Pilny apel MSZ, resort nagle zwrócił się do Polaków. Odradza podróże do tego kraju

6 dni temu 9

W jednym z ulubionych kierunków Polaków trwa polityczne trzęsienie ziemi. Po kontrowersyjnych wyborach ulice zamieniły się w arenę starć, a władze zmagają się z falą gniewu społecznego.

Niebezpieczeństwo w kraju

Protesty wybuchły w środę 29 października w Tanzanii, tuż po ogłoszeniu rezultatu prezydenckiego starcia. W kolejnych dniach narastały, obejmując najważniejsze ośrodki kraju. Władze w Dar es Salaam i Aruszy stanęły w ogniu presji i oczekiwań, próbując odzyskać kontrolę nad ulicą. W stolicy gospodarczej państwa zapadła decyzja o godzinie policyjnej, a liczba patroli i blokad wzrosła. 

Po drugiej stronie barykady opozycja nie odpuszcza. Jej przedstawiciele nazywają wynik głosowania parodią demokracji. Rzecznik głównej partii opozycyjnej, John Kitoka z Chadema, wezwał do ponownego głosowania pod nadzorem międzynarodowym. Wtedy wszystko się zmieniło.

Do opinii publicznej trafiają dramatyczne liczby podawane przez obserwatorów związanych z opozycją. W ich relacjach pojawia się szacunek od 500 do 800 ofiar śmiertelnych. Polskie służby dyplomatyczne uprzedzają o możliwej utrudnionej łączności i apelują o rozsądek. Jak przekazano mediom, padł jasny komunikat:

Możliwe są utrudnienia w dostępie do internetu oraz sieci komórkowych. Należy unikać zgromadzeń i tłumów.

Podobne zalecenia wystosowały władze Wielkiej Brytanii, Kanady i Stanów Zjednoczonych, co dodatkowo podniosło czujność podróżnych i firm odpowiedzialnych za bezpieczeństwo personelu.

Miasta i transport pod presją

W przestrzeni publicznej pojawiają się sygnały o ograniczeniach w ruchu lotniczym i odwołaniach połączeń, obejmujących rejsy krajowe i część tras międzynarodowych. 

Linie i pasażerowie weryfikują rozkłady niemal z godziny na godzinę, bo sytuacja zmienia się szybko. Każde utrudnienie mnoży koszty i strach, że nie uda się opuścić zagrożonej strefy. Biura podróży i korporacje przestawiają procedury, by minimalizować ryzyko.

Na Zanzibarze scenariusz wygląda inaczej, choć konsekwencje są odczuwalne. Nie dochodzi tam do starć, ale wyspa żyje pod ciężarem przerywanego internetu, braku połączeń promowych i odwoływanych lotów. 

To paraliżuje łączność z kontynentalną częścią kraju i komplikuje plany turystów oraz mieszkańców. Brytyjskie MSZ wprost opisuje konsekwencje kryzysu po wyborach z 29 października. W krótkim komunikacie padają jednoznaczne ostrzeżenia:

Po wyborach z 29 października występują niedobory żywności, paliwa i gotówki oraz utrudnienia ewakuacji cudzoziemców.

Firmy i organizacje pomocowe układają alternatywne scenariusze transportowe. Turyści rewidują rezerwacje, a menedżerowie bezpieczeństwa śledzą lokalne komunikaty.

ZOBACZ TAKŻE: Okolicę przeszył potężny huk, nagle doszło do wybuchu. W akcji wszystkie służby

Co dalej z kryzysem?

Polityczne emocje nie opadają, a każdy kolejny komunikat waży coraz więcej. Strony konfliktu stoją przed decyzjami, które mogą przesądzić o dynamice najbliższych dni. W firmach działają sztaby kryzysowe, które analizują mapy ryzyka i śledzą dostępność usług. Organizacje międzynarodowe sygnalizują gotowość do wsparcia, gdy tylko będą mogły działać bezpiecznie i skutecznie.

Podróżni ustawiają powiadomienia od przewoźników i konsulatów, by nie przegapić zmian w rozkładach i zasadach bezpieczeństwa. Szpitale, szkoły i lokalne biznesy organizują pracę tak, by zmniejszyć konieczność przemieszczania się. Mieszkańcy wybierają sprawdzone trasy i godziny, kiedy ryzyko jest najmniejsze. Ekipy techniczne pracują nad utrzymaniem podstawowych usług, bo bez łączności i prądu każda pomoc dociera wolniej.

Przeczytaj źródło