Gdyby wtedy nie wsiadł do taksówki, mógłby zostać kompozytorem. Oto tajemnicza zbrodnia z czasów PRL

3 tygodni temu 17

Porwanie

Jak zapewniali koledzy Bohdana, najstarszy syn twórcy i prezesa PAX-u [Bolesława Piaseckiego - przyp. red.] był zdolnym, spokojnym, pilnym uczniem, w dodatku głęboko wierzącym i utalentowanym. Według nich gdyby owego feralnego styczniowego dnia nie wsiadł do taksówki, mógłby zostać znanym kompozytorem.*

[…]

Bohdanowi Piaseckiemu nie było jednak pisane życie zakonne. Nie udało mu się także rozwinąć swojego kompozytorskiego talentu – wszystko się zakończyło 22 stycznia 1957 roku. Tego feralnego dnia w okolicy skrzyżowania z ulicą Wejnerta do wracającego ze szkoły Bohdana, któremu towarzyszyli Wojciech Szczęsny, Janusz Świątkowski oraz Ryszard Karwański, podszedł nieznany mężczyzna. Jak później zeznali koledzy Piaseckiego, ów człowiek wyglądał jak typowy tajny funkcjonariusz służb bezpieczeństwa. Zapytał, który z nich nazywa się Piasecki, i pokazawszy im jakiś dokument, który przed momentem wyjął z teczki i który młodzieńcom przypominał legitymację milicyjną, zabrał ze sobą piętnastoletniego Bohdana Piaseckiego. Razem z nim poszedł na ulicę Wejnerta, gdzie czekał na nich inny mężczyzna i wszyscy trzej wsiedli do taksówki, czarnego samochodu marki Warszawa. Tknięci złym przeczuciem, Szczęsny i Świątkowski zanotowali numer rejestracyjny pojazdu: T-75-222. Chociaż wydawało się, że Bohdan został zatrzymany przez funkcjonariuszy milicji lub służb bezpieczeństwa, zdaniem kolegów Piaseckiego sprawa była mocno podejrzana, zwłaszcza że tajemniczy mężczyźni nie wsiedli do oznakowanego pojazdu milicyjnego lub nieoznakowanego samochodu służbowego, jakim zazwyczaj poruszali się pracownicy służb bezpieczeństwa, ale właśnie do taksówki. Ponadto koledzy Bohdana pamiętali rozmowę z nim, którą odbyli dwa tygodnie wcześniej. Chłopiec powiedział wówczas, że spotkało go „coś strasznego", ale nie może im zdradzić żadnych szczegółów. Wojciech Szczęsny i towarzyszący mu koledzy nie byli jedynymi świadkami zdarzenia.

Budynek Sądu Okręgowego w Warszawie przy al. Solidarności. To tu wg zeznań Ignacy Ekerling miał po raz ostatni widzieć Bohdana Piaseckiego i jego porywaczy. (Fot. Szczebrzeszyński / Domena publiczna via Wikimedia Commons)

Taksówkę obserwował uważnie Henryk Rysak, pracujący w znajdującym się przy ulicy Naruszewicza kiosku. […] „Kiedy dwaj mężczyźni podeszli z chłopcem do samochodu, wewnątrz nikogo nie było; nie zauważyłem, aby w taksówce siedział kierowca, myślę obecnie, że osobnik w kapeluszu musiał prowadzić taksówkę" – zeznawał potem. Kiedy tylko samochód wiozący jego przyjaciela zniknął za zakrętem, Szczęsny wrócił do szkoły, gdzie godzinę później opowiedział o zajściu młodszemu bratu Bohdana, ale nie sprecyzował, że Bohdan, jego zdaniem, został porwany. Potem obaj z Jarosławem udali się do domu Piaseckich, by poinformować o incydencie ojca zatrzymanego chłopca.

Piasecki natychmiast zatelefonował do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i jako osoba publiczna i ustosunkowana stanowczo zażądał, by rozpoczęto poszukiwania jego syna.

Tajemnicza zbrodnia PRL

Tak rozpoczęła się jedna z najbardziej tajemniczych spraw w historii PRL-u, zbrodnia, w której wątki kryminalne w zadziwiający sposób mieszają się z wątkami politycznymi, a historycy do dziś nie potrafi ą ustalić, kto i dlaczego jej dokonał.

Śledztwo prowadzone w tej tajemniczej sprawie, oznaczone kryptonimem "Zagubiony", zapisało się w annałach polskiej kryminalistyki jako najdłuższe w całej powojennej historii, zamknięto je bowiem dopiero po 25 latach! Tym bardziej dziwi brak jakichkolwiek konkretnych ustaleń.

Trudności zaczęły się już na początku, mimo że milicja dysponowała numerem taksówki. Wprawdzie w owych czasach nie istniały elektroniczne, internetowe rejestry pojazdów, samochodu nie można było też namierzyć za pomocą nawigacji, ale nie znaczy to, że nie było sposobu, aby znaleźć taksówkę i obsługującego ją w tym dniu kierowcy. Wystarczyło zwrócić się w tej sprawie do Wydziału Komunikacji i podać numer rejestracyjny, co zresztą zrobiono. Jednak major MO Henryk Sochacki usłyszał od kierownika wydziału Zygmunta Westlera, że żaden samochód o podanym przez niego numerze rejestracyjnym nie figuruje w rejestrze prowadzonym przez Wydział Komunikacji ani jako taksówka, ani jako pojazd prywatny. Wobec tego pracownik PAX Gustaw Kitzman na polecenie swojego szefa wybrał się do miejskiego Wydziału Komunikacji, gdzie bez problemów dowiedział się, że taksówka należy do Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego. Oczywiście, jak na praworządnego obywatela przystało, poinformował o tym MO. Niestety na nic się to nie zdało, funkcjonariuszom milicji nie udało się bowiem ustalić nazwiska taksówkarza.

I tym razem ludzie Piaseckiego okazali się bardziej operatywni i skuteczniejsi od organów ścigania, gdyż już 22 stycznia wieczorem inny pracownik stowarzyszenia, Tadeusz Anderszewski, znalazł bez trudu samochód o rejestracji T-75-222 na ulicy Nowy Świat. Postawiona przed faktem dokonanym milicja zatrzymała kierowcę odnalezionego pojazdu. Był nim Ignacy Ekerling, były żołnierz armii Berlinga, który po wojnie pracował jako kierowca oraz taksówkarz i był zatrudniony m.in. w Żydowskim Instytucie Historycznym. Niestety jego zeznania nie wniosły nic nowego do sprawy. Taksówkarz twierdził bowiem, że w dniu porwania nieznani mężczyźni zamówili kurs i zniknęli.

Bolesław Piasecki był współzałożycielem ONR, a w latach 1935-1939 przywódcą Ruchu Narodowo-Radykalnego 'Falanga'. (Fot. Kurier Codzienny / Domena publiczna) , Podwórze bloku, w którym znaleziono zwłoki Bohdana Piaseckiego. (Fot. Shalom / CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons)

Tajemnicze telefony do Bolesława Piaseckiego

[…]

Już po kilku godzinach od tajemniczego zniknięcia chłopca do Bolesława Piaseckiego zadzwoniono z informacją, że w jednym z warszawskich urzędów pocztowych czeka na niego list na poste restante. W liście znajdowała się informacja, że Bohdan został porwany i odzyska wolność po zapłaceniu przez jego rodzinę okupu w niewyobrażalnej dla przeciętnego obywatela ówczesnej Polski kwocie – czterech tysięcy dolarów i stu tysięcy złotych. Było to dużo, ale Piasecki był w stanie zgromadzić żądane pieniądze, gdyż w grę wchodziło bezpieczeństwo i życie jego syna. Po dwóch dniach zrozpaczony ojciec, wciąż żywiąc nadzieję na odzyskanie chłopca, otrzymał kolejny telefon z poleceniem, by udał się z gotówką do restauracji "Kameralna" przy ulicy Foksal. Zaalarmowana milicja zabroniła jednak Piaseckiemu udać się tam osobiście, wysyłając księdza prefekta z liceum Mieczysława Suwałę w asyście tajnego funkcjonariusza MO. Tam odebrano telefon z następną instrukcją, która kierowała osoby z okupem do budynku pod adresem aleja Na Skarpie 65, gdzie czekały kolejne polecenia. Ksiądz jeździł więc z miejsca na miejsce, otrzymywał kolejne instrukcje, a na ostatnim przystanku miał czekać na niego… pantofel, w którym miało znajdować się kolejne, tym razem finalne polecenie. Niestety po przybyciu na miejsce nie znaleziono ani pantofla, ani listu z instrukcjami. 24 stycznia w mieszkaniu Piaseckiego znów zadzwonił telefon. Tajemniczy głos oświadczył, że na ojca porwanego czeka list w drzwiach kościoła św. Krzyża. A ponieważ, jak powiedział porywacz, Piasecki poprzednio poinformował milicję, kwota okupu została podniesiona o sto tysięcy złotych. Pieniądze miał dostarczyć współpracownik Bolesława Ryszard Reiff, któremu polecono, by zgodnie z instrukcją podszedł do słupa na ulicy Marszałkowskiej, do którego miała być przymocowana wiadomość z następnymi wytycznymi. Niestety Reiff po przybyciu na miejsce niczego nie znalazł i zaniepokojony poinformował o tym fakcie telefonicznie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, oświadczając jednocześnie, że nie będzie dalej negocjował z porywaczami. […] Po kilku dniach porywacze Bohdana znów nawiązali kontakt z jego ojcem, nakazując, by na następne instrukcje czekał w mieszkaniu pisarza związanego z PAX-em Jana Dobraczyńskiego. Chociaż Piasecki postąpił zgodnie z zaleceniami przestępców, na próżno czekał w mieszkaniu autora Listów Nikodema na jakąkolwiek wiadomość. Porywacze więcej się nie odezwali, a po Bohdanie zaginął wszelki ślad.

Grób Bolesława Piaseckiego, jego zamordowanego syna oraz poległej w powstaniu warszawskim żony. Cmentarz Powązkowski w Warszawie. (Fot. Mateusz Opasiński / CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons)

Opieszałe śledztwo

[…]

W tym czasie funkcjonariusze, prowadząc działania operacyjne, przesłuchali Ignacego Ekerlinga, który, jak się okazało, wbrew jego wcześniejszym zapewnieniom, musiał mieć coś wspólnego ze sprawą, ponieważ jego zeznania były zadziwiająco niespójne i pełne sprzeczności. Przede wszystkim podany przez niego czas i miejsce postoju taksówki na ulicy Wejnerta różnił się od informacji podanych przez naocznych świadków zdarzenia – kolegów Bohdana. Takich niezgodności było dużo więcej, a co dziwniejsze, Ekerling nie był w stanie podać dokładnego rysopisu mężczyzn, chociaż, jak twierdził, z jednym z nich przebywał w taksówce aż 40 minut. Przesłuchujący go funkcjonariusze nabrali przekonania, że kierowca współdziałał z porywaczami. 24 stycznia w miejscu zdarzenia przeprowadzono wizję lokalną z udziałem Ekerlinga, ale bez naocznych świadków. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, ale jakimś dziwnym trafem protokół z wizji zaginął, zanim w ogóle został włączony do akt sprawy! Ekerling nie zdążył go nawet podpisać, a potem zaprzeczył złożonym wcześniej zeznaniom.

[…]

Piasecki, rozczarowany wyjątkową opieszałością prowadzących śledztwo, poruszył niebo i ziemię, aby sprawa wreszcie ruszyła do przodu. Słał pismo za pismem do najważniejszych ludzi w państwie, do generalnego prokuratora Jana Wasilewskiego, Mieczysława Moczara i Antoniego Alstera, piastujących wysokie stanowiska w MSW, a nawet do Władysława Gomułki. Jego wysiłki nie poszły na marne, gdyż wiosną 1958 roku zmienił się prokurator prowadzący śledztwo, który ze zdwojoną energią zabrał się do pracy – nie tylko przesłuchał wszystkich naocznych świadków, ale zlecił przeprowadzenie rewizji u Ekerlinga, która przyniosła zaskakujące rezultaty. W jego domu znaleziono notes z nazwiskami oraz adresami. Kilka z nich pokrywało się z adresami punktów kontaktowych, w których współpracownicy Piaseckiego odbierali informacje od domniemanych porywaczy. Wszystkie wymienione w notatkach osoby były bliskimi znajomymi Ekerlinga. Wówczas stało się jasne, że Ekerling musiał współpracować z porywaczami, dlatego 1 kwietnia został aresztowany. Żaden z wymienionych w notesie ludzi nie został jednak zatrzymany, ponieważ wszystkie figurujące w zapiskach osoby zdążyły opuścić kraj i wyjechać do Izraela. Śledczym udało się jedynie ustalić, że w chwili porwania przebywały jeszcze na terenie Polski. W notesie znaleziono też odręczny plan dzielnicy, w której znajdowało się liceum św. Augustyna. Ojciec porwanego chłopca żył nadzieją, że porywacze nie skrzywdzili Bohdana i nastolatek prędzej czy później wróci do domu. Jego nadzieje podsycali też ludzie, którzy się z nim kontaktowali, twierdząc, że mają istotne informacje na temat miejsca pobytu jego pierworodnego.

Tragiczny koniec poszukiwań

[…]

Nadzieje Bolesława Piaseckiego na odnalezienie syna zakończyły się dramatycznie 8 grudnia 1958 roku, niemal po dwóch latach od tajemniczego porwania. Tego dnia hydraulicy przeprowadzający przegląd urządzeń sanitarnych w piwnicy domu przy alei Świerczewskiego w Warszawie, natrafili na zabite gwoździami drzwi prowadzące do pomieszczenia piwnicznego. Ponieważ za nimi znajdowały się urządzenia sanitarne – umywalnia i ubikacja, robotnicy musieli otworzyć je siłą. Po wejściu do pomieszczenia ich oczom ukazał się przerażający widok: w jednej z ubikacji znajdowało się ciało młodego chłopca, w pozycji siedzącej i oparte o miskę klozetową. W jego piersi tkwił nóż, który, jak się potem okazało, był nożem używanym przez komandosów i funkcjonariuszy służb specjalnych. Tuż obok leżały podręczniki i zeszyty szkolne, na ich okładkach widniało imię i nazwisko: Bohdan Piasecki.

[…]

Kiedy okazało się, że Bohdan Piasecki został zamordowany, organy ścigania zdecydowały się włączyć do akcji media, czyli radio oraz raczkującą wówczas telewizję. Na antenie odtworzono taśmy z nagraniem głosu porywaczy…

*Publikujemy fragment książki "Zamachy w PRL. Prawda skryta w mroku" Iwony Kienzler, która ukazała się 15 października 2025 roku w wydawnictwie Bellona. 

Przeczytaj źródło