Ekspert: Ludzie czasem nawet nie wiedzą, że działają na zlecenie Rosji

2 tygodni temu 14

Donald Tusk poinformował we wtorek o zatrzymaniu ośmiu osób podejrzewanych o przygotowywanie aktów dywersji. "ABW, we współpracy z innymi służbami, zatrzymała w ostatnich dniach osiem osób w różnych częściach kraju, podejrzewanych o przygotowywanie aktów dywersji. Sprawa jest rozwojowa. Trwają dalsze czynności operacyjne" – napisał premier na platformie X.

Trwa ładowanie wpisu Twitter

Zatrzymanie potencjalnych dywersantów

Zatrzymane osoby to w większości cudzoziemcy zza wschodniej granicy. Ich działania obejmowały prowadzenie wywiadu oraz przygotowywanie aktów dywersji i sabotażu na terenie kraju. Najważniejszym celem działań dywersyjnych była infrastruktura krytyczna, w tym szlaki kolejowe, kluczowe dla transportów uzbrojenia i pomocy humanitarnej zmierzających na Ukrainę.

Ekspert: Ludzie nieświadomie podejmują współpracę z Rosją

Jak wyjaśnił Bartosz Cichocki, były ambasador RP w Kijowie, werbując osoby do współpracy, Rosja po prostu korzysta z możliwości, które się przed nią otwierają. Mamy bardzo poważne napięcia w świecie zachodnim, konflikt sił antysystemowych z systemowymi. Towarzyszy temu spadek zaufania do tradycyjnej polityki i do środków masowego przekazu. Na tym zamieszaniu społeczno-intelektualnym korzysta Rosja, zresztą nie tylko ona, wyłapując w internecie zagubionych, zbuntowanych lub zdesperowanych ludzi – tłumaczył rozmówca PAP.

Cichocki dodał, że pamięta z Ukrainy przypadki, gdy ludzie podejmowali współpracę, nie mając świadomości, że po drugiej stronie są Rosjanie. Motywacja bywała bardzo różna: komuś brakowało na przeżycie do następnego poranka lub miał długi, ktoś inny bał się ujawnienia kompromitujących informacji, jeszcze ktoś inny popadł w konflikt z sąsiadem Polakiem, Ukraińcem czy Gruzinem lub został porzucony przez dziewczynę i, powodowany emocjami, chciał się odegrać – wytłumaczył Cichocki. Rosji udawało się pozyskać takie osoby do współpracy, nawet im nie płacąc – dodał.

Ambasador zwrócił uwagę, że w Ukrainie zdarzały się przypadki, że ludzie dosłownie za równowartość kilkunastu czy kilkudziesięciu złotych podejmowali się zadań takich, jak sfotografowanie transportu wojskowego, rozklejenie ulotek, podpalenie komendy uzupełnień czy zaznaczenie geolokacji instalacji energetycznej.

Rozmówca PAP ocenił, że najpierw w Gruzji, a potem na Ukrainie Rosjanie mieli poligon, który teraz wykorzystują w Polsce i będą wykorzystywać w innych państwach.

Jego zdaniem Rosja chce siać zamęt, zwątpienie w odporność naszych państw, wzmacniać przekonanie o nieudolności służb, a czasem, jak na przykład w 2014 r. w czeskich Vrbeticach, gdzie wysadzono magazyn z amunicją, zmniejszać zdolności obronne państw, które uważa za przeciwników.

Jak zaznaczył Bartosz Cichocki, Rosja próbuje nam pokazać, że za wspieranie Ukrainy musimy zapłacić cenę. Uważam, że powinniśmy uczyć się od Ukraińców, jak to odwrócić. Jak zasiewać w Rosjanach niepewność i zwątpienie w ich władze. Oczywiście w ramach prawa międzynarodowego. Pisze o tym Walerij Załużny, ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii i były głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych, w artykule opublikowanym przez Instytut Wschodniej Flanki – podkreślił ambasador i dodał, że ukraiński generał stwierdza tam m.in., że prowadzimy wojnę rękami napadniętego sąsiada. Bez naszych danych wywiadowczych, systemów naprowadzania i technologii bezzałogowych ta wojna wyglądałaby zupełnie inaczej.

Wielka skala inspirowanych przez Rosję działań dywersyjnych

Jak przekonywał kolejny rozmówca PAP, prof. Tomasz Safjański, zastępca dyrektora Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Transgranicznym Akademii WSB, skala inspirowanych przez Rosję działań dywersyjnych na terenie Europy jest większa, niż wynikałoby to z doniesień w środkach masowego przekazu.

Z prowadzonych przeze mnie w Akademii Pożarniczej w Warszawie, pod kierunkiem prof. Bernarda Wiśniewskiego, na razie jeszcze pilotażowych badań wynika, że po 2022 r. na terenie Europy było 48 przypadków podpaleń związanych z Federacją Rosyjską. Aż 12 z nich w Polsce, tyle samo w Wielkiej Brytanii, 11 w Niemczech, po dwa na Litwie, w Łotwie i Estonii – wymienił prof. Safjański i podkreślił, że mowa tylko o aktach dywersji polegających na wywołaniu pożaru.

Jak zaznaczył ekspert, skutek taki można osiągnąć nie tylko, sięgając po materiały wybuchowe – w niektórych przypadkach do wywołania pożaru wystarczyło przecięcie określonych instalacji.

PAP zapytała prof. Safjańskiego, co robić, a czego nie robić w związku z narastającym zagrożeniem sabotażowym. Jego zdaniem przede wszystkim nie możemy ulegać dezinformacji. Jeżeli coś nas niepokoi, to musimy te swoje wątpliwości konfrontować z oficjalnymi źródłami informacji. Najlepiej tymi publicznymi.

Ekspert zwrócił uwagę na fakt, że zagrożenia dywersyjne, związane z działaniami Rosji, mają charakter nieoczywisty, czyli mogą się materializować w każdym czasie i w każdym miejscu. Dlatego – jak podkreślił – musimy być uważni i zwracać uwagę na nietypowe sytuacje. Na przykład powściągnijmy naszą uczynność, jeżeli przypadkowa osoba poprosi o przeniesienie jakiegoś ładunku lub o przechowanie pakunku.

Rozmówca PAP zaznaczył, że w razie potrzeby należy poinformować policję, a nie inne służby. To ona będzie wiedziała, gdzie przekazać daną informację dalej – przekonywał prof. Safjański.

Wielowymiarowa działalność sabotażowa Rosji w Polsce

Działalność sabotażowa prowadzona na zlecenie Moskwy w Polsce przyjmowała rozmaite formy. Na przykład w sierpniu 2023 r. zatrzymano dwóch Rosjan, którzy w Krakowie i Warszawie rozkleili kilka tysięcy ulotek zachęcających do podpisania kontraktu z Grupą Wagnera (prywatną firmą wojskową założoną przez Jewgienija Prigożyna, realizującą na zlecenie Kremla działania militarne i prowadzącą operacje wpływu w różnych częściach świata – PAP).

Pod koniec lipca ub.r. zatrzymano w Katowicach rosyjskiego aktywistę Igora R., który miał organizować przerzut paczki z materiałami wybuchowymi ze stolicy Czech na Ukrainę. Zarzut, w tym przypadku szpiegostwa, usłyszała również jego żona Iryna R.

16 października br. ABW, we współpracy ze służbami rumuńskimi (SRI), zatrzymała Danyłę H. – 21-letniego obywatela Ukrainy, który na zlecenie rosyjskich służb organizował pracę grupy przerzucającej materiały wybuchowe przez Polskę i Rumunię do Ukrainy. Równocześnie w Rumunii zatrzymano dwóch innych obywateli Ukrainy współdziałających z podejrzanym.

W maju ub.r. pożar strawił Centrum Handlowe Marywilska 44 w Warszawie. Miesiąc wcześniej, również w Warszawie, został podpalony hipermarket budowlany OBI przy Radzymińskiej 166. Do podobnego zdarzenia doszło też w Wilnie, gdzie w maju 2024 r. ogniem zajął się sklep IKEA.

ABW i Prokuratura Krajowa ustaliły, że seria tych pożarów była wynikiem sabotażu zleconego przez rosyjski wywiad, a cała operacja była koordynowana zdalnie przez osobę przebywającą w Rosji.

W toku śledztwa zatrzymano i postawiono zarzuty m.in. obywatelom Ukrainy, Daniiłowi B. i Ołeksandrowi H., którzy odpowiadali za skonstruowanie i zdalne użycie zapalników. Jak ustalono, nadzorujący operację z terytorium Rosji Ołeksandr V. nakazał sfilmowanie pożaru Marywilskiej, a następnie opublikowanie materiału na portalach propagandowych.

W marcu 2023 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozbiła największą siatkę sabotażową działającą na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU) w Polsce. Zatrzymano 16 cudzoziemców. W skład grupy wchodzili m.in. obywatele Ukrainy, Białorusi (dwóch studentów) oraz Rosjanin (hokeista grający w śląskiej drużynie).

Ustalono, że grupa działała co najmniej od stycznia 2023 roku w pobliżu kluczowych węzłów logistycznych (m.in. Przemyśl, Rzeszów). Jej członkowie mieli prowadzić rozpoznanie infrastruktury krytycznej, monitorować transporty wojskowe i przygotowywać wykolejenia pociągów z pomocą dla Ukrainy. Rozkazy z Moskwy otrzymywali zdalnie, a wynagrodzenie otrzymywali w kryptowalutach.

Polskie służby uznały, że ryzyko zamachów jest zbyt duże, żeby dalej obserwować grupę i zdecydowano o natychmiastowym zatrzymaniu jej członków. Wszyscy oskarżeni przyznali się do winy. Niektórzy z nich złożyli wnioski o azyl w Polsce, próbując uniknąć deportacji do krajów, z których pochodzą.

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję

Przeczytaj źródło