Valentin Vacherot wygrał wcześniej tylko jeden mecz na poziomie touru, a do Szanghaju udał się jako 204. tenisista świata bez gwarancji występu choćby w eliminacjach. W niedzielę płakał ze szczęścia po wygraniu tego prestiżowego turnieju ATP, co zapewniło mu zapisanie się w historii i wielką życiową zmianę. A po finale płakał też wyjątkowy rywal Monakijczyka, i też ze wzruszenia.
ATP
Sen, bajka, szaleństwo - takie określenia najczęściej padały z ust Valentina Vacherota i jego bliskich po jego sensacyjnym zwycięstwie w Szanghaju. To zwycięstwo 26-latka z Monako jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się czymś całkowicie nierealnym. I to nie tylko pod względem sportowym. Bo okoliczności także były nietypowe. Odniósł bowiem ten sukces z kuzynem w roli finałowego rywala i przyrodnim bratem w roli trenera.
Zobacz wideo Quebonafide zakończył karierę, a tu takie wieści. "Nie wiedzieli, jak się zachować"
Od listy oczekujących do wielkiej sensacji. Niesamowity rodzinny wyczyn
Lista oczekujących to element turniejowego życia tenisistów, który wiąże się z niepewnością i stresem. Uda się czy się nie uda? Nieraz do ostatniej chwili zawodnicy czekają, by poznać odpowiedź na to pytanie. Na liście oczekujących w Szanghaju był m.in. Vacherot. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło - wyżej notowani gracze wycofali się i dzięki temu dołączył do grona, które przystąpiło do dwustopniowych kwalifikacji. Szansę otrzymaną od losu wykorzystał w 100 procentach.
Wykazał się walecznością i odpornością - w obu spotkaniach eliminacji odrabiał stratę seta. Tak samo było w czterech z siedmiu meczów, jakie rozegrał potem w turnieju głównym. W tym w finale z Arthurem Rinderknechem, którego pokonał 4:6, 6:3, 6:3. Francuz był wówczas 54. rakietą świata i pod kątem sportowym na wcześniejszych etapach Monakijczyk zaliczył bardziej efektowne zwycięstwa - wyeliminował m.in. słynnego Serba Novaka Djokovicia (ten miał w półfinale kłopoty zdrowotne), Kazacha Aleksandra Bublika, Czecha Tomasa Machaca i Duńczyka Holgera Rune. Ale to finałowy pojedynek z Rinderknechem był dla niego szczególny ze względu na ich rodzinne więzi.
Kuzyni, którzy w dzieciństwie razem trenowali, mocno się wspierali na wcześniejszych etapach zmagań w Chinach. Gdy Vacherot awansował do finału, to na kamerze napisał słowa wsparcia dla starszego o cztery lata Rinderknecha, którego czekał chwilę potem pojedynek z Daniiłem Miedwiediewem. Potem zaś z trybun oglądał radość krewniaka po pokonaniu będącego faworytem Rosjanina, a następnie zszedł na kort, by go uściskać. Obaj nie kryli wtedy wzruszenia.
- Nawet w największych marzeniach nie mogliśmy sobie wyśnić takiego scenariusza. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Musieliśmy chyba zrobić coś dobrego dla ludzi wokół nas, by zasłużyć na to. Bo to niewiarygodne. Robiłem się coraz bardziej zmęczony i postanowiłem, że będę walczył, by - w razie przegranej - zmęczyć przynajmniej mocniej Daniiła dla Valentina. Niezależnie od wyniku w niedzielę będzie dwóch zwycięzców - relacjonował wtedy szczęśliwy Francuz, który po raz drugi w karierze dotarł do finału zawodów ATP.
Dobę później po raz drugi musiał przełknąć gorycz porażki, ale podczas ceremonii po finale młodszy o cztery lata Vacherot powtórzył, że zwycięzców tego dnia było dwóch. - Wygrała jedna rodzina - zaznaczył.
Rodzinna narada zdecydowała. W jednym turnieju zarobił dwa razy więcej niż przez całą karierę
Podczas przemówienia Rinderknecha obaj ocierali łzy wzruszenia. Gdy przed mikrofonem stanął Monakijczyk, to zmagający się ze skurczami Francuz kucał, a po chwili już nawet w takiej pozycji nie był w stanie dłużej wytrzymać. Najpierw chwilowo leżał za podium, gdy pomocy udzielał mu fizjoterapeuta, a potem resztę przemowy kuzyna wysłuchał, siedząc na krześle. Ten dziękował m.in. jemu za wsparcie. W pewnym momencie Vacherot poszedł w ślady krewniaka i poleciał na studia do USA, by tam kontynuować grę w tenisa. Byli kolegami z drużyny w Texas A&M University.
- Trudno było teraz być tym facetem po drugiej stronie siatki. Próbować odłożyć na bok fakt, że to mój kuzyn i gość, z którym trenowałem i z którym się wychowywałem. To było naprawdę ciężkie - podkreślał Vacherot.
Po niespodziewanym życiowym sukcesie dziękował też za nieustającą wiarę w niego dwóm innym bliskim osobom - dziewczynie Emily oraz Benjaminowi Balleretowi - przyrodniemu bratu i trenerowi.
- Kiedy Val skończył 18 lat, to musiał dokonać pewnych wyborów. Chciał być zawodowym tenisistą, ale nie był wystarczająco dojrzały - mentalnie i sprawnościowo. Był zbyt chudy. Przedyskutowaliśmy to w rodzinnym gronie i poradziliśmy mu, by wybrał się do college'u w USA. By nauczył się tenisa i trenowania pod okiem świetnego szkoleniowca, jakim jest Steve Denton - wspominał Balleret po triumfie w Szanghaju.
On sam najwyżej w światowym rankingu był właśnie na 204. miejscu, czyli tym samym, z jakim Vacherot przystąpił do turnieju w Szanghaju. W ubiegłym roku ten drugi był 110. rakietą globu, ale marzenia o triumfie w turnieju ATP rangi 1000 wówczas też były jedynie w sferze marzeń. Głównie startował dotychczas w turniejach niższej rangi, a pierwsze zwycięstwo na poziomie touru zanotował pół roku temu w Monte Carlo. Dzięki odniesionemu na oczach legendarnego Szwajcara Rogera Federera triumfowi w Chinach awansował teraz aż o 164 miejsca i jest obecnie 40. tenisistą świata. Do tego otrzymał też czek na 1,12 miliona dolarów. Przez całą wcześniejszą karierę zarobił na korcie połowę tej sumy.
Historyczna chwila maleńkiego kraju. Telefon od księcia
Vacherot to najniżej notowany zwycięzca turnieju ATP 1000 w historii (tę formułę rywalizacji wprowadzono w 1990 roku) oraz trzeci w historii (a pierwszy od 2001 r.) kwalifikant-triumfator. Jest także pierwszym Monakijczykiem, który wygrał turniej ATP w singlu. Żaden reprezentant tego niewielkiego kraju nie dotarł wcześniej w "tysięczniku" w grze pojedynczej nawet do ćwierćfinału. Wspólne oglądanie transmisji finału z jego udziałem zorganizowano w Monte-Carlo Country Club i na rynku.
- Włączyłem już telefon, ale nie miałem jeszcze czasu obejrzeć niczego. Nie mogę się doczekać, aż zerknę na wszystkie filmiki, zwłaszcza te z Monte-Carlo Country Club. Wiem, że szykowano tam wielką imprezę z oglądaniem meczu - opowiadał szczęśliwy Vacherot po finale.
Tuż po zakończeniu meczu o tytuł złapał rzuconą mu z trybun flagę Monako i założył ją na ramiona. - Samo to jest dla mnie czymś nierealnym. Myślę teraz o naszej małej federacji tenisowej, o naszym małym kraju. Jednym z najmniejszych na świecie. A nasza federacja jest pewnie najmniejsza - analizował 26-latek, który po życiowym sukcesie odbył rozmowę telefoniczną z księciem Monako Albertem II.
W deblu sukcesy dla tego kraju odnosił już wcześniej Hugo Nys, który w parze z Janem Zielińskim wygrał cztery turnieje ATP (w tym jeden "tysięcznik") i dotarł do finału Australian Open 2023.
Vacherot i Balleret deklarują, że sukces w Szanghaju był dopiero początkiem. Wielki skok w światowym rankingu ułatwi 26-latkowi walkę o kolejne punkty w bardziej prestiżowych turniejach. W głównej drabince Wielkiego Szlema ma na koncie na razie jedynie debiutancki mecz - w ubiegłorocznym Roland Garros odpadł w pierwszej rundzie. Teraz jednak jest bliski rozstawienia.
- Powiedziałem Valowi zaraz po turnieju: "To niesamowite, ale idziemy dalej. Idziemy dalej na całego i zobaczymy, co się wydarzy następnym razem" - zaznaczył trener i przyrodni brat sprawcy największej sensacji tego sezonu.

4 tygodni temu
21



English (US) ·
Polish (PL) ·