Drugi mąż był miłością jej życia. Ale wolała nosić nazwisko pierwszego

22 godziny temu 9

Oprac.: Katarzyna Kwiecińska

Małgorzata Lorentowicz – zwana przez znajomych „Dudą” - przez prawie cztery dekady była żoną Tadeusza Janczara. Niewiele osób wie, że zanim go poznała, była związana węzłem małżeńskim z innym mężczyzną. To właśnie reżyserowi Lechowi Lorentowiczowi zawdzięczała nazwisko, którym posługiwała się do końca życia.

Odtwórczyni roli babci Wolańskiej w dwóch pierwszych częściach kultowego cyklu "Kogel mogel" wcale nie miała zamiaru zostać aktorką. To, by stanąć do walki o indeks szkoły teatralnej, przyszło jej do głowy, gdy była studentką Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Małgorzata Damięcka (tak nazywała się, będąc panną) usłyszała pewnego dnia, że władze przeniesionej właśnie z Łodzi do stolicy szkoły aktorskiej ogłosiły nabór. Zdecydowała się stanąć przed komisją egzaminującą kandydatki i kandydatów na gwiazdy i odniosła sukces. Sam Jan Kreczmar - legenda polskiego teatru - uznał, że jest "wartym szlifowania diamentem".

Jeszcze w czasie studiów Małgorzata przyjęła zaproszenie Ludwika René i dołączyła do obsady sztuki "Interwencja", którą wystawiał w Teatrze Ateneum. "Scena, od chwili, kiedy po raz pierwszy na niej stanęłam, stała się moją wielką miłością" - wspominała po latach w rozmowie z magazynem "Teatr".

"Wydawało mi się, że mam predyspozycje do bycia amantką liryczną, ale gotowa byłam grać wszystko, byle grać" - opowiadała.

Parę tygodni przed debiutem aktorka wyszła za mąż za starszego o cztery lata studenta reżyserii, poznanego podczas wizyty w wytwórni filmów oświatowych Lecha Lorentowicza.

"Spodobał mi się od pierwszego spojrzenia, a rozkochał w sobie od pierwszej rozmowy. Miałam nadzieję, że spędzimy razem całe życie" - wspominała na łamach "Przyjaciółki".

Kto wie, jak potoczyłyby się losy małżeństwa aktorki i reżysera, gdyby Małgorzata nie wyjechała po dyplomie do Wrocławia, zamiast przenieść się ze stolicy do Łodzi, gdzie jej mąż nadal studiował w szkole filmowej.

"We Wrocławiu czekał na mnie etat w teatrze, czekały role. Nie mogłam przecież zrezygnować z marzeń" - stwierdziła wiele lat później w cytowanym już wywiadzie.

Małżeństwo aktorki z Lechem Lorentowiczem przetrwało niespełna pół dekady.

"Widocznie nie byliśmy sobie pisani. To nie u jego boku miałam przeżyć najpiękniejsze chwile" - powiedziała, wspominając pierwszego męża w rozmowie z "Przyjaciółką".

Lech Lorentowicz został dyplomowanym reżyserem w 1954 roku. Próbował też swych sił jako aktor, ale dał sobie spokój z graniem.

Pierwszymi filmami, które zrealizował samodzielnie według własnych scenariuszy, były dokumentalne "Zielone 100.000.000" i "Elbląg". W 1965 roku wyreżyserował jeden z odcinków telewizyjnego cyklu "Dzień ostatni Dzień pierwszy", a cztery lata później nakręcił "Znicz olimpijski" - swoją jedyną pełnometrażową fabułę. W połowie lat 70. podpisał się jeszcze pod trzema odcinkami serialu "Trzecia granica" i na tym jego kariera się zakończyła. Zmarł 21 listopada 1987 roku.

Niespełna dwa lata po rozwodzie Małgorzata Lorentowicz - idąc do teatru na próbę "Tragedii amerykańskiej" - zobaczyła w jednej z gablot przed wrocławskim kinem Śląsk zdjęcie młodego mężczyzny.

"To był Tadeusz Janczar jako Jasio Krone z 'Pokolenia' Wajdy, które wchodziło właśnie na ekrany. Ta twarz tak mnie zaintrygowała, że od razu poszłam na ten film" - cytował ją autor biografii Janczara w swej książce "Zawód: aktor".

"Film mi się nie podobał, jednak rola Tadeusza była wielka. Zainteresował mnie swą grą, swoją osobowością, pomyślałam, że miło by było kiedyś z nim zagrać, a zaraz potem zapomniałam o nim" - wspominała aktorka w wywiadzie dla "Przyjaciółki".

Na początku wiosny 1956 roku do Wrocławia przyjechał dobry znajomy Małgorzaty Lorentowicz - Stanisław Bugajski, który objął właśnie kierownictwo artystyczne Teatru Nowej Warszawy i Klasycznego.

"Zjawił się u mnie z propozycją angażu. Nie chciałam jej przyjąć. We Wrocławiu doświadczałam licznych wyrazów sympatii od publiczności, z kolegami z teatru łączyła nas bliska więź. Nie zamierzałam się przenosić" - wyznała po latach na łamach "Przyjaciółki".

Bugajski uparł się, by przekonać ją do powrotu do jej rodzinnego miasta.

"Powiedział: 'To ja ci chociaż przeczytam, kto już jest w zespole'. Gdy po którymś z kolei nazwisku wyczytał Tadeusza Janczara, sama zaskoczona swoją spontanicznością, powiedziałam krótko: jadę" - wspominała Małgorzata Lorentowicz.

Miesiąc później po raz pierwszy spotkała swego przyszłego męża na próbie spektaklu "Don Cezar de Bazan". Grali w nim parę i w życiu też się nią stawali...

"Tadzio tak subtelnie potrafił się do niej zalecać, a ona tak dostojnie potrafiła te zaloty przyjmować. Ich romans dojrzewał na oczach całego teatru, raz nawet przyłapała ich w nocy na dachu żona któregoś z ministrów, która pomieszkiwała w naszym teatrze" - opowiadał biografowi Janczara grający wtedy z "Dudą" i Tadeuszem Wojciech Zagórski.

Dwa lata po premierze "Don Cezara..." Lorentowicz i Janczar pobrali się. Byli razem 39 lat. Kilka miesięcy przed śmiercią Tadeusza (odszedł 31 października 1997 roku) zdecydowali się ponownie stanąć na ślubnym kobiercu - tym razem w kościele.

Małgorzata Lorentowicz - choć Tadeusz Janczar był największą miłością jej życia - nigdy nie zdecydowała się przyjąć jego nazwiska. Do końca nosiła nazwisko pierwszego męża. Zmarła 8 maja 2005 roku.

Źródła:

1. Książka P. Śmiałowskiego "Tadeusz Janczar. Zawód: aktor", wyd. 2007

2. Wywiady z M. Lorentowicz: "Teatr" (1983), "Przyjaciółka" (1998)

Przeczytaj źródło