"Jesteśmy pod ścianą". Rodzice zbierają na sprzęt do operowania dzieci

1 dzień temu 3

Te dzieci nie mogą dłużej czekać. Julka, Staś, Sara, Nikola i ich rodziny żyją z dnia na dzień. Przez wadę kręgosłupa szyjnego dzieciom w każdej chwili grozi kalectwo, a nawet śmierć. Od ponad roku wszystkie czekają na operacje w szpitalu Szczecin-Zdroje. Do tego niezbędny jest śródoperacyjny tomograf. Zdesperowani rodzice chcą sami uzbierać pieniądze na zakup urządzenia.

  • W Szczecinie dzieci z poważnymi wadami kręgosłupa czekają na operacje, które są niemożliwe bez śródoperacyjnego tomografu - rodzice, zdesperowani brakiem sprzętu i wsparcia, sami zbierają 3,5 mln zł na jego zakup.
  • Stary tomograf jest nie do naprawienia, a szpital nie ma środków na nowy, przez co lista oczekujących dzieci stale rośnie, a ich życie i zdrowie są zagrożone.
  • Szpital i instytucje deklarują starania o pozyskanie sprzętu, ale decyzje i finansowanie się przeciągają, przez co rodziny czują się pozostawione same sobie.
  • Po więcej aktualnych informacji zapraszamy na RMF24.pl

O tym, że urządzenie zepsuło się jesienią ubiegłego roku, opowiadaliśmy wiosną. Wtedy na liście dzieci oczekujących na operację w Szczecinie-Zdroje było 5 dzieci. Teraz lista jest już dwa razy dłuższa. Dlaczego? Tylko w tym ośrodku neurochirurdzy są w stanie zoperować niestabilność dwóch pierwszych kręgów szyjnych tak, by nie pogłębić niepełnosprawności dziecka

Nieprawidłowo ułożone kręgi szyjne naciskają coraz bardziej na rdzeń kręgowy. W każdej chwili dzieci mogą stracić czucie w kończynach. W skrajnym przypadku, gdyby doszło do przesunięcia kręgów i przerwania rdzenia kręgowego - nawet umrzeć.

Po zabiegu niepokojące objawy się cofają, dzieci wracają do sprawności i mogą wrócić do rehabilitacji. Niestety, bez sprawnego tomografu śródoperacyjnego lekarze nie chcą podjąć się zabiegu. Jak tłumaczą, ryzyko jest zbyt duże, a margines błędu to ułamek milimetra.

Starego tomografu nie da się już naprawić. Był tak stary, że producent nie robi już do niego części zamiennych. Potrzebne jest nowe urządzenie. Kosztuje ono 3,5 miliona złotych. To środki, jakich zadłużony szpital nie ma.

W lecie sprzęt udało się wypożyczyć. W czerwcu i na początku lipca zabieg przeszło dwoje dzieci z niestabilnością szczytowo-obrotową. Mały Szymek pół roku żył w kołnierzu ortopedycznym. Lidia po operacji wykonanej inną metodą zaczęła nagle tracić czucie w kończynach. Operacja była potrzebna na cito. Potem zaczął się sezon urlopowy, a tomograf stał bezczynny, aż producent  zabrał go ze szpitala. Rzecznik placówki zapewniał wtedy, że tomograf zniknął na chwilę, że na początku września wróci. Urządzenia jednak jak nie było, tak nie ma. Mali pacjenci i ich rodziny czują się bezsilnie.

Sytuacja u nas jest dramatyczna, ponieważ Sarę zaczęło paraliżować. Ma już sparaliżowane kończyny górne i kończyny dolne. Nie siedzi samodzielnie. Jedyną pozycję, jaką chce przyjmować, jest pozycja leżąca, ponieważ w innej jest jej niewygodnie. U Sary dochodzi do ucisku na rdzeń kręgowy od strony gardła. Widzimy, że jest jej coraz trudniej - opowiada Angelika Szymusiak. Jak dodaje, rodzice są już pod ścianą. To ostateczny moment, żeby przeprowadzić u Sary tę operację. Nie mamy ani jednego dnia więcej - tłumaczy.

Po kolejnym spotkaniu z lekarzami rodzice postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i założyli zbiórkę. W ruchu desperacji chcą sami zebrać 3,5 miliona złotych na zakup tomografu. 

Uważam, że to jest absurdalna sytuacja. To nie rodzice powinni zajmować się takimi rzeczami. Myślę, że ten sprzęt powinien być zakupiony przez nasze państwo, przez jakieś wyższe instancje. To nie powinno być zadanie rodziców - wskazuje Kinga Horyd-Ciechelska, mama czekającej na operację Julki.

Lecznica zapewnia, że robi co może, żeby tomograf trafił na oddział neurochirurgii. 

Trwają rozmowy na temat pozyskania sprzętu w drodze kupna lub leasingu. Jesteśmy w dobrym kontakcie z Fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wsparcie deklaruje urząd marszałkowski, jesteśmy też na bardzo zaawansowanym etapie rozmów z producentem i kolejnym wypożyczeniu urządzenia - mówi Katarzyna Stróżyk, rzeczniczka szpitala Szczecin-Zdroje.

Z producentem tego konkretnego tomografu skontaktowali się sami rodzice. Jak opowiadają, firma była zaskoczona, że w trakcie, gdy ich sprzęt był na oddziale, nie zostały zoperowane wszystkie dzieci. Rodzice dostali deklarację, że tomograf znów może zostać wypożyczony. Warunkiem było takie zaplanowanie zabiegów, aby zoperować wszystkie czekające na ratującą życie procedurę dzieci.

O niedziałającym tomografie wiedzą wszystkie instytucje. Od organu prowadzącego szpital, czyli urzędu marszałkowskiego, po Ministerstwo Zdrowia. Nieoficjalnie urzędnicy mówią, że temat przypomina gorący kartofel. Wszyscy się nim przerzucają. Jest jednak szansa, że w przyszłym roku urządzenie uda się zakupić. 

Urząd marszałkowski przeznacza co rok pulę pieniędzy na doposażanie szpitali. Wniosek dyrekcji szpitala o dofinansowanie zakupu tomografu śródoperacyjnego już tam czeka. Na pewno jednak lecznica nie dostanie na ten cel pełnej kwoty. Mowa jest o ponad 2 milionach złotych. Jak dodają urzędnicy, czekają z decyzją do grudnia, gdy fundacja WOŚP ogłosi przetarg na sprzęt dla szpitali. 

Jeśli na liście pojawi się tomograf śródoperacyjny, to będzie wiadomo, że chodzi o urządzenie dla Szczecina.

Przeczytaj źródło