- Z Jolantą Sobierańską-Grendą rozmawialiśmy podczas Forum Rynku Zdrowia. Ministra zdrowia wzięła udział w sesji dotyczącej reformy szpitali
- - Zdaję sobie sprawę, że to nie są łatwe procesy, że te decyzje są obarczone różnymi niepokojami społecznymi - mówiła o restrukturyzacji w ochronie zdrowia
- Podkreśliła, że pacjenci są najważniejszymi interesariuszami systemu i by uspokajać ich obawy związane z przekształceniami szpitali, trzeba pokazywać te rozwiązania, w których konsolidacje miały miejsce, ale nie doszło do radykalnych zamknięć oddziałów
- - Dla mnie konsolidacja jest szansą na utrzymanie podmiotów w dobrej kondycji, racjonalnym zarządzaniu zasobami. Zarówno tymi ludzkimi, jak i inwestycjami, zakupami - przekonywała ministra
"To nie są łatwe procesy, te decyzje są obarczone różnymi niepokojami społecznymi"
Agata Szczepańska, Rynek Zdrowia: Czy nie obawia się pani, że bez odgórnych, narzuconych rozwiązań, reforma szpitali utknie w pół drogi? Jak pani szacuje, ile szpitali dobrowolnie skorzysta z zaproponowanych rozwiązań?
Jolanta Sobierańska-Grenda, ministra zdrowia: Dziś tych szacunków nie podam, ponieważ jesteśmy w trakcie rozmów z samorządami, szpitalami klinicznymi. Wiem, że lecznice czy ich organy założycielskie uzależniają decyzje od mechanizmu pomocy finansowej. W związku z tym szacunki będziemy w stanie podać po przedstawieniu rozwiązań oddłużeniowych przygotowywanych z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, a także warunków, jakie chcemy zaproponować w ramach miliarda złotych z Funduszu Medycznego, przeznaczonego na inwestycje, zakup sprzętu, reorganizację łóżek w oddziałach.
Zdaję sobie sprawę, że to nie są łatwe procesy, że te decyzje są obarczone różnymi niepokojami społecznymi. Dzisiaj mamy propozycje, mamy narzędzia, które będziemy rozbudowywali, mamy ustawę. Natomiast ile osób czy ile podmiotów zagra z nami i spróbuje w regionach podjąć działania i trud restrukturyzacyjny, tego dzisiaj nie wiemy.
Skoro nie byliśmy gotowi, żeby coś odgórnie było narzucane, to dzisiaj upatruję szansę na to, że jest to jednak ruch oddolny i dobrowolny. Bo jestem zwolenniczką tego, żeby siadać do rozmów, żeby mówić o trudnych rzeczach, nawet jeżeli one budzą kontrowersje. I wiem, że to się w niektórych regionach udaje.
Niektóre samorządy zgłaszają swoje rozwiązania. Myślę, że już ta energia, która poszła i dyskusje, które gdzieś się zaczynają toczyć, na pewno to jest taki dobry prognostyk, że zaczynamy o zdrowiu mówić w sposób racjonalny.
Trudne decyzje w trudnym momencie?
A nie obawia się pani, że te trudne decyzje mogą być jeszcze trudniejsze w tej sytuacji finansowej, w jakiej się obecnie znajdujemy? Że obecny stan finansów NFZ, w ogóle w ochronie zdrowia, zniechęci szpitale do podejmowania dodatkowego ryzyka, jakim jest konsolidacja?
No i to jest ta dyskusja: czy dalej trwać i nic nie robić? Są pewne rzeczy, o których już wiemy. Wiemy o demografii, wiemy o tym, co się dzieje. Od lat słucham na różnych debatach, że jeszcze jest za wcześnie, za mało rzeczy wiemy, nie jesteśmy pewni.
Odpowiedzialne podejście do zarządzania, odpowiedzialne za region, skłania do tego, że dzisiaj mamy fakty. Wiemy, ile nam brakuje pieniędzy. Wiemy, co będzie w przyszłym roku.
Więc oczekiwanie - przy sytuacji też naszego bezpieczeństwa, nakładów na obronność - że nagle się tutaj coś zadzieje i będą jakieś niebotyczne dodatkowe środki, naprawdę nie jest uzasadnione. Więc ja akurat staram się myśleć o tym w sposób odpowiedzialny: co z przyszłością? I zachęcam też do takiego myślenia nadzory właścicielskie.
Jak uspokajać obawy pacjentów?
Konsolidacja to jest zmiana. Jak każda zmiana, budzi obawy. Co by pani powiedziała pacjentkom, które walczą o zachowanie swojej nierentownej porodówki, bojąc się, że likwidacja sprawi, iż będzie zagrożone ich bezpieczeństwo?
Porodówki to jest temat, który zawsze rozgrzewa miejscowe samorządy i jest to oczywiście uzasadnione. Wychodzimy naprzeciw tym oczekiwaniom. Będziemy proponować, wdrażać mechanizmy biorące pod uwagę również geograficzne umiejscowienie poszczególnych szpitali. Natomiast tu znowu jest dobrowolność, czy podmiot zdecyduje się takie rozwiązania wdrożyć, czy też będzie chciał dalej utrzymywać porodówkę.
Podobne obawy pewnie będą się pojawiały przy konsolidacji i likwidowaniu innych oddziałów. Każdy chciałby mieć szpital w swoim powiecie i pacjenci będą czuli się zagrożeni, słysząc, że ma zostać on przekształcony, ma się zmienić jego profil. Jak uspokajać te obawy?
Trzeba z nimi rozmawiać. Pacjenci to najważniejsi interesariusze systemu. Myślę, że trzeba pokazywać te rozwiązania, w których konsolidacje miały miejsce i tam nie doszło do jakichś radykalnych zamknięć oddziałów. Dla mnie konsolidacja jest szansą na utrzymanie podmiotów w dobrej kondycji, racjonalnym zarządzaniu zasobami. Zarówno tymi ludzkimi, jak i inwestycjami, zakupami.
Natomiast zdaję sobie sprawę, że pierwszym momentem, w którym ktokolwiek podchodzi do jakiejkolwiek restrukturyzacji czy zmian reorganizacyjnych, to są nagłówki w mediach, że oto proponują wam likwidację oddziału, sprowadzają zagrożenie na pacjentów. To zazwyczaj jest pierwsza reakcja i z nią należy się liczyć, ale też nie lekceważyć. Trzeba oczywiście usiąść, wyjaśniać i wypracowywać te rozwiązania, które będą dogodne.
Zdarzają się takie sytuacje, że osoby, które stają w obronie danego szpitala, tak naprawdę korzystają z usług innego. Ta migracja jest dzisiaj naprawdę duża i pacjenci przemieszczają się pomiędzy placówkami. Także myślę, że to też jest prognostyk na przyszłość, że już to też potrafimy robić.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Dowiedz się więcej na temat:

1 tydzień temu
10






English (US) ·
Polish (PL) ·