Klacz warta fortunę zginęła w strasznych okolicznościach. Pijany stajenny winę zrzuca na... konia

3 dni temu 8

Data utworzenia: 5 listopada 2025, 15:05.

Roland P. to stajenny, któremu przypisuje się winę za śmierć cennej klaczy w Ośrodku Jeździeckim "Lando" w Ptakowicach (woj. śląskie). 36-latek miał obsługiwać w nieodpowiedni sposób wózek widłowy. Śledczy podejrzewają, że był pod wpływem alkoholu, gdy zbliżał się do boksów z końmi. Sprzęt, który był obsługiwany przez Rolanda P., wywołał panikę u jednego ze zwierząt. Żelastwo spadło pod kopyta z łoskotem i klacz zaczęła niewiarygodnie wierzgać w swoim boksie. Raniła się o widły z wózka tak mocno, że nie miała szans na przeżycie. — Koń umierał w męczarniach kilka godzin — mówi "Faktowi" prokurator Barbara Wilmowicz. Sprawca po wszystkim uciekł, ale szybko go namierzono. Miał w sobie trzy promile.

Prokurator Barbara Wilmowicz mówi o szczegółach śmierci klaczy w ośrodku jeździeckim w Ptakowicach. Foto: Dawid Markysz/Edytor, 123RF, Street View / google maps

Wszystko wydarzyło się 12 października. Roland P. najpewniej pod wpływem alkoholu, gdy usiadł za kierownicą wózka widłowego. Chciał przerzucić siano do boksów, w których były konie. Jednak wózek widłowy może być używany tylko do przewożenia dużych beli. Absolutnie nie służy za zwykły podajnik nieporcjowanego w duże partie siana. Podczas operowania podnośnikiem widły spadły z urządzenia.

Koń w panice nadział się na widły

— Do tej tragedii doszło ok. godz. 16.00. Wózkiem widłowym podjechał do boksu, w którym stała klacz. Narzucił na widły tego wózka luźnego siana (nawet nie było ono w snopkach). Gdy podjechał do boksu, widły z wózka wpadły do środka. Koń dostał ataku paniki — mówi w rozmowie z "Faktem" prokurator Barbara Wilmowicz z Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach, która prowadzi śledztwo. — Zamiast wypuścić zwierzę na zewnątrz, stajenny sam wszedł do tego boksu, zamknął drzwi i próbował te ciężkie, metalowe widły wytargać na zewnątrz. Koń w akcie paniki nadział się na te widły.

Z naszych ustaleń wynika, że zwierzę kilka razy nadziało się na ostrza, najpierw brzuchem, potem łopatką a na końcu zadem. Sprowadzono weterynarza, który próbował wszystkiego, by ratować zwierzę. Najpierw podawano mu środki przeciwbólowe, a następnie w wyniku obrażeń została podjęta decyzja o uśpieniu klaczy. — Koń umierał w męczarniach kilka godzin — dodała prokurator Wilmowicz.

Stajenny uciekł. Gdy go zatrzymano był kompletnie pijany

Widząc, jaką okrutną krzywdę wyrządził zwierzęciu, stajenny uciekł z ośrodka. Rolanda P. policja namierzyła ok. g. 20.00. Był kompletnie pijany. — Miał wtedy trzy promile alkoholu w sobie — dodaje prokurator.

Śledczy wystąpili o badania krwi. Przypuszczają, że mężczyzna mógł już być pijany, gdy wykonywał prace w ośrodku. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że świadkowie tej tragedii wyczuli u stajennego alkohol.

— Mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzęciem. Zastosowano wobec niego dozór, ma też zakaz przebywania w stajni w Ptakowicach i kontaktowania się z pracownikami ośrodka — dodaje prokurator Wilmowicz. — Jego działanie było nieodpowiedzialne i pozbawione jakichkolwiek zasad ostrożności. W tym ośrodku pracował od roku.

Klacz była warta fortunę

10-letnia klacz, którą trzeba było uśpić, posiadała rodowód. — Właściciel wycenili ją na 250 tys. euro. To była klacz, która brała udział w zawodach — dodaje prokurator Wilmowicz.

Właściciele ośrodka wydali oświadczenie, wyrazili głęboki żal i zapowiedzieli współpracę z policją. — Nie uciekamy od odpowiedzialności. Jesteśmy w stałym kontakcie z właścicielami konia oraz współpracujemy z policją, by dokładnie wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia — napisano w komunikacie na portalu społecznościowym.

Sprawca winą obarcza... konia

Sprawca tej tragedii został już przesłuchany. Oczywiście nie zaprzecza temu co się stało, ale; — Uważa, że nie zrobił krzywdy zwierzęciu. Nie przyznaje się, aby jego działanie doprowadziło do tragedii — dodaje prokurator Barbara Wilmowicz. — Winy w sobie nie widzi żadnej, zrzucił ją na... konia.

Za spowodowanie śmierci zwierzęcia grozi mu tylko do trzech lat więzienia.

Tragedia w ośrodku jeździeckim na Śląsku. Operator wózka widłowego wjechał w konia

Staranował auto z trójką dzieci. Zginęły. Tak zachowywał się po zatrzymaniu

/3

Dawid Markysz/Edytor, 123RF, Street View / google maps

Prokurator Barbara Wilmowicz mówi o szczegółach śmierci klaczy w ośrodku jeździeckim w Ptakowicach.

/3

Street View / google maps

Na terenie tego ośrodka pracował Roland P.

/3

Dawid Markysz / Edytor

— Koń umierał w męczarniach — mówi prokurator Barbara Wilmowicz, z Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich górach.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.

Newsletter

Najlepsze teksty z Faktu! Bądź na bieżąco z informacjami ze świata i Polski

Zapisz się

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas!

Napisz list do redakcji

Przeczytaj źródło