"Małe Serengeti" zagrożone przez zmianę klimatu. "Ludzie zabijają dzikie zwierzęta z desperacji"

4 dni temu 12

- Nasz park jest jak małe Serengeti. Piękna dolina otoczona przez góry - mówi Nuru Yimer Abuye, strażnik w Parku Narodowym Omo w południowej Etiopii. Serengeti w Tanzanii to jeden z najsłynniejszych parków narodowych Afryki, chętnie odwiedzany przez setki tysięcy turystów. Dolina Omo w ciągu roku widzi promil tej liczby odwiedzających. Za to mieszkańcy obserwują narastające problemy z ochroną środowiska, związane z ociepleniem klimatu.

Zobacz wideo Polska organizacja wspiera szczepienie bydła w Etiopii

Park ma powierzchnię ponad 4 tys. kilometrów kwadratowych, czyli prawie siedem razy tyle, co największy w Polsce park narodowy - Biebrzański PN. Park Narodowy Omo chroni dolinę rzeki o tej samej nazwie, także tereny stepowe i górzyste. Żyje w nim ponad 300 gatunków ptaków i 73 gatunki ssaków, w tym największe i najbardziej rozpoznawalne zwierzęta Afryki: słonie, nosorożce, żyrafy, a także lwy, kilka gatunków małp i antylop.

Ta część Etiopii cieszy się nie tylko bogactwem przyrodniczym, ale także kulturowym. Jak mówi strażnik parku, wokół jego granic żyje ponad 80 różnych grup etnicznych. Plemiona liczą od kilku do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, każde z własnym językiem, unikatową kulturą i zwyczajami. 

Część z nich prowadzi półkoczowniczy tryb życia, ale wszystkie utrzymują się z rolnictwa i wypasu zwierząt. Szczególne znaczenie - zarówno gospodarcze, jak i kulturowe - ma hodowla bydła.  

- To społeczności, których życie jest ściśle związane z przyrodą. Nie niszczą natury wokół siebie - mówi Nuru Yimer Abuye. Jednak siły zewnętrzne zaburzają tę relację, szkodząc i przyrodzie, i ludziom. Chodzi z jednej strony o lokalną ingerencję w przyrodę, spowodowaną rozwojem plantacji trzciny cukrowej, które potrzebują ziemi i dużej ilości wody, a z drugiej o skutki szerszych zjawisk, takich jak globalna zmiana klimatu.

Uprawa trzciny cukrowej wokół parku wiąże się m.in. z budową tam na rzece, aby zapewnić wodę potrzebną do podlewania pól. To jednak negatywnie odbija się na ekosystemie, szczególnie w okresach, gdy wody może brakować. A tak dzieje się coraz częściej w związku z coraz większym problemem jakim jest postęp globalnego ocieplenia. 

Rzeka Omo wezbrana po porze deszczowej

Rzeka Omo wezbrana po porze deszczowejFot. Patryk Strzałkowski

Chaos klimatyczny zagraża przyrodzie

- Pracuję w parku od 10 lat i wyraźnie widzę skutki zmiany klimatu - mówi Abuye. Chodzi zarówno o nasilenie się ekstremalnych zjawisk - suszy i powodzi - jak i o "rozchwianie" dotychczasowych wzorców pogodowych. Przemienna pora sucha i deszczowa wyznaczała dotąd w Etiopii rytm życia przyrody oraz uprawy roli. - Wiedza rdzennych ludów pozwalała im uprawiać ziemię zgodnie z tymi porami. Wiedzieli, kiedy przychodzą deszcze i kiedy powinny się skończyć. Teraz są zdezorientowani - mówi strażnik parku. Coraz częściej pogoda staje się nieprzewidywalna: pora deszczowa może być krótka i przychodzić zbyt późno (co powoduje susze) lub w niespodziewanym momencie pojawia się bardzo intensywny deszcz, wywołujący powódź. 

Tak było w roku 2023, kiedy wyjątkowo intensywne deszcze spowodowały powodzie w części kraju. Z kolei przez pięć wcześniejszych lat pora deszczowa nie przynosiła takich opadów jak zazwyczaj. Skumulowanym efektem była najgorsza susza od 40 lat. - Także w tym roku ulewne deszcze zniszczyły uprawy sorgo i kukurydzy niedaleko stąd, przy granicy z Kenią. Widziałem to na własne oczy - mówi Abuye.

To prowadzi do konfliktów na linii ludzie - dzikie zwierzęta. Na przykład w czasie suszy pasterze mogą - choć nie powinni tego robić - wypasać swoje bydło na obszarach parku narodowego. I jeśli na przykład lew zaatakuje stado, to mogą zabić lwa.

Zabijanie dzikich zwierząt jest nielegalne i surowo karane, jednak nie zawsze odstraszy to pasterzy, dla których bydło jest jedynym źródłem utrzymania. 

Może to też działać w drugą stronę. Jeśli susza pogarsza warunki życia dzikich zwierząt na terenie parku, te mogą wychodzić poza jego granice. Jeśli niszczą uprawy lub zabijają bydło - dochodzi do konfliktu, w którym lwy, guźce czy małpy mogą być zabijane przez ludzi. W skrajnych przypadkach, kiedy z powodu suszy czy powodzi społeczności tracą plony i grozi im głód, może dochodzić także do zabijania dzikich zwierząt na jedzenie. W ubiegłym roku w położonej po drugiej stronie kontynentu Namibii zabito setki słoni, hipopotamów i zebr na mięso dla ludzi zagrożonych głodem z powodu suszy. 

Wypas bydła w dolinie rzeki Omo

Wypas bydła w dolinie rzeki OmoFot. Patryk Strzałkowski

Wsparcie ludzi i środowiska

Według Abuye kluczem w ochronie przyrody jest wsparcie dla mieszkańców. Po pierwsze - budowanie wiedzy i możliwości na temat rozwiązywania konfliktów z dzikimi zwierzętami bez ich zabijania. Chodzi m.in. o zabezpieczenie bydła przed atakami drapieżników. 

Jednak równie ważne jest wsparcie ich w zabezpieczeniu podstaw bytu. Jak wynika z relacji strażnika parku, zabijanie dzikich zwierząt to często efekt desperacji ludzi, którzy są pozbawieni źródła dochodu, a nawet żywności. Kiedy susze i powodzie niszczą uprawy, a bydło umiera z powodu chorób, to rolnicze i pasterskie społeczności stają w obliczu głodu. - Natura jest ich domem, jest fundamentem ich życia. Sami z siebie nie będą jej niszczyć - zapewnia strażnik parku. 

Działająca na południu Etiopii fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej wspiera kilka grup w rejonie rzeki Omo. Prowadzi szkolenia weterynaryjne dla przedstawicieli społeczności oraz zapewnia szczepionki dla bydła i środki przeciwko pasożytom. Zapobiegając umieraniu krów z powodu chorób zakaźnych, fundacja chce pomóc zabezpieczyć społeczność przed pogłębianiem biedy i wiążącymi się z tym konfliktami. Więcej o tym przeczytać można w naszym reportażu z południa Etiopii:

Abuye mówi, że Dolina Omo współpracuje i uczy się od innych parków narodowych w sąsiednich krajach, a on sam uczył się m.in. w Tanzanii. Wymieniają się dobrymi praktykami, bo parki w regionie mierzą się z podobnymi wyzwaniami. 

Większa liczba turystów także mogłaby pomóc - uważa strażnik parku. Dodatkowych dochód dla mieszkańców oraz samego parku pozwoliłby lepiej zabezpieczyć dziką przyrodę oraz byt ludzi mieszkających na obrzeżach obszaru chronionego. 

Jednak wpływ na liczbę turystów ma nie tylko sama infrastruktura parku i jego okolic - która jest obecnie skromna - ale też ogólna sytuacja w kraju. Pandemia, a później wojna domowa na północy Etiopii w latach 2020-2022 drastycznie ograniczyły liczbę odwiedzających kraj. 

Wsparciem dla przyrody może być też czysta energia. Abuye zauważa, że chociaż tamy na rzece, kierujące wodę na uprawy trzciny cukrowej, mogą negatywne wpływać na środowisko, to już wpływ energii elektrycznej generowanej a hydroelektrowni mógłby być pozytywny. 

- Mamy duży problem z wylesianiem, bo drewno i węgiel drzewny wciąż stanowią podstawowe paliwo do gotowania. Jest też wykorzystywane w przemyśle, np. do produkcji cukru. Gdyby więcej ludzi i fabryk miało dostęp do elektryczności, to zmniejszyłoby wycinkę drzew - ocenia. 

Przeczytaj źródło