Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw, obejmującym podmioty z co najmniej 10 pracownikami, zmalało w czerwcu o 0,8 proc. rok do roku, tak samo jak w poprzednich dwóch miesiącach, ale dwukrotnie bardziej niż w czerwcu 2024 r.
Stopa bezrobocia rejestrowanego wzrosła z 5 proc. w maju do 5,2 proc. w czerwcu i 5,4 proc. w lipcu, wyłamując się z sezonowego wzorca. W minionych dwóch dekadach pierwszy miesiąc lata przynosił spadek tego wskaźnika średnio o 0,3 pkt proc. Wzrost nastąpił tylko raz: w pandemicznym 2020 r. (o 0,1 pkt proc.).
W lipcu stopa bezrobocia też prawie zawsze malała albo stała w miejscu. Tegoroczna podwójna anomalia była na tyle silna, że w minionym miesiącu wskaźnik ten był już o 0,4 pkt proc. wyższy niż rok wcześniej. Pomijając 2020 r., to jego największy roczny skok od 2013 r., gdy polska gospodarka balansowała na krawędzi recesji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Praca przyszłości. Jakie kompetencje dają przewagę? Piotr Nowosielski w Biznes Klasa Young
Te doniesienia z ostatnich tygodni na pierwszy rzut oka malują ponury obraz rynku pracy. Sugerują, że zapotrzebowanie na pracowników maleje, a o znalezienie zatrudnienia jest coraz trudniej. To jednak pozory. Te same dane, jeśli przyjrzeć im się bliżej, świadczą raczej o poprawie koniunktury na rynku pracy w porównaniu do ubiegłego roku.
Potwierdzają też to, o czym w money.pl już pisaliśmy: trendy demograficzne i zmiany strukturalne zachodzące w polskiej gospodarce sprawiają, że okresy ożywienia na rynku pracy będą wyglądały inaczej niż w przeszłości. I być może trudno będzie je w ogóle dostrzec.
Więcej usług, więcej małych firm
W porównaniu do maja przeciętne zatrudnienie (tzn. przeliczone na pełne etaty) w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się w czerwcu tego roku o niemal 3 tys. etatów, podczas gdy w poprzednich dwóch latach malało (o 5 i 3 tys.). Wcześniej, w latach 2010-2022, zatrudnienie w czerwcu zawsze rosło, i to średnio aż o 11 tys. etatów. Ale do takich zwyżek, z powodu niedostępności pracowników, nie ma już powrotu.
Od stycznia do czerwca liczba etatów w sektorze przedsiębiorstw zmalała o nieco ponad 19 tys., podczas gdy w tym samym okresie 2024 r. stopniała aż o 32 tys. W 2023 r. spadek był do czerwca nieco płytszy - wyniósł ponad 17 tys. Wtedy jednak zniżki nie hamowały, inaczej niż w tym roku. Po wakacjach powinno już być jasne, że w 2025 r. zniżka zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw będzie mniejsza niż w obu minionych latach (patrz wykres powyżej).
To istotne, bo zmiany zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw w trakcie roku więcej mówią o sytuacji na rynku pracy niż jego zmiany rok do roku. Wynika to z faktu, że co roku w styczniu GUS aktualizuje próbę przedsiębiorstw: dodaje do niej firmy, które w poprzednim roku przekroczyły próg 10 pracowników oraz odejmuje te, których zatrudnienie zmalało poniżej tego progu.
Ta operacja zwykle skutkuje skokiem zatrudnienia w tym sektorze (w rekordowym pod tym względem styczniu 2017 r. aż o 161 tys. etatów), czego konsekwencje widać w zmianach zatrudnienia w ujęciu rok do roku także w kolejnych miesiącach. Bieżący rok jest akurat pod tym względem nietypowy, bo aktualizacja próby zwiększyła przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw o zaledwie 1 tys. etatów, w porównaniu do 21 tys. w ubiegłym roku.
Ta różnica tłumaczy, dlaczego zniżki zatrudnienia rok do roku są dziś głębsze niż w 2024 r., mimo że faktycznie – patrząc od stycznia – są płytsze.
To, jaką zmianę liczby etatów w sektorze przedsiębiorstw powoduje styczniowa aktualizacja próby, samo w sobie też mówi coś o koniunkturze na rynku pracy – tyle, że w poprzednim roku. Tegoroczna aktualizacja pokazała, że mikrofirmy (tzn. podmioty z maksymalnie dziewięcioma pracownikami), które w 2024 r. urosły na tyle, że przekroczyły próg 10 pracowników, łącznie zatrudniały mniej więcej tyle samo osób, co firmy, które skurczyły się (lub zostały zlikwidowane) i wypadły z sektora przedsiębiorstw.
To zjawisko niełatwo jednak zinterpretować. Może ono świadczyć na przykład o tym, że małe firmy się nie rozwijają i nie zgłaszają popytu na pracowników, a te większe się zwijają. Ale dane GUS tego nie potwierdzają.
Wskazują, że w I kwartale 2025 r. w Polsce było o 5 proc. więcej aktywnych przedsiębiorstw niż rok wcześniej. To w całości skutek wzrostu (o 5,3 proc.) liczby mikrofirm. Liczba małych firm (10-49 pracowników) i średnich (50-249 pracowników) zmalała o – odpowiednio – 0,2 i 0,7 proc., a liczba dużych firm (powyżej 250 pracowników) praktycznie się nie zmieniła.
Nie widać więc pomoru przedsiębiorstw, tylko ich coraz większe rozdrobnienie. Jedną z przyczyn może być wzrost znaczenia sektora usługowego w Polsce kosztem przemysłu i ogólnie gospodarki "towarowej".
Bezrobotnych przybywa tylko w urzędach
Nietypowy wzrost stopy bezrobocia to z kolei głównie skutek zmian regulacyjnych, wprowadzonych z początkiem czerwca przez ustawę o rynku pracy i służbach zatrudnienia. Z jednej strony, umożliwiły one uzyskanie statusu osoby bezrobotnej rolnikom, co zwiększyło liczbę nowo zarejestrowanych bezrobotnych.
Z drugiej, pozwoliły na zachowanie statusu osoby bezrobotnej bez konieczności osobistego stawiennictwa w urzędzie pracy. To z kolei zmniejszyło liczbę wyrejestrowań. W rzeczywistości liczba bezrobotnych – osób, które nie mają pracy, ale jej szukają i są gotowe ją podjąć – prawdopodobnie pozostaje bez większych zmian.
Niepokojącym zjawiskiem jest na pierwszy rzut oka spadek liczby ofert zatrudnienia zgłaszanych do urzędów pracy. W czerwcu wpłynęło ich niespełna 33 tys., najmniej od co najmniej 2010 r. Na koniec półrocza dostępnych było niespełna 40 tys. takich ofert, co również jest jednym z najniższych wyników w historii.
Jak jednak pisaliśmy niedawno w money.pl, spadek liczby ofert pracy zgłaszanych do urzędów w pewnym stopniu jest odzwierciedleniem… spadku liczby bezrobotnych. Pracodawcy dostosowali do tych realiów narzędzia rekrutacji. Dodatkowo, zmieniająca się struktura gospodarki sprawia, że pracowników częściej szukają podmioty z sektorów, które nie korzystają powszechnie z urzędów pracy, np. firmy usługowe, które są relatywnie małe.
Dla koniunktury na rynku pracy kluczowe jest jednak to, czy spadek popytu na pracowników jest głębszy niż spadek ich podaży. Tego w Polsce w ostatnich latach nie było widać. Powody do niepokoju dał dopiero I kwartał tego roku, gdy – według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) – liczba pracujących osób w wieku 20-64 lata zmalała rok do roku bardziej niż całkowita populacja takich osób nad Wisłą.
Pomijając 2020 r., był to pierwszy taki przypadek od II kwartału 2013 r. Istnieją jednak powody, aby przypuszczać, że był to jednorazowy incydent. Jak pisaliśmy w money.pl, pomijając rolnictwo, liczba pracujących w I kwartale wzrosła – choć nieznacznie. Wyników BAEL za II kwartał jeszcze nie ma, ale wiele wskaźników pokazuje, że popyt na pracowników w szerokiej gospodarce w tym okresie rósł – a populacja osób w wieku produkcyjnym nadal malała.
Przykładowo, według Szybkiego Monitoringu NBP w II kwartale udział przedsiębiorstw informujących o nieobsadzonych miejscach pracy wzrósł do 43,4 proc. z 42,4 proc. w poprzednim kwartale. To wynik zbliżony do wieloletniej normy.
Z kolei według badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego od kwietnia rośnie odsetek przedsiębiorstw, które wśród barier utrudniających im działalność wskazują niedostępność pracowników. W lipcu sięgnął on 51 proc., porównaniu do 42 proc. w marcu. Po raz pierwszy w ponad trzyletniej historii tego badania była to jedna z trzech najczęściej wymienianych barier.
Wahania stopy bezrobocia pod wpływem zmian przepisów dodatkowo zamazały obraz koniunktury rynku pracy, który już wcześniej był nieczytelny z powodu zmian struktury gospodarki oraz trendów demograficznych. To, jak dużą rolę odgrywają te zjawiska, szczególnie dobrze widać w handlu detalicznym (wyłączając handel autami) – branży, która odpowiada za około 11 proc. zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw i 8 proc. całkowitej liczby pracujących nad Wisłą. I jednocześnie należy do "towarowej" części gospodarki.
Duże sklepy wypierają małe
Na pierwszy rzut oka zatrudnienie w handlu detalicznym ostro maleje. Według BAEL w I kwartale liczba pracujących w tej branży była o niemal 76 tys. niższa niż rok wcześniej i o 104 tys. niższa niż dwa lata wcześniej (to spadek o odpowiednio 5,3 i 7,1 proc. rok do roku). Bardziej zmalała tylko liczba pracujących we wspomnianym rolnictwie.
W świetle tych danych, handel detaliczny zmniejszał zatrudnienie również w poprzednich latach – jeszcze w 2016 r. udział tej branży w całkowitej liczbie pracujących według BAEL dochodził do 10 proc.
Nieco inny obraz malują jednak dane z sektora przedsiębiorstw, który – przypomnijmy – obejmuje podmioty z co najmniej 10 pracownikami. Tutaj liczba pracujących w handlu detalicznym osiągnęła rekordowy poziom na przełomie 2022 i 2023 r. W kolejnych sześciu kwartałach malała i w I połowie 2025 r. była już o niemal 1,8 proc. niższa niż w I połowie 2023 r.
Tak liczona zniżka zatrudnienia w handlu była nawet głębsza niż w przemyśle przetwórczym (1,7 proc.), który był w tym czasie w recesji, oraz w innych sektorach i branżach o porównywalnej liczbie pracowników. Pierwsza połowa tego roku przyniosła jednak stabilizację zatrudnienia w handlu detalicznym w ramach sektora przedsiębiorstw – czego w danych BAEL nie widać.
To, że spadek liczby pracujących w handlu detalicznym w przedsiębiorstwach z co najmniej 10 pracownikami był zdecydowanie płytszy niż w szerokiej gospodarce, sprawiło, że na początku tego roku sektor przedsiębiorstw odpowiadał już za 54 proc. całkowitego zatrudnienia w tej branży – w porównaniu do 51 proc. rok wcześniej i niespełna 40 proc. na początku minionej dekady. Świadczy to o rosnącej koncentracji branży handlowej, tzn. o wzroście roli większych przedsiębiorstw w stosunku do małych sklepów.
To zjawisko odzwierciedla z jednej strony rozwój e-handlu, a z drugiej większą efektywność dużych firm handlowych. Przykładowo, są one w stanie inwestować w automatyzację niektórych procesów sprzedażowych. To oznacza, że nawet przy dobrej koniunkturze w handlu i szybkim wzroście sprzedaży towarów duże firmy nie wchłoną wszystkich osób, które tracą zatrudnienie w mniejszych przedsiębiorstwach. Jak jednak zauważyliśmy wcześniej, dla sytuacji na rynku pracy istotne jest to, żeby zatrudnienie w handlu nie malało bardziej niż liczba osób skłonnych do podjęcia pracy w tej branży.
Tego zaś póki co nie widać. Odsetek przedsiębiorstw handlowych, które raportują niedobór pracowników, pozostaje na wysokim w ujęciu historycznym poziomie. Mimo tego, że wymagania dotyczące kwalifikacji są w handlu relatywnie niskie, a do tego w ostatniej dekadzie branża charakteryzowała się ponadprzeciętnym tempem wzrostu wynagrodzeń.
Handel o pracowników konkuruje jednak przede wszystkim z tymi branżami usługowymi, które również nie wymagają dużych kwalifikacji. Te są jednak rozdrobnione i słabo reprezentowane w sektorze przedsiębiorstw. Efekt? Podczas gdy duże firmy handlowe przyciągają pracowników z mniejszych firm, cała branża traci pracowników na rzecz sektora usługowego.
Pracownicy potrzebują większej elastyczności
Wróćmy do danych o przeciętnym zatrudnieniu, tzn. przeliczonym na pełne etaty, od których zaczęliśmy analizę. Pod tym względem w handlu detalicznym również widać stabilizację – w czerwcu liczba etatów była w tej branży praktycznie taka sama jak w styczniu, podczas gdy w analogicznym okresie w poprzednich dwóch latach malała.
Biorąc pod uwagę dłuższy okres (czyli zaburzony przez efekt zmiany próby przedsiębiorstw), liczba etatów w handlu detalicznym w ramach sektora przedsiębiorstw zmalała wyraźnie bardziej niż liczba pracowników. To zaś oznacza, że w tej branży przybywało zatrudnionych na niepełny etat. To trend, który dawniej – mniej więcej do czasu pandemii COVID-19 – widać było też w innych branżach.
Od kilku lat liczba pracowników przypadających na jeden etat w całym sektorze przedsiębiorstw jest jednak stabilna, w handlu detalicznym zaczęła zaś znów przyrastać i obecnie – pomijając 2020 r. – jest najwyższa w historii danych.
To zjawisko odzwierciedla przede wszystkim zmiany demograficzne. Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym w Polsce oznacza, że pracodawcy muszą aktywizować osoby z tej grupy, które z jakichś powodów były bierne zawodowo, lub sięgać po pracowników wieku emerytalnym. Dla takich osób warunkiem podjęcia pracy jest często większa elastyczność.
Dlaczego pracujących w niepełnym wymiarze czasu przybywa właśnie w handlu detalicznym, ale nie w całym sektorze przedsiębiorstw? Znów, jedną z odpowiedzi na to pytanie wydaje się być ta, że firmy handlowe konkurują o pracowników głównie z rozdrobnionymi branżami usługowymi, które są słabo reprezentowane w sektorze przedsiębiorstw.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl