Karolina jest petsitterką. "Mieszkałam w Londynie za darmo"

1 dzień temu 8

— Moja przygoda z petsittingiem zaczęła się w Edynburgu. Wyjechałam tam na dziewięć dni, aby zaopiekować się dwoma uroczymi psami. Dom, w którym mieszkałam, był przepiękny: duży, gustownie urządzony, z dwiema kuchniami, werandą i ogrodem. Miałam do swojej dyspozycji sypialnię z prywatną łazienką. Później wyjechałam do Londynu, gdzie zajmowałam się suczką labradorką. Dom był bardzo komfortowy i w fajnej dzielnicy. Oba wyjazdy były cudowne — mówi w rozmowie z nami 23-letnia Karolina Kokoszko, która tanio podróżuje jako petsitterka. — Petsitting pozwolił mi spędzić w tych miastach dużo więcej czasu, niż byłoby to możliwe przy tradycyjnym podróżowaniu — podkreśla.

  • — Planując wakacje, zależało mi na wyjeździe, który nie będzie kosztowny i też na tym, aby spędzić w jednym miejscu więcej niż kilka dni. Dodatkowo uwielbiam zwierzęta, uznałam więc, że petsitting może być idealnym rozwiązaniem — opowiada nam Karolina Kokoszko
  • — Korzystałam ze strony Trusted Housesitters. To platforma stworzona specjalnie dla petsitterów i housesitterów, na której jest mnóstwo ogłoszeń. Żeby uzyskać do nich dostęp, trzeba wykupić roczne członkostwo za około 130 euro — wyjaśnia 23-latka
  • — Uważam, że petsitting to świetna opcja dla kogoś, kto chce spędzić w danym miejscu trochę więcej czasu, jest elastyczny i oczywiście lubi zwierzęta. Tradycyjny wyjazd, zwłaszcza do drogich miast jak Londyn, byłby dla mnie niemożliwy, bo wynajęcie hotelu kosztowałoby fortunę — mówi nasza rozmówczyni
  • — Nie trzeba być weterynarzem czy behawiorystą, aby zająć się pupilami, ale trzeba być odpowiedzialną osobą, na której można polegać — podkreśla

Petsitting, chociaż mało znany w Polsce, w wielu krajach na świecie jest popularną formą opieki nad zwierzętami podczas nieobecności ich właścicieli (sam termin powstał pod koniec lat 90. XX w.). Usługa ta polega na tym, że przez określony czas petsitter, czyli tymczasowy opiekun, zajmuje się danym zwierzęciem w jego domu, chodząc z nim np. na spacery, karmiąc go i bawiąc się z nim. Zazwyczaj jest to opieka całodobowa, obejmująca nocleg w domu właściciela — hosta.

Właściciele zwierząt z takich krajów jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Australia, Francja czy Niemcy chętnie korzystają z usług petsitterów na czas wyjazdu, widząc w tym obopólne korzyści: ich pupile mają opiekę w znanym im środowisku i zachowaną rutynę, a tymczasowi opiekunowie mogą spędzić czas w nowym miejscu za darmo.

Dla wielu osób petsitting jest więc idealnym sposobem na tanie podróżowanie. Należy do nich m.in. 23-letnia Karolina Kokoszko, która wyjechała dwa razy do Wielkiej Brytanii, gdzie zajmowała się psami. W rozmowie z nami zdradza, jakie miała obowiązki, w jakich domach mieszkała, gdzie szukać ofert, kto się odnajdzie w roli petsittera oraz – czy się opłacało.

Katarzyna Pruszkiewicz: Petsitting nie jest zbyt popularny w Polsce. Jak to się jednak stało, że się nim zainteresowałaś?

Karolina Kokoszko: O petsittingu słyszałam już od dłuższego czasu. Zawsze interesowały mnie tanie sposoby podróżowania, więc przeglądałam i korzystałam z różnych opcji, takich jak couchsurfing, wolontariaty czy krótkoterminowe wymiany studenckie. Właśnie wtedy natknęłam się też na petsitting i housesitting.

Początkowo nie byłam tym szczególnie zainteresowana, ale wszystko się zmieniło, gdy poznałam Wiktorię, obecnie moją koleżankę, która opowiedziała mi o tym, jak spędziła dwa tygodnie na petsittingu we Francji. Bardzo mnie to zaciekawiło i zanotowałam sobie tę historię gdzieś z tyłu głowy.

Dopiero w tym roku, planując wakacje, przypomniałam sobie o tej opcji. Zależało mi na wyjeździe, który nie będzie kosztowny i też na tym, aby spędzić w jednym miejscu więcej niż kilka dni. Dodatkowo uwielbiam zwierzęta i tęsknię za swoim pieskiem z domu rodzinnego. Uznałam, że petsitting może być idealnym rozwiązaniem.

Gdzie szuka się tego typu ofert?

Korzystałam ze strony Trusted Housesitters. To platforma stworzona specjalnie dla petsitterów i housesitterów, na której jest mnóstwo ogłoszeń. Żeby uzyskać do nich dostęp, trzeba wykupić roczne członkostwo za około 130 euro. Chociaż jest to spora inwestycja, pieniądze szybko się zwracają, biorąc pod uwagę, ile kosztują noclegi. Na dodatek można znaleźć kody referencyjne od innych użytkowników, które obniżają cenę nawet o 30 proc.

Choć ta strona jest najbardziej popularna w krajach anglojęzycznych, takich jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone czy Australia, można na niej znaleźć też oferty z innych państw. Przyznaję jednak, że ogłoszeń z tych cieplejszych, bardziej wakacyjnych miejsc, jak Hiszpania czy Włochy, jest trochę mniej.

Jeśli chodzi o inne źródła, warto poszukać na grupach na Facebooku lub na stronach z wolontariatami, np. Workaway czy Worldpackers. W tych miejscach też zdarzają się ogłoszenia o petsittingu.

Interesował cię jakiś konkretny kierunek?

Od początku szukałam ofert w Europie, żeby uniknąć drogich lotów. Kiedy zorientowałam się, że większość ogłoszeń dotyczy Wielkiej Brytanii, postanowiłam skupić się właśnie na tym kierunku. Mam do tego kraju spory sentyment, ponieważ kiedyś tam mieszkałam, więc chętnie tam wracam.

Jak wyglądają ogłoszenia? Kto je wystawia?

Ogłoszenia wystawiają osoby, które szukają tymczasowych opiekunów dla swoich zwierząt, najczęściej z powodu wyjazdu. W ofercie publikują mnóstwo zdjęć: swojego domu, pupili, ogrodu oraz pokoju, w którym będzie mieszkał petsitter. Dodatkowo opisują, kiedy wyjeżdżają, kogo szukają i jakie zwierzęta posiadają. Jest też specjalna sekcja, w której właściciele opisują swój dom, jego okolicę i sposób dojazdu, np. czy jest dostępna komunikacja miejska.

Bardzo ważna jest również zakładka "obowiązki", w której znajduje się szczegółowa rutyna opieki oraz inne wymagania, bo przecież każdy właściciel ma swoje oczekiwania i należy je uszanować. Niektóre zwierzęta nie mogą na przykład zostać same na dłużej niż dwie godziny, co jest cenną informacją dla kogoś, kto ma swoje preferencje. Są też dostępne opinie poprzednich opiekunów, które pozwalają lepiej poznać właścicieli.

A jak to wyglądało z twojej perspektywy? Jakie informacje musiałaś podać, aby zostać petsitterką?

Na początku trzeba założyć profil opiekuna. To taka nasza wizytówka, na której trzeba się pokazać z jak najlepszej strony. Wrzuciłam tam zdjęcia, na których uznałam, że wyglądam "przyjaźnie" i dodałam opis — musisz w nim opowiedzieć, kim jesteś, co robisz i jakie masz doświadczenie ze zwierzętami. Warto też zaznaczyć, jakimi zwierzakami chcesz się zajmować, bo na platformie są nie tylko psy i koty, ale i papugi, konie czy zwierzęta hodowlane.

Kiedy mój profil był już gotowy, mogłam zacząć przeglądać oferty. Zaznaczałam filtry, które mnie interesowały, i jak już coś wpadło mi w oko, klikałam "aplikuj". Trzeba wtedy wysłać wiadomość do właściciela zwierzęcia, czyli hosta. Ważne, żeby była ona spersonalizowana. Warto zacząć od miłego przywitania, a potem napisać coś o sobie i o tym, dlaczego akurat ich ogłoszenie nas zainteresowało. Wspominam też o swoim doświadczeniu, tak w skrócie, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia.

Można aplikować na niezliczoną liczbę ofert, więc żeby zwiększyć swoje szanse, wysłałam wiele zgłoszeń. Co ciekawe, z większości ogłoszeń mogą skorzystać pary, a z niektórych nawet rodziny z dziećmi.

Jak długo czekałaś na odpowiedź?

Cały proces – od aplikacji, poprzez rozmowy, do otrzymania pozytywnych odpowiedzi – zajął mi zaledwie trzy dni. To, co bardzo polecam, to umówienie się na rozmowę online z potencjalnymi gospodarzami. Z mojego doświadczenia wiem, że nie jest to stresujące spotkanie, a jedynie swobodna rozmowa, która pomaga nam się poznać i upewnić, że jesteśmy normalnymi, fajnymi ludźmi. Po takiej konwersacji dużo łatwiej zaufać drugiej stronie.

Opowiedz mi o finansach. Kto pokrywa koszty dojazdu i wyżywienia?

Zasady są jasne: koszty dojazdu i wyżywienia są po stronie opiekuna. Na takiej zasadzie działa platforma, z której korzystam, dlatego zawsze sprawdzam ceny lotów do danego miejsca.

Jeśli chodzi o wyżywienie, za każdym razem miałam szczęście, bo właściciele zostawiali mi sporo jedzenia w lodówce. Oczywiście mogłam swobodnie korzystać ze wszystkich podstawowych produktów, przypraw czy sosów, co bardzo ułatwiało mi gotowanie.

Byłaś na dwóch wyjazdach jako petsitterka. Gdzie pojechałaś za pierwszym razem i jakimi zwierzętami się opiekowałaś?

Moja przygoda z petsittingiem zaczęła się w Edynburgu. Wyjechałam tam na dziewięć dni, aby zaopiekować się dwoma uroczymi, około trzyletnimi psami. Dom, w którym mieszkałam, był przepiękny: duży, gustownie urządzony, z dwiema kuchniami, werandą i ogrodem. Miałam do swojej dyspozycji sypialnię z prywatną łazienką, a właściciele pozwolili mi korzystać ze wszystkiego, w tym z ich łazienki, w której stała duża wanna z widokiem na okolicę.

"W Edynburgu opiekowałam się dwoma uroczymi, około trzyletnimi psami"

"W Edynburgu opiekowałam się dwoma uroczymi, około trzyletnimi psami" Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Podopieczni Karoliny z Edynburga

Podopieczni Karoliny z Edynburga Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Dom znajdował się w spokojnej, mieszkalnej dzielnicy, ale do centrum Edynburga miałam zaledwie dziesięć minut autobusem. W pobliżu były parki, las, rzeka z bulwarem, a nawet centrum handlowe, do którego mogłam dojść na piechotę. Miałam więc wszystko, czego potrzebowałam, a pobyt był po prostu cudowny.

Jak wyglądała opieka nad tymi pieskami? Co musiałaś robić i czy miałaś sporo czasu dla siebie?

Moje obowiązki sprowadzały się do dwóch spacerów dziennie – jednego rano, a drugiego w porze lunchu lub około godz. 14. Każdy z nich trwał co najmniej pół godziny. Dwa razy dziennie karmiłam pieski – w porze lunchu i około godz. 18.

Poza tym po prostu spędzałam z nimi czas. Wypuszczałam je do ogrodu, bawiłam się z nimi, rzucałam im piłki, za którymi bardzo lubiły biegać. Były to psy niezwykle przytulaśne, wskakiwały na kanapę i nawet spały ze mną w łóżku.

"Były to psy niezwykle przytulaśne, wskakiwały na kanapę i nawet spały ze mną w łóżku"

"Były to psy niezwykle przytulaśne, wskakiwały na kanapę i nawet spały ze mną w łóżku" Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

"Były to psy niezwykle przytulaśne, wskakiwały na kanapę i nawet spały ze mną w łóżku"

"Były to psy niezwykle przytulaśne, wskakiwały na kanapę i nawet spały ze mną w łóżku" Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Właściciele mieli jedną zasadę – starali się nie zostawiać psów samych na więcej niż cztery, pięć godzin. Czasem było to trochę ograniczające, ale zważywszy na to, jak blisko było do centrum, spokojnie mogłam w tym czasie wyskoczyć na kawę, pójść na spacer czy zakupy. Dziewięć dni to sporo czasu na zwiedzenie Edynburga, więc na spokojnie mogłam układać sobie dni dookoła opieki nad pieskami, jednocześnie nie pomijając żadnych atrakcji, ani ciekawych miejsc.

Gdzie trafiłaś za drugim razem?

Dwa tygodnie po powrocie z Edynburga wyjechałam do Londynu, bo akurat tam udało mi się znaleźć interesującą ofertę. Trafiłam do Greenwich, dzielnicy z parkiem i słynnym południkiem zerowym. Opiekowałam się tam uroczą suczką o imieniu Ellie – labradorem, który był dużo spokojniejszy niż pieski z Edynburga. Podczas gdy tamte rozpierała energia, Ellie była spokojna, a na dodatek bała się schodów, więc nie wchodziła na piętro i całe dnie spędzała na kanapie na dole.

"W Londynie opiekowałam się uroczą suczką o imieniu Ellie – labradorem"

"W Londynie opiekowałam się uroczą suczką o imieniu Ellie – labradorem" Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Obowiązki były podobne jak wcześniej: dwa karmienia i dwa spacery dziennie. Z jedną różnicą – każdy ze spacerów trwał aż godzinę. Na szczęście Ellie nie miała ograniczeń co do zostawania samej, więc mogłam bez problemu jechać do centrum i spędzić tam trochę czasu, choć podróż zajmowała około godziny. Na spacery chodziłyśmy do pobliskiego Parku Greenwich, który miałam zaledwie dziesięć minut drogi od domu. To była przyjemna, godzinna trasa z widokiem na całą panoramę Londynu.

Labradorka Ellie

Labradorka Ellie Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Spacer z widokiem na panoramę Londynu

Spacer z widokiem na panoramę Londynu Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

W jakim domu mieszkałaś tym razem?

Był nieco starszy i miał typowy brytyjski charakter. Podobnie jak w Edynburgu, miałam do dyspozycji własny pokój z prywatną łazienką. Pod względem wielkości i komfortu oba domy były do siebie bardzo podobne. W Londynie również miałam dostęp do dużej, dobrze wyposażonej kuchni i mniejszego, ale bardzo uroczego ogrodu. Czułam się tam bardzo komfortowo i nie mogłam narzekać na warunki.

Czułaś na początku jakiś dyskomfort z powodu tego, że mieszkasz w obcych domach?

Właściwie nie czułam dyskomfortu, choć na początku, gdy właściciele byli jeszcze w domu, trochę się krępowałam rozkładać swoje rzeczy. Jednak, gdy tylko wyjechali, od razu poczułam się swobodnie. Widziałam, że właściciele uprzątnęli swoje rzeczy, tak abym mogła się rozpakować. Poza tym oba domy były bardzo czyste i dobrze zorganizowane, więc nie czułam się w nich przytłoczona. Trafili mi się wspaniali właściciele, którym zależało, abym czuła się u nich jak u siebie.

W Londynie spędziłaś aż dwa tygodnie. Czy w tym czasie, poza opieką nad psem, musiałaś sprzątać?

W tym przypadku miałam dużo szczęścia, bo właściciele mieli panią sprzątającą, która przychodziła raz w tygodniu. Dzięki temu nie musiałam się martwić o generalne porządki. Oczywiście, tuż przed moim wyjazdem, ogarnęłam oba miejsca po sobie, by właściciele nie wracali do brudnych domów: odkurzyłam, posprzątałam łazienkę i kuchnię, zmyłam naczynia, zdjęłam pościel. Odkupiłam również kilka podstawowych produktów spożywczych, aby po podróży nie zastała ich pusta lodówka.

Karolina z labradorką Ellie, którą opiekowała się w Londynie

Karolina z labradorką Ellie, którą opiekowała się w Londynie Foto: Archiwum własne bohaterki / Karolina Kokoszko

Jak oceniasz petsitting jako formę podróżowania, spędzania wakacji?

Uważam, że to świetna opcja dla kogoś, kto chce spędzić w danym miejscu trochę więcej czasu, jest elastyczny i oczywiście lubi zwierzęta. Tradycyjny wyjazd na dwa tygodnie, zwłaszcza do drogich miast, takich jak Londyn, byłby dla mnie niemożliwy, bo wynajęcie hotelu kosztowałoby fortunę.

Świetne w petsittingu jest to, że poznajesz dane miejsce w zupełnie inny sposób – tak jak mieszkaniec, a nie turysta, który odwiedza tylko najbardziej popularne punkty. Momentami naprawdę czułam się tak, jakbym miała kompletnie inne życie — na przykład, gdy wychodziłam z pieskami na spacer, sporo osób podchodziło, aby je pogłaskać i rozmawialiśmy tak, jakby to były moje zwierzęta.

Dodatkowym plusem jest dostęp do dobrze wyposażonej kuchni, co pozwala oszczędzić na jedzeniu. W hotelu czy nawet w Airbnb rzadko kiedy znajdziesz wszystkie podstawowe przedmioty potrzebne do gotowania. Wiem też, że niektórzy pracujący zdalnie lubią taką zmianę otoczenia – sama odczułam przypływ inspiracji do mojej pracy kreatywnej.

Jednocześnie chcę podkreślić, że petsitting jest tylko dla odpowiedzialnych osób, które nie traktują go wyłącznie jako darmowego noclegu. Priorytetem zawsze jest opieka nad zwierzętami i wokół tego należy planować własne aktywności.

Ile kosztowały cię te dwa wyjazdy?

Nie podliczałam dokładnie wszystkich wydatków, ale mogę oszacować te najważniejsze. Największym kosztem były oczywiście loty. Wyjazd do Edynburga kosztował mnie około 800 zł za loty w obie strony z dużą walizką. Petsitting ma to do siebie, że daty są narzucone przez hostów, więc nie mamy elastyczności w wyborze dni z najtańszymi lotami. Poza opłatą za dużą walizkę doszedł mi jeszcze koszt noclegu przed rozpoczęciem opieki, bo nie chciałam przeszkadzać właścicielom przed ich wyjazdem (mimo że proponowali, abym przenocowała już u nich w domu). Pierwszą noc spędziłam w hotelu za 600 zł, a ostatnią w hostelu, bo hotele mocno podrożały, więc zapłaciłam 120 zł. Trudno mi oszacować koszty jedzenia. Jadłam w restauracjach, ale też sporo gotowałam, kupując produkty w sklepach.

W Londynie koszty rozłożyły się nieco inaczej. Lot w jedną stronę był dość tani, kosztował 250 zł, ale powrotny był droższy – 800 zł. Więcej wydałam też na transport – około 10 funtów dziennie, kiedy jechałam do centrum.

Wiadomo, że to nie jest sposób na darmowe podróżowanie, bo trzeba pokryć koszty dojazdu i wyżywienia, ale mimo tych wydatków jestem pewna, że petsitting pozwolił mi spędzić w tych miastach dużo więcej czasu, niż byłoby to możliwe przy tradycyjnym podróżowaniu.

Masz jakieś rady dla osób, które chciałaby spróbować z petsittingiem jako opiekunowie?

Po pierwsze: odpowiedz sobie na pytanie, czy jesteś gotowy poświęcić czas i energię na opiekę nad zwierzętami, czy przełożysz ich potrzeby i rutyny ponad swoje. Nie trzeba być weterynarzem czy behawiorystą, aby zająć się pupilami, ale trzeba być odpowiedzialną osobą, na której można polegać.

Najważniejszą radą jest szybkie aplikowanie na interesujące oferty. Ogłoszenia na platformach takich jak Trusted Housesitters znikają błyskawicznie, więc trzeba trzymać rękę na pulsie, zwłaszcza w popularnych okresach, jak wakacje czy Boże Narodzenie.

Jeśli chodzi o budowanie profilu, należy zadbać o szczerość i szczegółowość. Warto opisać swoje doświadczenia ze zwierzętami, nawet te niewielkie, na przykład opiekę nad pupilem koleżanki czy zwierzakiem z rodzinnego domu. Dodanie wielu zdjęć, na których wygląda się przyjaźnie, również jest kluczowe.

Zawsze należy dokładnie czytać oferty. Czasem ogłoszenie wydaje się idealne, ale w opisie obowiązków okazuje się, że zwierzę nie może zostawać samo na dłużej niż dwie godziny. W takiej sytuacji trzeba się zastanowić, czy to nie ograniczy naszej swobody. Jeśli są jakieś wątpliwości, nie należy bać się zadawać pytań — można wymieniać wiadomości przed akceptacją oferty.

Jak mówiłam wcześniej, bardzo pomocne bywają rozmowy wideo z potencjalnymi hostami, bo to świetna okazja, aby się lepiej poznać i sprawdzić, czy dana oferta jest dla nas odpowiednia.

Uważam też, że warto przyjechać do danego miejsca nieco wcześniej, gdy właściciele są jeszcze w domu, aby mogli nas po nim oprowadzić i pokazać, jak z czegoś korzystać. W większości domów zostawiany jest przewodnik z instrukcjami, numerami telefonów do weterynarza i innymi przydatnymi informacjami, ale zapoznanie się z tym wszystkim na żywo daje większą pewność, że wszystko ma się pod kontrolą. Polecam dokładne przeczytanie wszystkich informacji, zadanie wszelkich możliwych pytań, aby zwierzętom nie stała się żadna krzywda. Każde zwierzę, każdy właściciel może mieć inne rutyny i przyzwyczajenia, na przykład odnośnie do spuszczania ze smyczy. Właściciel zna swojego pupila i najlepiej wie, co jest dla niego najlepsze, więc wypada dostosować się do zasad.

W trakcie pobytu trzeba również pamiętać o utrzymaniu czystości i ewentualnym podlewaniu roślin czy dbaniu o ogród. Właściciele bardzo doceniają regularne wysyłanie aktualizacji w formie zdjęć, czy filmików ich pupila. W ten sposób widzą, że jest w dobrych rękach i mogą spokojnie odpoczywać.

Czy szukając ofert, natknęłaś się na jakieś z Polski?

Na stronie, z której korzystałam, było niewiele ofert z naszego kraju. Ktoś podpowiedział mi na TikToku, że takie oferty można znaleźć na grupach na Facebooku. Zajrzałam tam, ale widoczna konkurencja trochę mnie zniechęciła. Pod jednym postem, który pojawił się zaledwie godzinę wcześniej, było już osiemdziesiąt komentarzy. To duża różnica w porównaniu ze stroną, z której korzystam. Tam na jedną ofertę może zaaplikować maksymalnie pięć osób, a po tym limit się wyczerpuje. W ten sposób właściciele mają ograniczoną pulę kandydatów, a opiekunowie mają większą szansę.

Bardzo chciałabym, żeby petsitting stał się w Polsce bardziej popularny. Uważam, że w naszym kraju jest mnóstwo pięknych, urokliwych miejsc, do których nigdy nie trafilibyśmy w inny sposób. Petsitting pozwala odkrywać nieznane nam rejony, które zachwycają zarówno pod względem przyrody, jak i miejskiej architektury.

Mam nadzieję, że osoby, które przeczytają ten tekst i szukają opieki nad zwierzakiem na czas wyjazdu, rozważą tę opcję. Nie ma się czego bać, jeśli wybierze się odpowiednią, godną zaufania osobę, z którą można porozmawiać i dobrze się poznać przed podjęciem decyzji.

Przeczytaj źródło