We wspomnieniach o spowiedzi w dzieciństwie powtarza się słowo "strach". Dorośli już dziś ludzie mówią, że każda wizyta w konfesjonale była dla nich traumą. Bali się księży bardziej niż Boga.
Ktoś zapamiętał, jak wyznał spowiednikowi, że opuścił niedzielną mszę, a on zaczął krzyczeć tak głośno, że wszyscy obecni w kościele patrzyli z potępieniem na małego "grzesznika". Ktoś inny nigdy nie zapomni, jak koleżanka zwymiotowała w czasie pierwszej spowiedzi. Ksiądz nie zrobił nic, nikt też do przerażonej i zawstydzonej dziewczynki nie podszedł, nie podał jej wody. Zaraz potem zaczęła się msza, a cały kościół odśpiewał radosne "Pan Jezus już się zbliża, z radości serce drży".
– Przed pierwszą spowiedzią ze strachu posikałam się w majtki – mówi Malwina.
– Aż mnie skręcało z nerwów, jak miałam do niej iść – dodaje 75-letnia Wanda.
– Strach, żenada i niezręczność – tak spowiedź wspomina Kasia. – I dopiero teraz, potrafię nazwać to, co czułam, gdy brałam udział w tym cyrku.