Prace nad rozszerzeniem tzw. opłaty reprograficznej (potocznie nazywanej "podatkiem od smartfona") trwają w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pomimo ostrej krytyki ze strony branży elektronicznej i niepewności związanej z orzecznictwem unijnym. Resort, mimo głosów sprzeciwu, kontynuuje nowelizację rozporządzenia, która ma objąć nowe urządzenia, takie jak smartfony, laptopy i tablety, naliczając od nich opłatę.
Trwają prace nad kontrowersyjnym podatkiem
Opłata reprograficzna, funkcjonująca w Polsce od 1994 roku, jest mechanizmem kompensacyjnym dla twórców, którzy tracą dochody z powodu legalnego powielania ich dzieł do celów prywatnych. Problem w tym, że obecne przepisy, ostatni raz, aktualizowane w 2008 roku, są anachroniczne i obejmują głównie urządzenia takie jak magnetofony, magnetowidy czy faksy.
Próba ich dostosowania do realiów XXI wieku poprzez włączenie smartfonów, tabletów i komputerów do listy urządzeń objętych 1 proc. opłatą stała się zarzewiem konfliktu.
Fot. Firmbee/PixabayMinisterstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN) argumentuje, że korzystanie z usług streamingowych nie wyklucza możliwości kopiowania utworów w celu prywatnego użytku przy pomocy tych samych urządzeń. Środowiska twórcze, w tym Polska Izba Książki, podkreślają, że prawo do rekompensaty nie powinno być uzależnione od konkretnego sposobu konsumpcji treści, ale od samego faktu korzystania z cudzych utworów w ramach użytku prywatnego.
Sektor cyfrowy, reprezentowany przez sześć organizacji branżowych, w tym Związek Cyfrowa Polska, apeluje do premiera Donalda Tuska o wstrzymanie prac, wskazując, że smartfony i laptopy służą dziś przede wszystkim do legalnego odtwarzania, a nie kopiowania treści.
Kluczowym argumentem przeciwników opłaty jest opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), wydana w sprawie holenderskiej, która sugeruje, że czasowe zapisywanie treści w ramach streamingu (nawet offline) nie stanowi kopiowania na użytek prywatny i nie powinno być objęte opłatą. MKiDN z kolei tłumaczy, że opinia rzecznika nie jest ostatecznym orzeczeniem TSUE i nie może wpływać na bieżące prace nad nowelizacją. Ostateczny wyrok Trybunału jest jednak wyczekiwany, gdyż to on rozwieje wątpliwości dotyczące unijnych przepisów. Jak Polacy odczują regulacje, jeśli te zostaną wprowadzone?
Ile zapłacą Polacy i kto skorzysta na nowej opłacie reprograficznej?
Według szacunków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego rozszerzenie opłaty reprograficznej może przynieść polskim artystom, dodatkowe 150–200 mln złotych rocznie, znacząco zwiększając obecne wpływy wynoszące około 35,8 mln złotych.
Resort podkreśla, że Polska od lat ma jedne z najniższych wpływów z tego tytułu w Unii Europejskiej. Stawka ma wynieść 1 proc. od ceny netto urządzenia dla nowych kategorii, takich jak smartfony z pamięcią powyżej 32 GB, tablety, komputery i telewizory z funkcją nagrywania.
Fot. indra projects/Pexels/CanvaFormalnie opłatę ponoszą producenci i importerzy sprzętu, co ma minimalizować jej wpływ na konkurencyjność rynkową. Jednak jak wskazują eksperci i organizacje branżowe, opłata ta jest w praktyce niemal zawsze przerzucana na konsumentów w postaci wyższej ceny. W przypadku zakupu drogiego smartfona premium za około 4800 złotych doliczona opłata może wynieść około 48 złotych.
Branża cyfrowa ostrzega, że nowa danina, którą nazywa „ukrytym podatkiem”, uderzy w polskie firmy i może prowadzić do podwyżek cen elektroniki, a w konsekwencji do utraty konkurencyjności na rzecz zagranicznych platform. Warto zaznaczyć, że opłata reprograficzna nie trafia do budżetu państwa, lecz do organizacji zbiorowego zarządzania, które następnie wypłacają ją twórcom. Tymczasem organizacje branżowe biją na alarm wobec kontrowersyjnych zapowiadanych regulacji.
Konsekwencje prawne i cenowy dylemat - czekać na TSUE czy działać?
Pat w sprawie opłaty reprograficznej trwa, a resort kultury konsekwentnie trzyma się swojego stanowiska. Choć opinia rzecznika generalnego TSUE nie jest wiążąca, to zwykle wskazuje kierunek przyszłego orzeczenia Trybunału, które jest oczekiwane w ciągu kilku miesięcy.
Organizacje branżowe, w świetle tej opinii, uważają kontynuowanie prac za nieuzasadnione i sprzeczne z prawem unijnym, sugerując, że Polska może narazić się na proces przed TSUE. Natomiast środowiska twórcze, poparte lutowym wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie, wskazują, że obecny system jest wadliwy i wymaga natychmiastowej aktualizacji.
Pytanie, które pozostaje otwarte, dotyczy nie tylko wysokości potencjalnych podwyżek, ale przede wszystkim spójności polskiego prawa z trendami unijnymi i nowoczesną konsumpcją treści. Ignorowanie linii orzeczniczej TSUE w długim terminie może okazać się kosztowne, jednak twórcy i wydawcy słusznie domagają się rekompensaty, która w innych krajach Unii Europejskiej jest znacznie wyższa.
Wydaje się, że Ministerstwo Kultury, nie rezygnując z prac nad nowelizacją, stawia na szybkie dostosowanie przestarzałych przepisów, jednocześnie ryzykując późniejsze korekty wynikające z wyroku TSUE. Dla konsumentów oznacza to konieczność śledzenia dalszych kroków resortu i ewentualnego przygotowania się na drobne podwyżki cen nowoczesnej elektroniki, co według obecnych planów miałoby nastąpić od 1 stycznia 2026 roku.








English (US) ·
Polish (PL) ·