Czytamy w weekend. 31 października 2025

1 tydzień temu 13

Co przeczytać w weekend?

W wakacje postanowiłam przeczytać coś lekkiego. Kinga, najwspanialsza influencerka książkowa, zachęciła mnie do przeczytania pierwszej powieści romantasy.

Rozsądnie zaczęłam od ostatniej strony, żeby upewnić się, że to nie jedna z tych serii na dwadzieścia tomów. Oczywiście przeczytałam: „koniec części pierwszej”, ale skoro to tylko dwa tomy - podejmuję się!

Pierwszy tom, „Okno skąpane w mroku”, pochłonęłam błyskawicznie. To chyba najszybciej przeczytana książka w tym roku, a ja raczej należę do tych, co są dumni, gdy skończą jedną książkę w miesiącu… i z lekkim przerażeniem patrzą na konto Kingi, która w tym czasie czyta piętnaście (ma urlop).

Teraz sięgnęłam po „Dwie splecione korony” Rachel Gillig - kontynuację losów Elspeth i Ravyna. Tym razem bohaterowie muszą odnaleźć ostatnią z magicznych Kart Opatrzności i ocalić królestwo przed zgubną magią. Brzmi poważnie, ale autorka potrafi to opisać tak, że chce się czytać dalej.

To naprawdę przyjemne czytadełko - trochę mroku, trochę magii, trochę emocji. Idealne na jesienne wieczory, zwłaszcza jeśli - tak jak ja - lubicie zanurzyć się w historii, która ma klimat, ale nie przytłacza.

W ten weekend, kiedy myślami jesteśmy przy tych, których już z nami nie ma — a przynajmniej nie ma ich fizycznie, w świecie, który znamy — sięgam po „Śmierć Viveka Ojiego” Akwaeke Emezi. To książka, o której słyszałem, że potrafi zaboleć, ale też zostawić w czytelniku coś ciepłego i prawdziwego.

Opowieść zaczyna się od końca — od dnia, gdy na progu matki pojawia się ciało syna — i powoli odkrywa, kim naprawdę był Vivek. Emezi podobno pisze z ogromną empatią, pokazując, jak trudno być sobą w świecie, który oczekuje, że będziesz kimś innym, określonym. Liczę na historię o tożsamości, rodzinie i akceptacji, ale też o tym, jak pamięć może być formą miłości. Narracja nielinearna, delikatnie unosząca się między życiem a śmiercią, jakby próbowała znaleźć miejsce pomiędzy. To chyba idealna lektura na czas zadumy — nie po to, by się zasmucić, ale by po prostu trochę lepiej zrozumieć, co zostaje po człowieku, gdy znika.

Spodziewam się książki spokojnej, ale niełatwej, pisanej z uważnością, której w codzienności często brakuje. Zresztą wydawnictwo Filtry jakoś zawsze mnie przyciąga.

Wróciłam z Festiwalu Conrada, a razem ze mną — stos książek i dobre chęci, by przeczytać je jak najszybciej. Na pierwszy ogień idzie „Do perfekcji” Vincenzo Latronico. Rozmowę z autorem przeprowadził Alek Hudzik z Mint Magazine — i to była jedna z tych rozmów, po których ma się wrażenie, że dobrze spędziło się czas.

Była nostalgia za Berlinem (a może i światem?), którego już nie ma, wątek włoskiego punk rocka, monstery, FOMO, życie jako projekt, inspiracja Perecem i wyznanie, że jednak Tom powinien nazywać się Leo. Simpatico.

Latronico powiedział w wywiadzie Emilii Dłużewskiej:

„Za każdym razem, kiedy mówię: ‘napisałem książkę, nie ma fabuły, dialogów i zaczyna się od siedmiostronicowego opisu mieszkania’, gdzieś na świecie umiera PR-owiec”.

Mnie zachęcił. Słodki listopad zacznę więc właśnie od tej lektury (i mam nadzieję, że nikt nie umrze), którą podobno potrafią zrozumieć tylko milenialsi. Jest króciutka, a jeśli choć w połowie tak dobra, jak conradowa rozmowa, to czeka mnie wyjątkowo udany czytelniczy weekend.

A wy, jakie książki macie na swojej weekendowej liście? Piszcie w komentarzach!

Przeczytaj źródło