Choć w 2020 roku doszło do rozwodu, para ponownie się zeszła.
Według zeznań Małgorzaty, w dniu tragedii doszło do kłótni. Grzesiek miał pretensje, że rzekomo rzuciłam w niego popielniczką. Wtedy uderzył mnie butelką w głowę. Poszłam do kuchni, wzięłam nóż i powiedziałam mu: "Nie będziesz mnie tak traktował". Siedział w fotelu. Wykonałam ruch, on zasłonił się ręką i rozcięłam mu przedramię - relacjonowała w śledztwie.
Po tym wydarzeniu mąż zmarł z powodu krwotoku, a ona nie potrafiła zadzwonić po pomoc.
Sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznej przyczyny zgonu. Biegli stwierdzili, że rany mogły być obronne, ale nie pozwalały z całą pewnością ustalić, czy śmierć nastąpiła w wyniku wykrwawienia. W konsekwencji prokuratura nie oskarżyła Małgorzaty o zabójstwo, lecz o nieudzielenie pomocy, uszkodzenie ciała i zbezczeszczenie zwłok.
Sąd pierwszej instancji uznał, że kobieta działała brutalnie, ale nie z zamiarem zabójstwa. Przy ciosach w przedramię trudno mówić nawet o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Oskarżona nie chciała spowodować zgonu, chciała wystraszyć męża - podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Lidia Kurnicka.
Za zbezczeszczenie zwłok - które sędzia określiła jako potraktowanie "ciała jak kawałka mięsa w rzeźni" - oraz za nieudzielenie pomocy, Małgorzata została skazana na osiem lat więzienia. Jednak w październiku sąd apelacyjny obniżył karę do sześciu lat.
Dziś Zimnodół milczy o tamtej tragedii. Jak zaznacza gazeta, mieszkańcy nie chcą wracać do dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się w niewielkim domu na końcu wsi. Wspominają jedynie, że Małgorzata była spokojna, cicha - i nikt nie przypuszczał, że skrywa w sobie tak przerażający sekret.

1 tydzień temu
11




English (US) ·
Polish (PL) ·