Od 13 listopada każdy operator drona o masie od 250 gramów do 20 kilogramów będzie musiał posiadać obowiązkowe ubezpieczenie OC. Tak stanowi rozporządzenie Ministra Finansów i Gospodarki z 28 października 2025 roku. W teorii chodzi o ochronę poszkodowanych, w praktyce - o ochronę ubezpieczycieli.
Ochrona, która działa tylko na papierze
Nowe przepisy miały wypełnić lukę w prawie i zapewnić rekompensatę osobom poszkodowanym w wyniku wypadków z udziałem dronów. Tymczasem w rozporządzeniu pojawiło się kluczowe wyłączenie odpowiedzialności: ubezpieczenie nie obejmuje szkód powstałych "wskutek naruszenia przepisów krajowych, wspólnotowych lub międzynarodowych dotyczących wykonywania operacji z użyciem dronów".
Mocno o szefach, którzy musztrują pracowników. "Są konkretne badania"
Innymi słowy – jeśli operator choćby nieświadomie złamie któryś z przepisów prawa lotniczego, ubezpieczyciel ma prawo odmówić wypłaty odszkodowania. Poszkodowany zostanie sam, a jedyną drogą pozostanie proces sądowy przeciwko sprawcy.
– To absurd. Odpowiedzialność operatora drona opiera się na zasadzie ryzyka, tak samo jak w przypadku kierowcy samochodu. Nie trzeba wykazywać winy — wystarczy, że dron wyrządził szkodę. A jednak w przypadku dronów ubezpieczyciele mogą powiedzieć: "Nie płacimy, bo złamano przepisy". Argument, że mają tu zastosowanie dwie różne podstawy prawne, nie jest przekonujący — wystarczyłoby, aby ustawodawca wprowadził dla dronów rozwiązania analogiczne do tych dla pojazdów — mówi Jarosław Szymański, dyrektor działu lotniczego w firmie Mentor, od 20 lat zajmujący się ubezpieczeniami w branży lotniczej.
Jego zdaniem, gdyby takie wyłączenie wprowadzono w obowiązkowym OC dla kierowców, 80–90 proc. wypadków skończyłoby się odmową ubezpieczyciela. Ponieważ każda kolizja to przecież złamanie przepisów, trudno uwierzyć, że państwo zgodziło się na coś takiego w ubezpieczeniu obowiązkowym. I nie tylko jemu.
– Jeśli ustawodawca tworzy obowiązek ubezpieczeniowy dla obywateli, skutkujący określonymi wydatkami, to musi on zapewniać możliwie najpełniejszą ochronę poszkodowanym. Inaczej ginie istota tego, czym ma być produkt ubezpieczeniowy. Również sam nabywca polisy chciałby – jak sądzę – mieć pewność, że wydatek miał sens. Dokładnie tak jak w przypadku OC dla pojazdu samochodowego – mówi money.pl Łukasz Szarama, ekspert branży motoryzacyjnej i biegły sądowy.
Jego zdaniem – podobnie jak Jarosława Szymańskiego – wyłączenie z zakresu OC operatorów dronów szkód mających związek z jakimkolwiek naruszeniem przepisów prawa krajowego, unijnego czy międzynarodowego powoduje, że w wielu przypadkach ubezpieczenie może nie gwarantować realnej ochrony.
Jak doszło do "wrzutki"
Jak wynika z dokumentów przesłanych redakcji, w pierwotnym projekcie rozporządzenia nie było wyłączenia odpowiedzialności za naruszenie przepisów. Pojawiło się dopiero we wrześniu – po wideokonferencji uzgodnieniowej z udziałem m.in. Ministerstwa Finansów, KNF, Rzecznika Finansowego i Polskiej Izby Ubezpieczeń.
"Wyłączenie to ma charakter prewencyjny, mający na celu powstrzymanie się od podejmowania działań niebezpiecznych i prowadzących do powstania szkód" – czytamy w piśmie z 12 września PIU do resortu finansów.
Z korespondencji wynika, że PIU zaproponowała tę zmianę, uzależniając od niej akceptację wyższej sumy gwarancyjnej – 50 tys. SDR, czyli ok. 265 tys. zł.
Ministerstwo przyjęło poprawkę bez ponownych konsultacji społecznych. O wyjaśnienie powodów wprowadzenia wyłączenia zapytaliśmy Polską Izbę Ubezpieczeń. W przesłanym stanowisku Izba wyjaśnia:
"Wykonywanie operacji BPS (Bezzałogowy Statek Powietrzny – przyp. red.) z poszanowaniem przepisów prawa powinno być standardem, który nie budzi oburzenia operatorów dronów. Wszelkie czynniki zwiększające odpowiedzialność ubezpieczycieli są brane pod uwagę przy ocenie ryzyka i przygotowywaniu produktu ubezpieczeniowego. W przeciwieństwie do ubezpieczenia OC ppm (posiadaczy pojazdów mechanicznych – przyp. red.) ustawodawca w prawie lotniczym nie przewidział dla ubezpieczyciela prawa do regresu wobec sprawcy szkody".
W ubezpieczeniach komunikacyjnych faktycznie istnieje regres – jeśli ktoś celowo łamie przepisy lub popełnia przestępstwo, ubezpieczyciel może dochodzić zwrotu od sprawcy, jednak wcześniej likwiduje szkodę, czyli – upraszczając – wypłaca odszkodowanie poszkodowanemu lub naprawia ją.
W przypadku dronów można było zastosować podobne rozwiązanie, ale wymagałoby ono nowelizacji przepisów ustawowych. Ustawa – Prawo lotnicze – była nowelizowana w tym roku, a ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych – w ubiegłym roku.
To jednak nie wszystko, jeśli chodzi o stanowisko ubezpieczycieli. W przypadku braku wyłączeń z zakresu odpowiedzialności ubezpieczyciel – jak przekonuje PIU w korespondencji z money.pl – koszt polisy musiałby uwzględnić zwiększone ryzyko (zgodnie z art. 33 ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej). Zwłaszcza że suma gwarancyjna w ubezpieczeniach lotniczych, jak podkreśla Izba, jest ustalana bez tzw. agregatu, czyli na każde zdarzenie w okresie ubezpieczenia, niezależnie od ich liczby.
Innymi słowy – gdyby nie wyłączenia odpowiedzialności ubezpieczyciela, obowiązkowa polisa OC dla posiadaczy dronów musiałaby być droższa.
Setki milionów w składkach, ryzyko po stronie klientów
Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego w Polsce jest ponad 400 tys. zarejestrowanych operatorów dronów o masie od 250 gramów do 20 kilogramów. Przy składce rzędu 200–300 zł rocznie to rynek wart setki milionów złotych. Kara za brak ubezpieczenia wynosi 4 tys. zł.
– Jest się o co bić. A regulator popełnił błąd, zostawiając furtkę, z której ubezpieczyciele mogą chętnie korzystać. Poszkodowani nie dostaną odszkodowania, a operatorzy – mimo że zapłacą za polisę – zostaną z problemem sami – ostrzega Szymański.
Przepisy wejdą w życie już 13 listopada. Zmienić je może tylko minister finansów.
– Jedynym rozwiązaniem jest nowelizacja rozporządzenia i ustawy, jeśli miałby funkcjonować wspomniany regres. Nie da się tego obejść dobrowolnym ubezpieczeniem, bo jeśli w danym zakresie istnieje obowiązek OC, to ubezpieczenie dobrowolne nie ma zastosowania – tłumaczy Szymański.
W obecnie funkcjonujących dobrowolnych polisach OC powszechnie stosuje się wymóg przestrzegania przepisów prawa i wyłączenie odpowiedzialności w przypadku ich naruszenia. Najczęstszymi naruszeniami – jak wskazuje PIU – są:
- przekraczanie dopuszczalnej wysokości lotu (powyżej 120 metrów nad poziomem terenu), co może doprowadzić do kolizji z innymi statkami powietrznymi lub utraty kontroli nad urządzeniem,
- wykonywanie lotów w niedozwolonych strefach – m.in. w pobliżu lotnisk, poligonów wojskowych, portów morskich czy elektrowni,
- niestosowanie się do instrukcji obsługi urządzenia: np. nieprawidłowa kalibracja, brak aktualizacji oprogramowania czy ignorowanie ostrzeżeń systemowych,
- błędna kwalifikacja lotu lub brak wymaganych uprawnień – wielu użytkowników nie posiada wystarczającej wiedzy na temat kategorii lotu (otwarta vs. szczególna) i wymagań prawnych z nimi związanych.
Dron 19,9 kg bez ochrony, dron 20,1 kg już tak
Zapis o wyłączeniu odpowiedzialności sprawił, że polskie przepisy różnią się nie tylko od innych gałęzi ubezpieczeń, ale także od regulacji unijnych.
– Dla dronów o masie powyżej 20 kilogramów obowiązuje rozporządzenie UE 785/2004, które przewiduje sumę gwarancyjną 750 tys. SDR (ok. 4 mln zł) i pełną ochronę – nawet jeśli operator złamie przepisy. Tymczasem dla dronów lżejszych, czyli używanych przez większość operatorów, obowiązuje krajowe rozporządzenie z ograniczoną odpowiedzialnością. Różnica kilku gramów w masie, a kolosalna różnica w ochronie – i to, paradoksalnie, u tego samego ubezpieczyciela – zauważa Szymański.
Na dodatek to ubezpieczyciel sam oceni, czy operator naruszył przepisy – a jeśli uzna, że tak, może odmówić wypłaty. Policja czy prokuratura nie mają kompetencji, by stwierdzić, czy doszło do naruszenia prawa lotniczego, a komisja ds. badania wypadków lotniczych zajmuje się wyłącznie poważnymi zdarzeniami. W efekcie poszkodowani mogą latami czekać na decyzję.
Prawo, które miało chronić słabszych
W uzasadnieniu do rozporządzenia ministerstwo napisało, że "głównym celem ubezpieczenia jest ochrona potencjalnych poszkodowanych". Jednak przyjęte rozwiązania ten cel podważają. System, który miał budować bezpieczeństwo, tworzy iluzję ochrony. I pokazuje, jak w szybkim procesie legislacyjnym można odwrócić sens prawa – z prawa chroniącego obywateli w prawo chroniące ubezpieczycieli.
Na razie nie wiadomo, czy resort planuje korektę przepisów. Rzecznik Finansowy, który uczestniczył w konsultacjach projektu, zgłaszał uwagi na początkowym etapie, ale dotyczyły one innej kwestii – wyłączenia odpowiedzialności ubezpieczyciela po cofnięciu operatorowi uprawnień do pilotowania drona. Rzecznik jasno wskazał: "rozwiązanie to będzie niekorzystne dla poszkodowanych", a mimo to zostało ono utrzymane w rozporządzeniu.
Poprosiliśmy Rzecznika o komentarz do opisywanego problemu. Prośbę wysłaliśmy mailem w piątek, 7 listopada. Próbowaliśmy również skontaktować się z biurem prasowym telefonicznie, ale bezskutecznie.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl

12 godziny temu
6





English (US) ·
Polish (PL) ·