Do niedawna było rozpowszechnione takie przekonanie, że od tych „paciorków” są kobiety, a mężczyźnie to zdecydowanie nie uchodzi.
Opowiem taką historię, której doświadczyłem w związku z różańcem i z udziałem w nim mężczyzn.
Wracałem kiedyś samochodem z Lublina, gdzie odwiedziłem świętej pamięci księdza Piotra Pawlukiewicza, który studiował na KUL-u. Wyjechałem z Lublina bez sutanny, jechałem maluszkiem, Fiatem 126p.
Nagle zatrzymuje mnie facet w średnim wieku:
– Można się zabrać do Warszawy?
– Niech pan wsiada!
Jedziemy, rozmawiamy, nie przyznałem się, że jestem księdzem, żeby się czuł swobodnie. I rzeczywiście czuł się tak, bo tylu – jak to się mówi – szorstkich słów, dawno już się nie nasłuchałem. Ale jednak był to bardzo sympatyczny człowiek.
Dojeżdżamy do Warszawy i on pyta:
– To ile panu płacę?
– Nie chcę od pana pieniędzy, bo wie pan – ja jestem początkującym księdzem.
– Ojej! Ksiądz! Nie wiedziałem, przepraszam...
– Ale widzę, że jest pan wierzący, a ja wiozłem pana sto pięćdziesiąt kilometrów, to niech pan za mnie odmówi cząstkę różańca, żebym był dobrym księdzem.
– Oczywiście, proszę księdza, powiem żonie, żeby odmówiła!
Do niedawna było rozpowszechnione takie przekonanie, że od tych „paciorków” są kobiety, a mężczyźnie to zdecydowanie nie uchodzi. Ale to się jednak zmieniło i to bardzo!
Teraz widzimy naprawdę często mężczyzn z różańcem. Zaczęły powstawać różne grupy modlitewne dla facetów skupione właśnie wokół modlitwy różańcowej. To jest naprawdę wspaniałe odkrycie, że wreszcie mężczyźni dostrzegli, że różaniec to potężna duchowa broń również dla nich.
Oczywiście w kółkach różańcowych jest jakieś 90 procent kobiet, bo istnieje też taka specyficzna duchowość różańcowa.
Wspomnę, jak to było z moim świętej pamięci tatą...
Moja mama zawsze chodziła z różańcem, odmawiała go systematycznie. Tata miał swój pacierz, ale nie różaniec. Był wierzącym mężczyzną, ale nie tak gorliwie praktykującym jak mama. Mama cudownie go wszystkiego nauczyła, ale nie chciała go wtłoczyć w jakieś sztywne ramy i zmusić do praktyk, które sama czyniła.
– Wiesz, Marianku, tak bym pospacerowała koło parku, popatrzylibyśmy na Wisłę, na Starówkę. Ale nie mogę sama iść, już taki późny wieczór, sama się boję, a przy tobie czuję się bezpieczna.
I podczas spaceru mama mówiła na przykład:
– Wiesz, po co mamy sto pięćdziesiąty raz o tych samych sprawach gadać? Odmówmy różaniec, to jest dosłownie cztery, pięć minut, taki jeden dziesiątek. Ja tylko ci pokażę, jak to się robi. Ty będziesz mówił: „Święta Maryjo, Matko Boża”, a ja będę mówić dalej...
Tym sposobem mama nauczyła tatę modlitwy różańcowej pod pretekstem spaceru.
Kiedy mama zmarła, tata już nie kończył dnia bez choćby dziesiątka różańca i koronki. Potrafił wstać od stołu i powiedzieć:
– Ja wyjdę sobie na balkon, mam jeszcze do porozmawiania.
A my doskonale wiedzieliśmy, z kim miał do porozmawiania. To jest znaczące, jak go ta modlitwa wciągnęła.
Dzisiaj mężczyźni nie wstydzą się już chodzić z różańcem w ręku. To też efekt wieloletniej pracy duszpasterskiej i nauczania o różańcu. Zaczęto odkrywać, że to nabożeństwo to poręcz zabezpieczająca przed wpadnięciem w przepaść i drabina, po której można wyciągnąć dusze z czyśćca.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Świątek, piątek i niedziela. Ks. Boguś wyjaśnia". Autor: ks. Bogusław Kowalski. Wydawnictwo PROMIC


1 miesiąc temu
47






English (US) ·
Polish (PL) ·