Media: Czołowy polityk PiS bronił Mejzy. Ujawniono kulisy rozmów

3 tygodni temu 19

Prawo i Sprawiedliwość decyduje o przyszłości Łukasza Mejzy w partii. To efekt jego samochodowego rajdu i odmowy przyjęcia policyjnego mandatu. Jeden z czołowych polityków PiS-u stanął w obronie Mejzy - ujawnił Onet.

Łukasz Mejza Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Media: Błaszczak broni Mejzy

Szef klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, Mariusz Błaszczak, miał stanąć w obronie Łukasza Mejzy, którego niedawno zatrzymała policja do kontroli drogowej po tym, jak poseł przekroczył dozwoloną prędkość i pędził swoim bmw 200 km/h. Onet usłyszał od informatorów w partii Kaczyńskiego, że na wewnętrznym spotkaniu to właśnie były szef MON-u "przyszedł i stanął w obronie Łukasza Mejzy". - I to bardzo mocno - podał portal. Doszło do tego podczas posiedzenia komitetu wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości, przed obradami Sejmu. Błaszczak miał przekonywać partyjnych kolegów, że "politycy z partii koalicyjnych dopuszczają się gorszych rzeczy niż Mejza, a nie uderza w nich taka fala krytyki". Szef klubu ocenił, że politycy prawicy "powinni Mejzy bronić".

Sceptycyzm w PiS-ie

Z relacji Onetu dowiadujemy się, że takie postawienie sprawy nie spodobało się młodym działaczom PiS-u. Kilka osób miało powiedzieć, że "Mejza nam szkodzi". - Była dyskusja z Błaszczakiem. To nie jest częste, że pojawia się jakiś spór z nim - dodał informator. Uczestnicy posiedzeń partii zwykle mają nie dyskutować z byłym ministrem, ponieważ to, co im przekazuje, zwykle jest opinią prezesa partii - Jarosława Kaczyńskiego

Zobacz wideo Półmetek rządów Tuska. W Sejmie burza. "Pogrzeb wielkich nadziei"

Kontrola policyjna Mejzy

We wtorek (14 października) media poinformowały, że policja zatrzymała do kontroli drogowej Łukasza Mejzę, który pędził swoim bmw 200 km/h po drodze ekspresowej, przekraczając dwukrotnie dozwoloną prędkość. Policjanci, którzy zatrzymali parlamentarzystę, zaproponowali mu mandat w wysokości 2,5 tys. zł. Mejza powołał się na immunitet i odmówił. Po ujawnieniu sprawy przez media stwierdził, że się spieszył. "Źle się zachowałem i nie mam zamiaru piep***ć głupot, bo nic tego nie tłumaczy. Przepraszam" - napisał w oświadczeniu przesłanym Radiu ZET. Mejza stwierdził, że "taka sytuacja nie powtórzy się więcej". "A wszystkim komentującym, w przypływie emocjonalnej ekstazy, cymbałom z Platformy, przypominam, że jechałem na S3, a nie w terenie zabudowanym, jak Donald Tusk w swoim barbarzyńskim rajdzie, po którym stracił prawo jazdy. Mandatu nie przyjąłem tylko dlatego, że spieszyłem się na lotnisko i czas potrzebny na jego wypisanie sprawiłby, że na pewno bym się spóźnił na samolot (ostatecznie i tak się spóźniłem)" - napisał. Dodał, że immunitetu się zrzeknie, a mandat ureguluje, "jeśli będzie taka możliwość prawna". Premier zapytany przez dziennikarzy o to zdarzenie, zapytał retorycznie: "A co tu komentować?".

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło