Władysław Jacenko, Gazeta.pl: Spotkanie Trumpa z Putinem na Alasce - porażka czy sukces?
Ołeksandr Mereżko: Niestety, to sukces Putina i jednocześnie porażka Trumpa. Po pierwsze, Putinowi udało się stworzyć wrażenie, że on sam i Rosja wcale nie są w politycznej izolacji - mimo że formalnie jest uznawany za zbrodniarza wojennego. To dla niego ogromne zwycięstwo propagandowe. Pokazuje się światu jako przywódca wielkiego mocarstwa, który prowadzi rozmowy z innym wielkim mocarstwem - niby o "trzeciej stronie", czyli o Ukrainie. Dla rosyjskich mediów to złoto.
Po drugie, Putin skutecznie uniknął sankcji. Początkowo mówiono, że głównym celem spotkania jest postawienie mu twardego warunku: musi być zawieszenie broni. Jeśli odmówi - USA i sojusznicy nałożą ostre sankcje. Zapowiadali to amerykańscy senatorowie, choćby Marco Rubio, mówił o tym także sam Trump.
Zobacz wideo Alaska. Donald Trump wita Władimira Putina
Ale nic takiego się nie wydarzyło. Putin odrzucił propozycję zawieszenia broni, oświadczając, że nie interesują go "częściowe rozwiązania", tylko "kompleksowe porozumienie". W dyplomatycznym języku oznacza to jasną odmowę. Sankcje? Nie zostały wprowadzone, Trump nawet ich nie wspomniał. W efekcie Putin zgarnął dwie wygrane naraz: przełamał izolację i uciekł przed sankcjami.
Czy to był plan Trumpa, czy jednak wielka porażka?
To zdecydowanie porażka Trumpa. Prezydent chciał wykorzystać spotkanie, by pokazać się jako "wielki mistrz negocjacji" i pochwalić dyplomatycznym sukcesem.
Tymczasem popełnił strategiczny błąd. Tradycyjna dyplomacja wygląda tak: przed szczytem długo i skrupulatnie przygotowuje się porozumienia, uzgadnia detale z wszystkimi zainteresowanymi stronami - w tym przypadku Ukrainą i europejskimi partnerami. Dopiero potem przywódcy spotykają się, by uroczyście podpisać umowę lub potwierdzić ustalenia.
Trump poszedł inną drogą. Zignorował przygotowania, licząc, że przekona Putina osobiście w ciągu kilku godzin rozmów. To podejście okazało się nie tylko nadmiernie pewne siebie, ale wręcz egocentryczne.
Efekt? Trump nie umocnił swojego wizerunku "deal makera", który sam tak intensywnie kreuje. Zamiast konkretnych rezultatów, został tylko brak jakichkolwiek porozumień.
Już wcześniej było jasne, że Putin odrzuci propozycję Trumpa, a sam Trump nie odważy się od razu wprowadzić obiecywanych sankcji. Rezultat był więc niestety przewidywalny.
Komentatorzy twierdzą, że choć pozytywne scenariusze spotkania się nie spełniły, to również najgorsze nie miały miejsca. Jaki mógł być najgorszy scenariusz?
Najgorszym wariantem byłoby, gdyby Trump i Putin uzgodnili wspólny nacisk na Ukrainę i prezydenta Zełenskiego, by zmusić kraj do kapitulacji. Na szczęście do tego nie doszło. I chyba jest to jedyny pozytywny element tej historii - najgorszy scenariusz nie został zrealizowany.
Na konferencji prasowej widać było, że Putin czytał swoje przemówienie z kartki, a Trump mówił, improwizując. Co to oznacza?
To pokazuje, że Putin dokładnie wiedział, jak potoczy się spotkanie, i że wynik będzie zgodny z jego planem. Nie zmienił swoich żądań, nie ustąpił i od razu wiedział, że nie zgodzi się na zawieszenie broni.
Jednocześnie maksymalnie wykorzystał samą obecność Trumpa, by pokazać światu: "Nie jestem w izolacji, negocjuję z USA na równi". W tym sensie przechytrzył Trumpa - jak w szachach. Putin był przygotowany, Trump improwizował, polegając na własnej charyzmie i wizerunku "deal makera".
Samo przemówienie Putina było klasycznym przykładem propagandy: tradycyjne tezy o "ciepłych stosunkach historycznych z USA", o Rosyjskim Kościele Prawosławnym, o II wojnie światowej - wszystko wyrecytowane z kartki.
Dlaczego Trump zorganizował dla Putina tak uroczyste powitanie z czerwoną dywanem i oklaskami? Zachodnie media piszą o "czerwonym dywanie dla tyrana". Jaki był cel Trumpa?
Trump liczył, że uroczyste przyjęcie i ciepła atmosfera zrobią wrażenie na Putinie. Liczył na to, że jego charyzma i pokazowa uprzejmość zmuszą Rosjanina do natychmiastowego i bezwarunkowego zawieszenia broni.
Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Putin cynicznie wykorzystał sytuację na swoją korzyść i wrócił do Moskwy z uśmiechem - bez żadnych ustępstw.
Czy można liczyć na sankcje, o których Trump znów groził przed spotkaniem?
Niestety, nie. Trump wielokrotnie o tym mówił, ale ani razu nie dotrzymał własnych obietnic. Podobna sytuacja powtarzała się co najmniej pięć razy. Liczyć więc na to, że nagle po raz szósty czy siódmy wreszcie wypełni swoje słowo - nie ma ku temu żadnych podstaw. Osobiście w to już nie wierzę.
Czy dojdzie do spotkania w formacie trójstronnym, o którym mówi Trump - Zełenski, Putin i prezydent USA?
Nie mam dużych oczekiwań. Po pierwsze, wątpię, by takie spotkanie w ogóle się odbyło - Putin nie chce spotykać się z Zełenskim, po prostu boi się bezpośredniego dialogu.
Po drugie, nawet jeśli do niego dojdzie, najprawdopodobniej bez udziału europejskich partnerów. To poważne ryzyko dla Ukrainy. W takim formacie nie można być pewnym, po czyjej stronie stanie Trump - czy wesprze Ukrainę, czy wręcz przeciwnie, stanie po stronie Putina. Dlatego trójstronny format bez Europy jest dla nas niebezpieczny i ryzykowny.