Minister energetyki to więcej niż tylko ceny prądu. Pięć problemów do rozwiązania na już

1 dzień temu 2
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

W tekście umieszczono linki reklamowe naszego partnera

W środę, 23 lipca, Donald Tusk ujawnił szczegóły zapowiadanej od dawna rekonstrukcji rządu – pełną listę nazwisk nowych i dotychczasowych osób odpowiadających za kierowanie ministerstwami znajdziecie na łamach Onetu. Jednym z ciekawszych i zdaje się, że od dawna oczekiwanym ruchem było powołanie oddzielnego resortu czuwającego nad polską energetyką, a zadanie to przypadło Miłoszowi Motyce z PSL.

Motyka pełnił dotychczas funkcję wiceministra w MKiŚ, którego szefową pozostała Paulina Hennig-Kloska, a zgodnie ze słowami premiera Donalda Tuska nowo utworzony resort:

Ma jednoznacznie uspójnić politykę energetyczną.

Dopiero okaże się, jak Motyka sprawdzi się na tym stanowisku i w jaki sposób będzie realizował cytowane słowa szefa rządu. Faktem jest jednak to, że temat energetyki przez lata był zaniedbywany i kolejne rządy (niezależnie od stronnictwa politycznego) unikały znaczących kroków, zaniedbując kluczowe inwestycje. Cenę za to płacimy dziś wszyscy w postaci wysokich rachunków za energię.

Są jednak rzeczy priorytetowe, a my wskazujemy pięć naszym zdaniem najważniejszych rzeczy, które bacznie powinno obserwować nowe ministerstwo.

Modernizacja sieci energetycznej

Na początku 2024 r. NIK wydała raport, z którego wynikało, że ponad 50 proc. sieci elektroenergetycznych w Polsce ma więcej niż 30 lat. Jak podano w dokumencie (via Business Insider):

W 2021 r. łącznie 46 proc. linii elektroenergetycznych 110 kV (wysokich napięć – WN) była starsza niż 40 lat, a wśród nich połowa była starsza niż 50 lat. Tylko 16 proc. tych linii w 2021 r. była młodsza niż 10 lat. 40 proc. linii SN w 2021 r. było starszych niż 40 lat (15 proc. było starszych niż 50 lat), a tylko 15 proc. tych linii – młodszych niż 10 lat. Linie niskiego napięcia (nN) starsze niż 40 lat stanowiły w 2021 r. 30 proc. wszystkich linii nN, a linie młodsze niż 10 lat stanowiły tylko 19 proc. wszystkich linii nN.

To efekt wspomnianych wcześniej zaniedbań zarówno spółek odpowiadających za dystrybucję energii, które przeznaczały na prace modernizacyjne mniejsze środki, niż deklarowały w porozumieniu z prezesem URE (Urząd Regulacji Energii), jak i rządów, które nie nadzorowały tego procesu i zaniedbywały go, wiedząc, że procesu nie uda się zakończyć w trakcie czteroletniej kadencji.

To z kolei sprawiło, że znacząco obniżyła się jakość dostarczanej energii, co przełożyło się na wyższe rachunki. Nie płacimy jednak więcej za sam zużyty prąd, a dystrybucję, która z roku na rok staje się coraz droższa. Dobrym przykładem jest opłata mocowa, która w lipcu 2025 r. wróciła i będzie doliczana do naszych faktur za energię.

W czerwcu 2024 r. największe spółki energetyczne (PGE, Tauron, Enea, Energa i E.ON) ogłosiły wydanie na modernizację sieci elektroenergetycznej 130 mld zł do 2030 r. PSE (Polskie Sieci Energetyczne) do 2034 r. chcą przeznaczyć na ten cel kolejne 64 mld zł, budując łącznie blisko 5 tys. km nowych sieci przesyłowych o napięciu 400 kV, modernizację 110 istniejących stacji energetycznych oraz budowę 28 nowych jednostek.

Mapa planowanych przez PSE inwestycji w polską sieć

Mapa planowanych przez PSE inwestycji w polską siećPSE

Według PSE pozwolić ma to na przyjęcie:

  • 8 GW mocy z morskich elektrowni wiatrowych;
  • 45 GW z elektrowni fotowoltaicznych;
  • ponad 19 GW z farm wiatrowych.

Do tego możliwe będzie przyłączenie elektrowni jądrowej na Pomorzu oraz oddanie do eksploatacji małych reaktorów jądrowych zapowiadanych m.in. przez Orlen czy Grupę Polsat we współpracy z Synthosem.

Nowo utworzone Ministerstwo Energii będzie musiało pilnie przyglądać się inwestycjom w rozbudowę w sieci oraz realizować nowe projekty, ponieważ bez tego nigdy nie uda się nam odejść od energetyki opartej na węglu.

Wspieranie OZE i nietorpedowanie energetyki prosumenckiej

Niskie nakłady na modernizację sieci sprawiły, że pozostaliśmy z infrastrukturą energetyczną, dostosowaną do scentralizowanych źródeł takich jak elektrownie węglowe, która w ogóle nie odpowiada potrzebom energetyki rozproszonej opartej na OZE. W Polsce do końca 2024 r. udało się przekroczyć barierę 1,5 mln instalacji prosumenckich o łącznej mocy 12,7 GW.

Liczba instalacji prosumenckich w Polsce

Liczba instalacji prosumenckich w PolsceURE

To ogromny sukces, który powinien napędzać dalsze prace modernizacyjne polskich sieci, a im więcej mikroinstalacji przydomowych, tym lepiej dla ogólnokrajowego systemu energetycznego. Ich działanie pozwala na odciążenie infrastruktury w krytycznych momentach, poprawia lokalne bilansowanie i minimalizuje straty przesyłowe: poprawia nie tylko stabilność, ale również zwiększa elastyczność całego systemu.

By działało to, jak należy, potrzeba nie tylko inwestycji w modernizację sieci, ale również woli politycznej. Dobrze pokazuje to zamieszanie wokół magazynów energii, czyli kluczowego elementu w rozwoju energetyki prosumenckiej.

Zmiany w ustawie Prawo Budowlane oraz projekt Rozporządzenia w sprawie Warunków Technicznych budynków proponowane przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii znacząco ograniczą możliwości instalowania magazynów energii w przydomowych mikroinstalacjach fotowoltaicznych. Stracą na tym wszyscy – dostawcy tych urządzeń, sieć energetyczna, która już teraz nie jest w stanie przyjmować nadwyżek prądu z OZE, a przede wszystkim prosumenci rozliczający się w net-billingu.

Branża jest już po pierwszych konsultacjach z rządem w sprawie magazynów energii i kontrowersyjnej zmiany przepisów, ale na razie brak szczegółów. Pozostaje mieć nadzieję, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska wraz z nowo utworzonym Ministerstwem Energii będą wspierać magazyny energii w Polsce.

Zielony Ład, transformacja energetyczna i odbudowa zaufania społecznego

Słysząc "Zielony Ład", większość Polaków ma tylko negatywne skojarzenia, jednak jeśli zapytalibyśmy kogoś, co kryje się pod tą frazą, prawdopodobnie większość osób nie potrafiłaby na to odpowiedzieć. No, może poza ogólnymi hasłami związanymi z "obowiązkowymi pompami ciepła", zakazami czy "podatkiem od ogrzewania", którym mylnie określa się często program handlu emisjami ETS2.

Niezagospodarowanie tego tematu przez rząd i brak kampanii informacyjnych sprawiają, że obywatele zostają jedynie z dezinformacją populistycznych polityków, którzy zbijają kapitał na dyskredytowaniu pomp ciepła, fotowoltaiki i innych źródeł OZE, strasząc rachunkami grozy. Oczywiście nie dzieje się to tylko w Polsce – w całej Unii Europejskiej obserwujemy ruchy zaprzeczające m.in. katastrofie klimatycznej, które spowalniają transformację energetyczną, co jest jak najbardziej po myśli Rosji.

Przejście na przyjaźniejszą dla środowiska energetykę się nie uda, jeśli obywatele nie będą mieli zaufania do OZE czy innych źródeł energii poza węglem i gazem, dlatego Ministerstwo Energetyki wraz z Ministerstwem Klimatu i Środowiska powinny jak najszybciej zacząć informować i edukować, czemu transformacja energetyczna to jedno z najważniejszych wyzwań współczesnej Polski. Bez tego nawet miliardy wydane na elektrownie wiatrowe nad Bałtykiem czy inwestycja w polski atom na nic się nie zdadzą.

Co dalej z polską elektrownią atomową?

O pierwszej elektrowni atomowej, która dostarczałaby energię elektryczną do domów Polaków, słyszymy od lat, jednak jak na razie nie rozpoczęto nawet jej budowy. Gdy ponad rok temu w styczniu 2024 r. zaczęto sugerować zmianę lokalizacji inwestycji, pojawiły się zasadne pytania, kiedy w końcu Polska zacznie ją realizować na poważnie.

Według obecnego harmonogramu początek budowy (wylanie pierwszego tzw. betonu jądrowego pod reaktor) nastąpi w 2028 r., a komercyjna eksploatacja rozpocząć ma się w 2036 r. Zasadnym pytaniem jest to, czy te terminy pozostają realne. Ostatnim osiągnięciem PEJ, czyli spółki Polskie Elektrownie Jądrowe było podpisanie umowy pomostowej z konsorcjum Westinghouse-Bechtel, która regulować ma:

kontynuację sprecyzowanych prac projektowych, związanych m.in. z uzyskaniem niezbędnych decyzji administracyjnych, licencji i pozwoleń, jak również dalszy etap pogłębionych badań geologicznych na terenie inwestycji.

Nowa umowa podpisana w kwietniu 2025 r. była konieczna, ponieważ poprzednia tzw. usługa projektowa ESC (Engineering Service Contract) wygasła wraz z końcem marca. Donald Tusk chwali się, że nowe porozumienie ma być lepsze od poprzedniego, jednak szczegółów brak.

Polska elektrownia atomowa na Pomorzu to kolejny "gorący kartofel" dla nowo powołanego Ministerstwa Energii, które będzie musiało wznieść się ponad partyjne podziały i dopilnować, by inwestycja przebiegała bez zarzutów, nawet jeśli to nie Miłosz Motyka i jego ludzie będą kontynuować ten projekt w kolejnych latach.

Wodór jako "paliwo przyszłości", ale czy aby na pewno?

Polska podobnie jak inne kraje Europy interesują się wodorem, nazywając go "paliwem przyszłości", które można wykorzystać w transporcie, ciepłownictwie jako zastępstwo dla gazu ziemnego czy innych sektorach. Sęk w tym, że słyszymy o tym od 15-20 lat, a realnych rozwiązań pozwalających wykorzystać to paliwo na szerszą skalę jak nie było, tak nie ma.

Co więcej, ciągle nie jesteśmy w stanie produkować dużych ilości przyjaznego dla środowiska tzw. zielonego wodoru, czyli takiego uzyskiwanego z energii odnawialnej (farmy wiatrowe lub słoneczne). Sprawia to, że wodór jako paliwo jest obecnie bardzo drogi i nie zanosi się, by w najbliższej przyszłości coś zmieniło się w tej kwestii.

Niemniej co jakiś czas słyszymy o polskich projektach wodorowych jak np. lokomotywach bydgoskiej Pesy budowanych przy współpracy z Orlenem, które w latach 2027-2028 pojawią się na szwedzkich torach.

To jednak wyjątki, a znacznie częściej słyszymy o inwestycjach wybranych miast w autobusy wodorowe, które są nie tylko dużo droższe w zakupie przez cenę ogniw paliwowych, ale również kosztowniejsze w eksploatacji od pojazdów elektrycznych bateryjnych. Jedyną realną zaletą autobusów na wodór jest większy zasięg i krótki czas tankowania, jednak to szybko się zmienia i z roku na rok pojawiają się coraz pojemniejsze akumulatory, które można ładować na bardzo szybkich ładowarkach.

Rozwój inicjatywy wodorowych nie jest aż tak dynamiczny i nie wiadomo, czy ostatecznie nie okażą się one ślepą uliczką lub ich zastosowanie będzie bardzo ograniczone (np. do transportu ciężkiego). Dlatego choć wszyscy zgadzają się, że dywersyfikacja źródeł energii jest potrzebna, Ministerstwo Energii będzie musiało jednoznacznie zdecydować, jak i czy w ogóle Polska będzie chciała skorzystać z tego "paliwa przyszłości" w myśl zapowiedzi premiera o "uspójnieniu polityki energetycznej".

W przeciwnym razie dalej będzie wydawać środki publiczne na granty czy nagrody w konkursach na prototypy i projekty, które mogą nigdy nie przerodzić się w coś, co usprawni polską energetykę.

Przeczytaj źródło