Wiele razy oglądałem aktorów pozbawionych talentu, ale za to przekonanych o własnej wybitności i wystawianych przez zakochanych w swoim geniuszu reżyserów.
Kto doradzał Nawrockiemu, jak zagrać w dramacie nazwanym "Radą Gabinetową", który momentami zamieniał się w komedię dell’arte, nie wiem. Może sam prezydent się reżyserował, historia teatru niestety zna wiele takich przypadków. A Karol Nawrocki posiada silną potrzebę spełnienia się jako aktor dramatyczny, co rozumiem, bo aktorstwo to narkotyk, szczególnie w połączeniu z dopalaczem, jakim jest władza polityczna. Nie każdy jednak może być Makbetem, nie każdy Ryszardem III z innej sztuki Szekspira, a jak ktoś urodził się, by ryczeć przyśpiewki stadionowe, to nie znaczy, że sprawdzi się w "Don Giovannim" Mozarta.