Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Polki zagrają w ćwierćfinale z Chinkami. W minioną sobotę rozegrały z nimi towarzyski mecz w Radomiu, który wygrały 3:1. Byłem w Radomskim Centrum Sportu i komentowałem ten mecz na naszej antenie, ale przyznam szczerze, że bardziej od samego spotkania interesowała mnie cała otoczka, bo trzeba przyznać, że w środowisku sportowym to raczej rzadkość, aby grać kontrolny mecz z rywalem, z którym za kilka dni mierzyć się będziemy w meczu o stawkę. Dla nas stawkę całkiem dużą, bo przecież jesteśmy organizatorami finału i w interesie nas wszystkich jest to, aby w tym finale grać do niedzieli, czyli ostatniego dnia zmagań, kiedy to rozegrane zostaną mecze o medale. Dla naszych reprezentacyjnych siatkarek środowy mecz będzie swego rodzaju próbą dojrzałości i to w podwójnej skali - po pierwsze jako drużyny, po drugie indywidualnie, jako zawodniczek.
ZOBACZ TAKŻE: Polski siatkarz wypalił wprost. Tego potrzebowała reprezentacja
Pewnie nie wszyscy wiedzą, ba - jestem przekonany, że o tym fakcie mało kto wie, a jeśli już, to pewnie pamiętają go raczej tylko kibice z Częstochowy, bo dotyczy to ich drużyny, mianowicie AZS-u Częstochowa, który dawno temu był organizatorem turnieju kwalifikacyjnego do udziału w ówczesnym Pucharze Europy i mierzył się u siebie z Netasem Stambuł. W tygodniu poprzedzającym mistrzowski mecz drużyny zagrały ze sobą sparing, który bardzo pewnie wygrali akademicy. Ten ważniejszy mecz, czyli pod egidą CEV, wygrali już jednak Turcy, a w Częstochowie do dzisiaj są przekonani, że gdyby nie ten sparing, to Netas w życiu by w Częstochowie nie wygrał.
Nie chcę nic sugerować przed meczem siatkarek, więcej - nawet napiszę coś optymistycznego, wszak wtedy za całym procederem stał Dariusz Stanicki, były siatkarz AZS-u który reprezentował wówczas Netas i to on był niejako prowodyrem tego zdarzenia z meczem towarzyskim i krótkim zgrupowaniem w Częstochowie, a tymczasem w Chinach nikogo z naszych przedstawicieli nie ma.
To oczywiście tak pół żartem, pół serio, bo na poważnie to raczej nie było wyjścia i trzeba było grać, a sam towarzyski mecz zakontraktowany został jeszcze podczas pierwszego turnieju VNL w Pekinie, a nie teraz na ostatnią chwilę, tak jak to miało miejsce w przypadku wspomnianej Częstochowy.
Co wynika z sobotniej konfrontacji? Nic. Kompletnie. Choć nasze siatkarki widzą jeden duży pozytyw, o którym w pomeczowym wywiadzie wspomniała Malwina Smarzek, która przyznała wprawdzie, że nigdy wcześniej w podobnej sytuacji nie była, ale po zwycięstwie zawsze czuje się dobrze, więc to samopoczucie może się okazać kluczową sprawą.
W Atlas Arenie jedną z ważniejszych ról może odegrać publiczność. Nasze siatkarki znają temat doskonale, bo grały już przy ogłuszającym dopingu pełnych polskich hal na mistrzostwach świata w 2022 roku i dwa lata temu w tej samej łódzkiej Atlas Arenie podczas olimpijskiej kwalifikacji. Chinki tego zjawiska nie znają, choć jego namiastkę dostały w wypełnionym po brzegi Radomskim Centrum Sportu.
Polki dwie ostatnie edycje VNL kończyły z brązowymi medalami. Odbierały je w Arlington i Bangkoku. Nie ma jednak większej frajdy niż odebranie medalu przed własną publicznością, wystarczy zapytać o to naszych siatkarzy, którzy na przestrzeni lat robili to wielokrotnie, czy to podczas mistrzostw świata, mistrzostw Europy, czy Ligi Narodów, a wcześniej Ligi Światowej. Reprezentacyjne siatkarki też znają to uczucie, bo odbierały brązowe medale mistrzostw Europy w 2009 roku i, niech to będzie dobry znak, w... Łodzi.