Ladybird. Przeglądarka internetowa, której nikt nie chciał, a której wszyscy potrzebujemy

1 dzień temu 8

To nie jest kolejny fork Chromium ani modyfikacja Firefoksa. To zupełnie nowe podejście do przeglądania Internetu, które rodzi się wbrew dominującym trendom. Chociaż na efekty przyjdzie nam jeszcze poczekać, samo istnienie takiej inicjatywy każe zadać pytanie, czy naprawdę potrzebujemy więcej różnorodności w sieci?

Geneza projektu. Od terapii do rewolucji

Wszystko zaczęło się w 2018 roku od SerenityOS – osobistego projektu Andreasa Klinga. Początkowo miał to być sposób na oderwanie się od rzeczywistości, coś w rodzaju terapii przez kodowanie. Z czasem mały eksperyment przerodził się w pełnoprawny system operacyjny rozwijany przez społeczność entuzjastów.

Screen pochodzi ze strony projektu SerenityOS.org i przedstawia wygląd interfejsu systemu operacyjnego SerenityOS.Screen pochodzi ze strony projektu SerenityOS.org i przedstawia wygląd interfejsu systemu operacyjnego SerenityOS.

Przełom nastąpił 4 lipca 2022 roku, gdy Kling stworzył prosty interfejs graficzny dla silnika LibWeb. To, co zaczęło się jako narzędzie developerskie, szybko ewoluowało w samodzielny projekt przeglądarki. Właśnie wtedy pojawił się pomysł, by zbudować coś więcej niż tylko kolejną przeglądarkę – postanowiono stworzyć kompletne, niezależne rozwiązanie.

Stworzenie własnego silnika JavaScript i renderowania HTML to nie sielanka

Sercem Ladybird są silniki LibWeb i LibJS – napisane od zera w C++, inspirowane Qt i WebKitem, ale stanowiące zupełnie nową implementację. LibWeb powstał w 2019 roku (początkowo jako LibHTML), a LibJS dołączył dziewięć miesięcy później. To właśnie te komponenty świadczą o ambitnym charakterze całego przedsięwzięcia.

Stworzenie własnego silnika JavaScript i renderowania stron (HTML) to zadanie, cokolwiek nie mówić, karkołomne. Nie bez powodu nie zdecydowały się na to np. Perplexity z projektem Comet, czy The Browser Company z projektem Dia, nie wspominając nawet o znacznie większych firmach. Ten pierwszy proponował ostatnio 34,5 mld dollarów za Chrome. Większość współczesnych przeglądarek bazuje na istniejących rozwiązaniach jak Chromium czy WebKit. Ladybird idzie pod prąd, co jest zarówno jej największą siłą, jak i najpoważniejszym wyzwaniem.

Zrzut ekranu aplikacji Ladybird uruchomionej na MacOS. Zrzut przedstawia przeglądarkę z uruchomioną stroną Chip.pl.Zrzut ekranu aplikacji Ladybird uruchomionej na MacOS. Zrzut przedstawia przeglądarkę z uruchomioną stroną Chip.pl.

Google Chrome i pochodne Chromium kontrolują ponad 65% rynku

Obecna sytuacja na rynku przeglądarek przypomina monokulturę. Google Chrome i pochodne Chromium kontrolują ponad 65% rynku. Firefox utrzymuje około 3% udziału, podczas gdy Safari działa głównie w ekosystemie Apple. Ta dominacja jednego rozwiązania technicznego budzi pewne obawy – szczególnie w kontekście różnorodności i niezależności.

Ladybird proponuje filozofię całkowitej niezależności od korporacyjnych interesów. Projekt koncentruje się na czterech filarach:

  • Szybkości,
  • stabilności,
  • prywatności,
  • zgodności ze standardami.

Planowany wbudowany bloker reklam, blokowanie ciasteczek stron trzecich i brak mechanizmów śledzenia to wyraźny sygnał, że twórcy stawiają na transparentność.

Finansowanie i rozwój. Społeczność versus korporacje

Projekt otrzymał znaczące wsparcie finansowe od Chrisa Wanstratha, współzałożyciela GitHub. Darowizna w wysokości miliona dolarów (około 3,7 miliona złotych) pozwala zespołowi skupić się na rozwoju bez presji finansowej. To ważne, bo tworzenie przeglądarki od zera to proces mierzony w latach, a nie miesiącach.

Andreas Kling pracuje nad projektem na pełny etat od 2021 roku, wspierany przez 8 zatrudnionych w pełnym wymiarze programistów oraz społeczność z całego świata. Licencja 2-klauzulowa BSD gwarantuje otwartość kodu, co stanowi wyraźny kontrast wobec zamkniętych rozwiązań korporacyjnych.

Stan rozwoju. Długa droga przed nami

Trzeba wyraźnie powiedzieć: Ladybird nie jest jeszcze gotowa do codziennego użytku. Obecnie nie ma możliwości prostego pobrania i instalacji – wymaga kompilacji ze źródeł, co na nowoczesnym komputerze zajmuje około kilkunastu minut. To rozwiązanie dla entuzjastów, a nie przeciętnych użytkowników. Przynajmniej na razie.

Zrzut ekranu przedstawia przeglądarkę Ladybird z uruchomioną stroną YouTube.com.Zrzut ekranu przedstawia przeglądarkę Ladybird z uruchomioną stroną YouTube.com.

Przeglądarka radzi sobie z testem Acid3, ale ma jeszcze problemy z renderowaniem wielu współczesnych stron internetowych. Sami twórcy przyznają, że:

(…) na tym etapie jest znacznie więcej stron internetowych, które nie działają, niż tych, które działają.

To uczciwe podejście, które nie tworzy nieuzasadnionych oczekiwań. Chociaż od tego czasu sporo się zmieniło, a z moich obserwacji wynika, że przeglądarka coraz lepiej radzi sobie z większością stron. Powyższe stwierdzenie jest wciąż prawdziwe, jednak nie można odmówić postępu, bo ten jest znaczący. Nadal jednak nie wszystko wyświetla się poprawnie i pojawiają się błędy.

Unikalne rozwiązania techniczne

Ladybird wyróżnia się nietypowym podejściem do JavaScript. Zamiast kompilatora JIT, rozwija maszynę wirtualną bytecode. Celem jest osiągnięcie dobrej wydajności przy zachowaniu prostoty kodu i bezpieczeństwa. To interesujące podejście, choć trudno ocenić, jak sprawdzi się w praktyce.

Obecnie wiele kluczowych komponentów Ladybird jest dziedziczonych z projektu SerenityOS. Wśród nich znajdują się m.in.:

  • LibWeb – silnik renderowania stron WWW
  • LibJS – silnik JavaScript
  • LibWasm – implementacja WebAssembly
  • LibCrypto / LibTLS – prymitywy kryptograficzne i obsługa TLS
  • LibHTTP – klient HTTP/1.1
  • LibGfx – biblioteka grafiki 2D, dekodowania i renderowania obrazów
  • LibUnicode – wsparcie dla Unicode i lokalizacji
  • LibMedia – odtwarzanie audio i wideo
  • LibCore – pętla zdarzeń i warstwa abstrakcji systemu operacyjnego
  • LibIPC – komunikacja międzyprocesowa

Przeglądarka działa na Linuksie, macOS, Windows (poprzez WSL), przy czym wersja na Linuksa jest najlepiej przetestowana. Wersję na Windowsa rozwija głównie społeczność, co pokazuje oddanie entuzjastów projektu.

Kling szacuje, że potrzeba „jeszcze kilku lat rozwoju” przed wydaniem stabilnej wersji. Planowana data premiery wersji alfa to lato 2026 roku.

Czy w 2025 roku potrzebujemy kolejnej przeglądarki?

Pytanie, które samo się narzuca: Czy w 2025 roku potrzebujemy kolejnej przeglądarki? Odpowiedź nie jest oczywista. Z jednej strony rynek jest nasycony, a użytkownicy przyzwyczajeni do istniejących rozwiązań. Z drugiej monokultura technologiczna nigdy nie służyła innowacjom.

Ladybird to więcej niż tylko przeglądarka. To demonstracja, że w erze korporacyjnej dominacji wciąż możliwe są niezależne projekty. Nawet jeśli nie zdobędzie znaczącego udziału w rynku, jej istnienie przypomina o wartości różnorodności w technologi i daję alternatywę dla dużych projektów, które – nie od dziś wiadomo – żyją ze zbierania danych o swoich użytkownikach. W tym kontekście Ladybird staje się, potrzebnym wręcz, zamiennikiem.

Choć do pełnej funkcjonalności pozostały jeszcze lata, sam fakt, że grupa pasjonatów podjęła się tak ambitnego zadania, jest inspirujące. Ja kibicuję, bo obecny rozwój przeglądarek wydaje się przenosić swoją uwagę na zalewanie nas coraz nowszymi funkcjami AI, a te, jak pisałem wyżej, żerują na danych, które generujemy korzystając z tych rozwiązań.

Więcej o projekcie:

Przeczytaj źródło