„Heweliusz” Jana Holoubka to jeden z tych rzadkich przypadków, gdy o wyróżniającym się serialu jakoś trudno mówić i pisać w kategoriach rozrywki. Czy przyciąga widza do ekranu? Bezdyskusyjnie. Czy porusza i dostarcza emocji? To także dość oczywiste. Jednocześnie oglądanie tej tragicznej, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami historii, bywa naprawdę trudne. Nie jest to broń Boże zarzut – raczej dowód na to, że twórcy poważnie podeszli do sprawy.
- "Heweliusz" - pięcioodcinkowy serial w reżyserii Jana Holoubka - już 5 listopada trafi na platformę Netflix.
- W obsadzie "Heweliusza" są m.in. Michał Żurawski, Konrad Eleryk, Borys Szyc, Magdalena Różczka, Joachim Lamża, Jan Englert, Justyna Wasilewska, Mirosław Kropielnicki i Piotr Rogucki.
- Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej rmf24.pl.
W napisach autorzy "Heweliusza" umieszczają ważną informację: "Serial jest wizją artystyczną twórców, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Niektóre postaci i zdarzenia zostały zmienione lub stworzone na potrzeby fabuły".
Warto o tym pamiętać i nie traktować "Heweliusza" jak precyzyjnej i wiernej rekonstrukcji tego, co się stało. Jednocześnie trzeba zwrócić uwagę, że wizja scenarzysty Kaspra Bajona jest solidnie udokumentowana i zawiera liczne elementy znane z relacji rzeczywistych uczestników wydarzeń. Łatwo to dostrzec, gdy przed seansem sięgniemy po jakiś reportaż o tej tragedii - np. znakomitą książkę "Heweliusz" Adama Zadwornego.
Wrzucenie "Heweliusza" do szufladki z napisem "serial katastroficzny" byłoby dość dużym i w sumie szkodliwym uproszczeniem. Mamy tutaj do czynienia z hybrydą co najmniej kilku gatunków. Katastrofa jest oczywiście kluczowym elementem, ale duży nacisk położony jest również na to, co dzieje się na lądzie - w Izbie Morskiej, biurach armatora, mieszkaniach tych, którzy stracili bliskich i tych, którzy ocaleli. Wielowątkowość opowieści jest zresztą jedną z największych zalet tego serialu.
Gdy pomyśli się o tym, jak wiele rzeczy mogło się w "Heweliuszu" spektakularnie nie udać, trudno nie docenić odwagi twórców i podjętego przez nich ryzyka. Podać przykłady? Proszę bardzo.
Zacznijmy od litery P - jak patos i pretensjonalność. Oba te słowa celnie opisują chorobę trawiącą wiele - nie tylko polskich - filmów i seriali, dotykających ważnych wydarzeń historycznych. Podniosłe i uduchowione monologi, wygłaszane przez bohaterów w najbardziej nieprawdopodobnych momentach. Wyciskanie z widza łez przy pomocy muzyki (koniecznie orkiestra, a najlepiej dużo smyczków) w szczególnie tragicznych momentach, które można najdelikatniej nazwać szantażem emocjonalnym. Postaci, którym nie wierzymy i które w sumie nas nie obchodzą, bo są jak ożywione pomniki. To wszystko widzieliśmy już wiele razy - zdecydowanie za wiele. Na szczęście nie oglądamy tego w "Heweliuszu". Historia tragicznego rejsu i jego następstw opowiadana jest z szacunkiem do widza i jego inteligencji. Bez patosu i zgranych tricków.
Kolejne niebezpieczeństwo, które czekało na serialowego "Heweliusza", to tabloidyzacja tej historii - dla wielu osób wciąż żywej i bolesnej. Nie oszukujmy się: żyjemy w czasach, gdy śmierć - tym bardziej nagła i masowa - coraz częściej nie jest czymś ze sfery sacrum, ale towarem. Bezlitośnie - i często bezmyślnie - eksploatowanym przez twórców clickbaitowych newsów, wyrastających jak grzyby po deszczu kryminalnych podcasterów i biznesmenów z Doliny Krzemowej, którzy odpowiadają za algorytmy social mediów.
Od pierwszych minut "Heweliusza" widać, że twórcy traktują podjęty temat z niezaprzeczalną powagą. Można to dostrzec na wielu poziomach - od scenariusza, który nie jest naszpikowany cliffhangerami i zabiegami znanymi z kina sensacyjnego, a jednocześnie prezentuje widzom pewną zagadkę, przez grę aktorską (o czym szerzej później) aż po to, co i w jakiej formie oglądamy na ekranie, a co dzieje się poza kadrem.
Wymieniając problemy, którym musieli stawić czoła twórcy serialu, trzeba wspomnieć jeszcze o jednym - skomplikowaniu historii "Heweliusza". Jak przy każdej katastrofie, mamy do czynienia z mnóstwem detali, specjalistycznych pojęć i niuansów. Przegięcie w każdą stronę byłoby fatalne w skutkach. Serial stałby się albo przeładowany informacjami i przez to niestrawny, bo zamiast opowieści dostalibyśmy wykład, albo niewiarygodny - bo proponowałby zbyt łatwe odpowiedzi na trudne pytania. Na szczęście i w tym aspekcie twórcom udało się umiejętnie rozłożyć akcenty. Oczywiście przyjęta forma (zaledwie 5 odcinków) nie pozwala na opowiedzenie o wszystkim. Ale może tak jest lepiej? Może zaintrygowani widzowie po seansie sięgną po literaturę faktu? Warto mieć taką nadzieję i wierzyć, że właśnie taka myśl przyświecała serialowej ekipie.
W większości materiałów o "Heweliuszu" na pierwszy plan wybijają się spektakularne zdjęcia wodne. Trudno się dziwić - czegoś takiego w polskim kinie jeszcze nie było. Ten rozmach realizacyjny z pewnością stanie się wzorem i punktem odniesienia dla innych produkcji. Jest też dowodem na to, że Polak potrafi i kompleksy wobec Hollywood są nie na miejscu. Widoczne na ekranie poświęcenie czasu i pieniędzy na dopracowanie tego aspektu produkcji nie było jednak automatyczną gwarancją sukcesu.
Wszyscy nie raz i nie dwa oglądaliśmy - także produkowane dla Netfliksie - filmy i seriale, w których spektakularne sceny wywołują najwyżej ziewanie. Są tylko pustym efekciarstwem, oderwanym od historii, dramaturgii, przeżyć bohaterów czy elementarnego realizmu. "Jaka piękna katastrofa" - chciałoby się nieco złośliwie zakrzyknąć...
W "Heweliuszu" katastrofa nie jest piękna. Na poziomie inscenizacji czy zdjęć nie mamy do czynienia z próbą estetyzacji tego, co dzieje się na morzu. Mrok jest mrokiem, chaos chaosem, a potęga żywiołu budzi respekt. Widzimy ciasne korytarze, z trudem utrzymujących się na nogach ludzi i przesuwające się sprzęty. W pamięć zapadają ujęcia z szalupy ratunkowej, w której bohaterowie tłoczą się i trzęsą z zimna czy ostatnie chwile granego przez Borysa Szyca kapitana Ułasiewicza. Nie są to - ujmując rzecz najdelikatniej - obrazy lekkie, łatwe i ekscytujące, bo też nie powinny takie być.
Tutaj warto wspomnieć o istotnej decyzji twórców serialu - katastrofa nie jest opowiadana chronologicznie. W każdym odcinku oglądamy jakiś element tragicznej nocy. Pozwala to na pokazanie wydarzeń z różnych perspektyw i w sposób możliwie złożony. W jakimś sensie ułatwia też odbiór, choć ładunek emocjonalny tych scen pozostaje ogromny.
Obsada "Heweliusza" naszpikowana jest nazwiskami uznanych aktorów z kilku pokoleń - od Jana Englerta po Michalinę Łabacz. Nie mamy tutaj do czynienia z pojawiającym się czasem w serialach schematem "3 gwiazdy plus tło". Wspomniana wcześniej wielowątkowość tej historii daje sporej grupie aktorów przestrzeń do pokazania swoich umiejętności.
Magdalena Różczka gra żonę kapitana Ułasiewicza i niesie na swoich barkach ważny wątek tej historii - walkę o dobre imię ekranowego męża. Kapitan Binter, w którego wciela się Michał Żurawski, odgrywa kluczową rolę w wątku wyjaśniania katastrofy - jest tutaj dla widza kimś w rodzaju przewodnika. Justyna Wasilewska zapada w pamięć jako żona jednego z kierowców, którzy znaleźli się na promie. Konrad Eleryk - często obsadzany po warunkach, a więc w rolach twardych mężczyzn o atletycznej budowie - tutaj pokazuje inne niż zwykle oblicze, wcielając się w jednego z członków załogi "Heweliusza". Jacek Koman gra nieustępliwego mecenasa rodem z klasycznych dramatów sądowych.
Dużym plusem "Heweliusza" jest fakt, że nawet postaci poboczne czy takie, których rola w tej historii jest dość jednoznaczna (jak choćby w przypadku tajniaka granego przez Marcina Januszkiewicza czy reprezentanta armatora, w którego wciela się Mirosław Kropielnicki) nie są napisane ani zagrane w sposób jednowymiarowy, komiksowy. W idealnym świecie powinna to być norma, ale wiemy, że świat streamingu daleki jest od ideału.
Czy serial "Heweliusz" będzie zrozumiały i ciekawy dla użytkowników Netfliksa spoza Polski? Myślę, że tak. Jest tu w końcu wiele tematów w pewnym sensie klasycznych - takich, które od lat poruszane są w kinie, a od wieków w literaturze. Żałoba, tajemnica, człowiek kontra siły natury, relacja państwo - obywatel - to tylko kilka przykładów z listy, która mogłaby być bardzo długa.

5 dni temu
13





English (US) ·
Polish (PL) ·