Peja powrócił po wielu latach na szlak wyjazdowy poznańskiego Lecha. Raper wybrał jeden z lepszych meczów, jakie tylko mogły się odbyć, bo było nim starcie z Crveną Zvezdą. Poznaniak może mówić o dużym szczęściu, że wrócił z Serbii cało, gdyż nie wszyscy polscy uczestnicy tego spotkania dotarli bezpiecznie do domu.
Peja swój prime time kibicowski miał w latach 90-tych. W sieci dostępnych jest wiele zdjęć z tego okresu, gdzie można go spotkać w towarzystwie m.in. Uszola, z którego zdaniem się wtedy bardzo liczono na Lechu. Od tego czasu upłynęło sporo wody w Warcie i na trybunach zaszły spore zmiany, ze szczególnym uwzględnieniem przekształcenia relacji z Łódzkim Klubem Sportowym jako ostrej kosy w najlepszą zgodę.
Peja przerwał wieloletni marazm wyjazdowy meczem w Belgradzie. W rozmowie z Mateuszem Borkiem wyjawił, że do podróży skłoniło go „poczucie tego od nowa, tych emocji, przeżycie czegoś na nowo po dłuższej przerwie”. Koledzy Rycha z trybun przejęli przed meczem miasto, a lokalna ekipa odmówiła konfrontacji z nimi. Serbowie chcieli to sobie odkupić, atakując ze sprzętem ekipę samochodową Lecha na powrocie. Na całe szczęście dla Peji wybrał on podróż samolotem, dzięki czemu uniknął bliskiego spotkania z reprezentantami Delije. Chuligani Crveny zrobili zasadzkę i wiedząc, że są bez szans w honorowym starciu, wspomagali się rympałami, co raczej nie powinno być zaskoczeniem dla nikogo, kto zna bałkański styl kibicowania.