Media: ABW bada sprawę kradzieży lexusa rodziny Tuska. "Może mieć drugie dno"

1 miesiąc temu 23

ABW bada sprawę kradzieży lexusa należącego do rodziny Donalda Tuska - ustaliła "Rzeczpospolita". - Hipotez może być wiele: ukradziono lexusa, by zainstalować w nim podsłuchy, podłożyć ładunek wybuchowy, albo skompromitować służby - powiedział w "Rz" były oficer. Wskazano też nieścisłości.

Donald Tusk (zdjęcie archiwalne) Fot. Michał Ryniak / Agencja Wyborcza.pl

ABW bada sprawę lexusa rodziny Donalda Tuska?

"Rzeczpospolita" ustaliła, że 41-letni Łukasz W. podejrzany o kradzież lexusa, mimo że był karany za oszustwa, lekkie uszkodzenie ciała i jazdę w stanie nietrzeźwości, nie należy do środowiska złodziei samochodów. Według nieoficjalnych doniesień ABW ma więc sprawdzać, czy sprawa ma drugie dno. - Kradzież mogła być jednym z elementów większej operacji, jaka miała zostać przeprowadzona, a Łukasz W. był tylko "słupem". Hipotez może być wiele: ukradziono lexusa, by zainstalować w nim podsłuchy, podłożyć ładunek wybuchowy, albo żeby skompromitować służby ochraniające rodzinę premiera. Ta sprawa może mieć drugie dno, powinno zostać zbadane, czy nie była to prowokacja obcych służb - powiedział były oficer w rozmowie z "Rz".

Dziwne okoliczności kradzieży

Istnieje teoria, że osoby odpowiedzialne za kradzież wiedziały, że pojazd należy do rodziny premiera. Jak wskazano w materiale, w przypadku tego typu przestępstw zakłada się bowiem staranne planowanie oraz obserwację właściciela, a kiedy nastąpi dogodny moment, włamanie do samochodu. Jak wskazali dziennikarze, sprawcy wiedzą wtedy, co stanie się z łupem. Potencjalnymi scenariuszami w takiej sytuacji są: sprzedaż lub rozebranie na części. W wypadku auta rodziny Donalda Tuska stało się jednak inaczej, ponieważ lexus został porzucony na parkingu około 20 kilometrów od miejsca kradzieży. Nie był on ukryty, co skłania do pytań, czy ktoś miał go stamtąd odebrać. - Zazwyczaj w takich sytuacjach wybierane są parkingi ustronne, na uboczu, a nie w sąsiedztwie domów mieszkalnych - zaznaczył doświadczony policjant w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Zobacz wideo Pędził ponad 200 km/h - szaleńczą jazdę przerwali policjanci piaseczyńskiej drogówki

"Historia wymyka się regułom"

Dodatkowo podejrzany próbował uciec samolotem do Bułgarii, co zdaniem ekspertów - było najbardziej ryzykowną drogą ucieczki z uwagi na skrupulatne sprawdzanie pasażerów na lotnisku. Pozornie amatorskie zachowania nie łączą się jednak z profesjonalnym sprzętem o wartości nawet 100 tys. zł, który mógł zostać użyty do kradzieży. Jak bowiem ustaliła "Rz", auto nie miało uszkodzeń. - Ta historia jest intrygująca, bo wymyka się regułom - ocenił funkcjonariusz ABW w "Rz".

Kradzież lexusa rodziny premiera

Samochód rodziny premiera został skradziony w nocy z 9 na 10 września około 200 metrów od mieszkania szefa rządu w Sopocie. Fakt ten został zgłoszony przed godziną 8:00 rano. Na miejsce wysłano grupę dochodzeniowo-śledczą, która zabezpieczyła ślady, nagrania z monitoringu oraz przeprowadziła rozmowy z potencjalnymi świadkami. Kilka godzin później auto zostało znalezione w Gdańsku. "Policjanci z Wydziału Kryminalnego KWP w Gdańsku rozpoczęli intensywne działania operacyjne, które pozwoliły namierzyć 41-latka i doprowadziły do jego zatrzymania. Do akcji włączył się również specjalny zespół interwencyjny Straży Granicznej, który wspierał policjantów w dynamicznych czynnościach na lotnisku" - poinformowała pomorska policja.

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło