Michalik: Żurek Tuska to dopiero początek. Na Ziobrę czeka 25 lat, ale na triumf za wcześnie

6 dni temu 6
Eliza Michalik o sprawie Zbigniewa Ziobry.
Eliza Michalik o sprawie Zbigniewa Ziobry. Fot. naTemat.pl

Oczywiście, że z Ziobrą to jeszcze nie koniec – droga do wyroku skazującego dla byłego ministra sprawiedliwości będzie długa, choć na jej końcu może czekać go nawet 25 lat więzienia i pozbawienie praw publicznych.

Daj napiwek autorowi

Zarzuty dla Ziobry, dokładnie tak, jak mówił minister Żurek, to sytuacja bez precedensu. Nie przypominam sobie przypadku demokratycznego kraju, w którym minister sprawiedliwości i prokurator generalny stworzyłby i kierował zorganizowaną grupą przestępczą, składająca się z podległych mu urzędników i innych osób publicznych.

Sytuacja z Ziobrą jak z filmu

A jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w przestępczą działalność ministra zamieszane było także Centralne Biuro Antykorupcyjne, czyli instytucja powołana do ścigania państwowych urzędników dopuszczających się przestępstw i z dużym prawdopodobieństwem Jarosław Kaczyński – sytuacja jest gotowym materiałem na polityczny thriller.

Takie historie zdarzają się być może w najbardziej ponurych dyktaturach, ale nie wiemy o nich, bo przeważnie nie wychodzą na jaw.

Zdaniem prokuratury, która wystąpiła nie tylko o uchylenie immunitetu, ale i o areszt tymczasowy dla Zbigniewa Ziobry, miał on popełnić łącznie 26 przestępstw, wszystkich możliwych w tej sytuacji rodzajów: począwszy od niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień, po niezgodne z prawem wydawanie publicznych pieniędzy, m.in. na zakup nielegalnego oprogramowania Pegasus, które posłużyło do inwigilowania opozycji.

Jednym słowem: za rządów PiS Ziobro urządził nam Rosję w Polsce.

Przestępczość na szczytach władzy, okradanie podatników, nielegalne powiązania, inwigilowanie opozycji i krytyków. Jedyne w tej sytuacji pytanie brzmi: dlaczego sporządzenie aktu oskarżenia trwało aż dwa lata? I dlaczego potrzeba było do tego zmiany na stanowisku ministra sprawiedliwości?

Tusk przystąpił do ofensywy

Donald Tusk nagrał ostatnio żartobliwy film, na którym widać jak je zupę, a potem mówi: "Bardzo dobry ten żurek! A będzie jeszcze drugie danie i deser…"

Obserwatorzy polityki wiedzą, że premier nie ma zwyczaju mówić wprost, raczej daje do zrozumienia niż oznajmia. Jego bronią jest sarkazm i inteligentny dowcip, nie dosłowność. Można więc się domyślić, że ten filmik niesie przekaz: to dopiero początek prawdziwych rozliczeń przestępców z PiS.

Widzę w tym wiadomość od Donalda Tuska dla wyborców Koalicji, którzy byli bardzo rozczarowani ich brakiem – że przyszedł czas, w którym pisowcy zaczną odpowiadać za swoje nadużycia.

Jeśli tak, to dobra strategia – bo oprócz tego, że rozliczenia PiS wymaga (o ironio) prawo i sprawiedliwość, to fakt, że odbyłyby się one w drugiej połowie rządów Koalicji sprawi z pewnością, że frekwencja wyborcza będzie wyższa, podobnie jak notowania partii rządzącej.

Przestrzegam jednak: triumfalizm, którego ślady widzę we wpisach niektórych polityków Koalicji na X jest zdecydowanie przedwczesny. Nie czas na niego – czas na ciężką pracę i odzyskania nadwątlonego przez pierwsze dwa lata rządów zaufania wyborców strony demokratycznej.

Do tej pory bowiem to wyborcy PiS wydawali się być w centrum uwagi, więcej – pupilkami wszystkich. Nie tylko politycy PiS, ale i PO martwili się bowiem nieustannie o to, co powiedzą – na krytykowanie Kaczyńskiego, na pomysł koniecznej delegalizacji PiS, na rozliczenia. Teraz najwyższy czas, by wszyscy politycy zaczęli zastanawiać się, co zrobią wyborcy demokratyczni. O nich toczy się ta gra. O ich przekonanie, wiarę i mobilizację.

Zwolenników demokracji jest w Polsce więcej niż zwolenników autokracji – rzecz w tym, żeby do nich dotrzeć i przekonać ich, że mają interes w tym, by w tym trudnym wojennym czasie nie dopuścić faszystów, fanatyków i złodziei do władzy.

Ziobro, obok Kaczyńskiego, Morawieckiego i Macierewicza, to dla wyborców Koalicji postać wcielonego zła – ktoś, kto mając w rękach dobro narodu, wybrał chciwość, żądzę władzy i dla osiągnięcia tych celów popełniał przestępstwa, niegodziwości i był gotowy zrujnować demokrację.

Gdyby takie czyny pozostały bez kary, obywatele bezpowrotnie straciliby zaufanie do państwa. Oznaczałoby to, że w Polsce politycy mogą kraść, niszczyć, kłamać – bez żadnych konsekwencji, że właśnie zalegalizowaliśmy bezprawie.

Czytaj także:

logo

Przeczytaj źródło