— Nienawidzę, kiedy do mnie dzwoni. Zawsze jest cierpiąca. W zasadzie całe życie była jednym wielkim cierpieniem. Kiedy myślę o tym, że miałbym ją zostawić bez opieki, czuję, że jestem jakimś potworem.
— Co masz na myśli, mówiąc "bez opieki"?
— Ona nie chce, żeby się nią zajmowała jakaś opiekunka, nie zgadza się na dom pomocy społecznej, mówi, że umrze, jeśli my się wyprowadzimy gdzieś dalej. Ma oczekiwania, że zabiorę ją do siebie, a ja na myśl o tym umieram cały w środku. Najgorsze jest to, że widzę to jej cierpienie, tę jej p... samotność, która ją trawi od środka. Szkoda mi jej, po prostu mi szkoda. Wczoraj mnie zagotowała do czerwoności. Byłem u niej z zakupami, zadzwoniła ciotka i ona na głos przy mnie zaczęła opowiadać, jak ona ciotce zazdrości, że ma takiego cudownego syna, który codziennie do niej dzwoni, i jakie to piękne mieć takie dziecko, a ja tylko przy okazji zakupów zaglądam. Siedziałem zbaraniały. K…a tyle rzeczy dla niej robię i robiłem, ale ona tego nie widzi. Ciągle jestem złym synem. Ciągle za mało. Ostatnio nawet jej wykrzyczałem, że mogłaby choć raz powiedzieć coś dobrego do mnie, to popatrzyła zdziwiona i odpowiedziała, że przecież ona mówi dobrze o mnie do ludzi zawsze. Jakbym ja nie był człowiekiem.
— Co odpowiedziałeś?