MEN zaspało? „Promuję edukację zdrowotną bardziej niż resort”

1 miesiąc temu 25

Poseł Marcin Józefaciuk w rozmowie z „Wprost” mówi stanowczo: edukacja zdrowotna w szkołach to nie zagrożenie, lecz szansa na poprawę zdrowia całego społeczeństwa. Wyjaśnia, dlaczego protesty nie mają merytorycznych podstaw, co poszło nie tak przy wprowadzaniu przedmiotu i dlaczego jego zdaniem edukacja zdrowotna powinna być obowiązkowa.

Bartosz Michalski, „Wprost”: W ostatnich miesiącach wokół wprowadzenia do szkół edukacji zdrowotnej narosło wiele kontrowersji. Sam brał pan udział w licznych spotkaniach i protestach. Jak wyglądały te rozmowy z przeciwnikami nowego przedmiotu?

Poseł Marcin Józefaciuk: Przez praktycznie cały rok jeździłem na niemal każdy protest przeciwko edukacji zdrowotnej. Brałem udział w różnych spotkaniach organizowanych przez osoby krytyczne wobec tego przedmiotu i – proszę mi wierzyć – ani razu nie usłyszałem merytorycznego argumentu. Padały wyłącznie domysły, często dotyczące rzeczy, których w ogóle nie ma w podstawie programowej.

A jak wyglądały spotkania informacyjne w szkołach przed rozpoczęciem zajęć?

Spotkania odbyły się w szkołach, jeszcze zanim rozpoczęto zajęcia. I co ciekawe – nikt nie zgłaszał żadnych uwag. Nie było sygnałów, że dzieje się coś dziwnego czy niepokojącego. Po tych spotkaniach zapadła cisza, a przeciwnicy nadal nie mają rzeczowych argumentów. Dlatego mam wrażenie, że ta cała awantura ma przede wszystkim charakter polityczny. Ktoś chce storpedować inicjatywę, która powinna zostać wprowadzona już dawno. Edukacja zdrowotna może realnie i szybko poprawić zdrowie Polaków. Co więcej – dzieci, wracając do domu, dzielą się nową wiedzą z rodzicami. Dzięki temu także dorośli dowiadują się, że np. piramida żywieniowa wygląda dziś zupełnie inaczej niż 10 czy 15 lat temu.

Jednak pojawiają się także głosy krytyki wobec samej formy wprowadzenia tego przedmiotu. Zgadza się pan z nimi?

Tak, i to muszę jasno powiedzieć – wprowadzenie edukacji zdrowotnej zostało mocno osłabione decyzją o tym, że jest to przedmiot nieobowiązkowy. To był ogromny błąd. Początkowo sam, widząc, jak wygląda proces legislacyjny, apelowałem, żeby wprowadzić go w wersji fakultatywnej, ale dziś wiem, że to osłabiło sens całej reformy. Ten przedmiot powinien być obowiązkowy od samego początku.

Co w takim razie poszło nie tak?

Zabrakło czasu i przygotowania. Nauczyciele powinni mieć możliwość ukończenia trzysemestralnych studiów podyplomowych, a uczelnie dopiero niedawno mogły je uruchomić, bo dopiero wtedy pojawiły się podstawy programowe. Gdyby edukacja zdrowotna weszła rok później – nauczyciele byliby gotowi. Poza tym kompletnie zabrakło kampanii informacyjnej. Ani dla nauczycieli, ani dla uczniów czy rodziców. Jeśli coś jest nieobowiązkowe, nieoceniane i źle wyjaśnione, to nic dziwnego, że uczniowie mogą woleć wyjść ze szkoły 45 minut wcześniej i szybciej wrócić do domu.

A przeciwnicy? Oni jednak prowadzą szeroko zakrojone działania.

Dokładnie. Proszę zwrócić uwagę, jak silne kampanie prowadzą organizacje sprzeciwiające się edukacji zdrowotnej. Ile pieniędzy wydano na billboardy, spoty czy akcje w internecie. Sam informowałem ministerstwo, że takie działania będą prowadzone, ale nikt nie zareagował. Resort obudził się dopiero w ostatnich tygodniach, a to zdecydowanie za późno.

Spotyka się pan osobiście z krytykami przedmiotu. Co oni mówią w rozmowach w cztery oczy?

Ostatnio miałem chociażby burzliwą dyskusję z przedstawicielem Konfederacji Korony Polskiej, który namawiał rodziców do wypisywania dzieci z zajęć. I co? Nie był w stanie podać ani jednego merytorycznego powodu. To zawsze granie na emocjach, nigdy na argumentach. Zresztą od dawna zapraszam wszystkie media, które krytykują edukację zdrowotną, żeby skonfrontowały mnie z faktami. Ale nikt się nie zgłasza. Dlaczego? Bo tego, co oni mówią, nie ma w podstawie programowej.

Z pana słów wynika, że osobiście włożył pan w promocję edukacji zdrowotnej więcej wysiłku niż samo ministerstwo. Widać to także w aktywności w mediach społecznościowych.

Niestety, tak to wygląda. Jeździłem na spotkania w całej Polsce, organizowałem razem z innymi posłami spotkania dla nauczycieli. Tam rozmawialiśmy o programie, odpowiadaliśmy na pytania. W efekcie w wielu szkołach nauczyciele poczuli się pewniej i sami kontynuują ten temat z uczniami. Mam sygnały, że to naprawdę działa. Ale to nie posłowie powinni brać na siebie ciężar promocji – tylko resort edukacji.

Czytaj też:
Burza wokół edukacji zdrowotnej. Nowacka: Mamy przedmiot na miarę XXI wieku
Czytaj też:
Z edukacji zdrowotnej wypisze się ponad połowa uczniów. Ta szkoła będzie wyjątkiem

Przeczytaj źródło