Czy można być przeciwko edukacji, której samemu się potrzebuje? To pytanie nasuwa się, gdy obserwuje się publiczne wystąpienia niektórych polskich polityków, którzy z jednej strony otwarcie przyznają, że brakuje im podstawowej wiedzy na temat ludzkiego ciała, a z drugiej – z pełnym przekonaniem sprzeciwiają się edukacji zdrowotnej. Ten dysonans jest o tyle bulwersujący, że ich działania opierają się na emocjach i ideologii, a nie na faktach. Przeciwnicy nowego przedmiotu używają argumentów o "seksualizacji" i "demoralizacji", które w świetle danych na temat rzeczywistych celów nowego przedmiotu wydają się zupełnie oderwane od rzeczywistości.
- Polscy politycy nie mają pojęcia o podstawach biologii i ludzkiej seksualności, a jednocześnie z pełną powagą krytykują edukację, która mogłaby tę niewiedzę zwalczyć
- W narracji prawicy nowy przedmiot — edukacja zdrowotna — to zagrożenie. W rzeczywistości to ostatnia deska ratunku dla młodych, którzy szukają wiedzy w internecie i na TikToku, a nie u specjalistów
- Co gorsza, kampania strachu przynosi efekty. W całej Polsce, a szczególnie w konserwatywnych regionach, rodzice masowo wypisują swoje dzieci z zajęć, które są nieobowiązkowe
- Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której ignorancja środowisk prawicowych staje się orężem w walce z postępem, a co najgorsze, rykoszetem uderza w tych, którym najbardziej powinniśmy pomagać – w młodych ludzi
"Nie będę wchodził w te tematy"
Wiedza o ludzkim ciele, a w szczególności o seksualności, powinna być elementarną częścią edukacji każdego dorosłego człowieka, zwłaszcza tych, którzy mają wpływ na kształtowanie polskiego systemu oświaty. Niestety, niedawne wydarzenia w mediach pokazały, że nawet na najwyższych szczeblach władzy brakuje tej podstawowej wiedzy.
W programie "Poranek polityczny" w TVP Info dziennikarka Magdalena Pernet zadała gościom pytanie: "Czym różni się okres od owulacji?". To z pozoru proste pytanie wywołało głęboką konsternację i niezręczną ciszę w studiu. Wśród polityków, którzy nie byli w stanie odpowiedzieć, znaleźli się poseł PiS Andrzej Kosztowniak, senator Nowej Lewicy Marcin Karpiński oraz wiceminister sportu i turystyki Ireneusz Raś z PSL.
Marcin Karpiński z Nowej Lewicy uciął temat, mówiąc: "Oj, nie będę wchodził w te tematy". Ireneusz Raś z PSL również nie podjął się odpowiedzi, stwierdzając: "Nie będę z kolegami polemizował" (dodam, że ma trzy córki). Andrzej Kosztowniak z PiS przyznał się do niewiedzy, mówiąc: "Nie wiem, nie pamiętam. Nie interesowałem się tym, przyznaję, nawet na biologii".
Dorosły mężczyzna nie wie, czym są nocne polucje
Niewiedza Kosztowniaka ponownie została obnażona w programie "Debata Gozdyry" w Polsat News, gdzie, zapytany o to, czy dowiedział się, czym jest owulacja, odparł, że "zabrakło mu słowa" i że "większość ludzi ma taki moment, w którym zapomina jakiegoś słowa". Zapytany przez dziennikarkę, czy wie, czym jest polucja, odparł: "Ja wielu rzeczy nie wiem, myślę, że pani również".
Reakcje polityków wywołały słuszną falę kpin i memów w mediach społecznościowych. Sytuację skomentował m.in. seksuolog Andrzej Gryżewski, który w rozmowie z serwisem Plotek podkreślił, że brak tej elementarnej wiedzy u osób sprawujących władzę to "smutny symbol luki edukacyjnej w Polsce". Zwrócił on uwagę, że tabuizacja seksualności i biologii w naszym kraju sprawia, że tematy, które w innych państwach są oczywistą częścią nauki, u nas wciąż są powodem zakłopotania.
Nie wiem, ale się wypowiem
To jednak nie koniec. Posłowie PiS, Piotr Uściński i Agnieszka Wojciechowska van Heukelom, krytykując projekt edukacji zdrowotnej, mówili o "seksualizacji" dzieci i "szkodliwych treściach" przedmiotu. Piotr Uściński w Polsat News stwierdził, że udział dzieci "w tych lekcjach [...] może mieć zły wpływ na religijność" i "łamać ich sumienia". Posłanka zasugerowała zaś w programie "Tak jest" na antenie TVN24, że omawiane lekcje mają rzekomo prowadzić "drag queen" i "inne dziwadła". Jednocześnie przyznała, że nie czytała programu tego przedmiotu, ale nie przeszkadza jej to w mówieniu, że się z nim nie zgadza.
Jesteśmy więc świadkami sytuacji, w której politycy, zamiast zmierzyć się z faktami, skupiają się na kontrowersyjnych hasłach (niemających żadnego związku z rzeczywistością), odwołując się do ideologii i religii. Te same osoby, które nie potrafią podać definicji podstawowych pojęć, uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, czego dzieci powinny uczyć się w szkole.
Potrzebujemy w Polsce rzetelnej edukacji seksualnej
Brak wiedzy na najwyższych szczeblach władzy to tylko wierzchołek góry lodowej. Niewiedza polityków jest symbolicznym odzwierciedleniem fatalnego stanu edukacji seksualnej w Polsce. Jest to problem szczególnie istotny, ponieważ badania naukowe i statystyki pokazują, że stan wiedzy Polaków, a zwłaszcza młodych osób, jest zatrważająco niski.
Badanie IPSOS, przeprowadzone na potrzeby raportu "Narodowa Kartkówka z WDŻ", ujawniło, że choć 82 proc. ankietowanych oceniło swoją wiedzę z zakresu edukacji seksualnej na co najmniej 4, to w praktycznym teście zaledwie 16 proc. uzyskało taką ocenę lub wyższą.
Raport "WDŻ na dwóję", autorstwa Grupy PONTON, oparty na badaniu ponad 10 tys. uczniów w wieku 13–22 lat, dostarcza jeszcze bardziej alarmujących danych. Lekcje przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie otrzymały od uczniów średnią ocenę 2/5 pod względem przydatności. Co więcej, rzetelne informacje o kluczowych zagadnieniach są na nich pomijane. Badanie wykazało, że: 74 proc. ankietowanych nie otrzymało rzetelnej wiedzy na temat świadomej zgody; 73 proc. nie miało informacji o przemocy seksualnej; 87 proc. nie usłyszało rzetelnych informacji na temat masturbacji; 91 proc. — o aborcji; 51 proc. — o antykoncepcji.
Te braki mają poważne konsekwencje. Dane z Telefonu Zaufania PONTON pokazują, jak duża jest luka informacyjna wśród młodzieży. Tylko w czasie jednego lata odebrano ponad tysiąc pytań, z czego niemal połowa dotyczyła antykoncepcji. Młodzi pytali się, "czy drogą żołądkową można zajść w ciążę" albo "czy masturbacja może powodować problemy z płodnością".
Ciąg dalszy artykułu pod wideo.
Te problemy pogłębia fakt, że młodzi ludzie często poszukują odpowiedzi w Internecie i mediach społecznościowych, czyli w niesprawdzonych źródłach, co prowadzi do utrwalania szkodliwych mitów. Z badania na zlecenie Erecept.pl wynika, że jedynie dla 22 proc. Polaków to specjalista jest źródłem wiedzy, a dla ponad połowy jest to właśnie Internet. Co więcej, w rozmowach z bliskimi na temat seksualności nadal panuje tabu. Zaledwie osiem proc. Polaków rozmawia o seksie z rodzicami, a ponad 40 proc. przyznaje, że odczuwa wstyd w trakcie takich rozmów.
Rzetelna edukacja seksualna jest więc kluczowa. Obecny system WDŻ, często powierzany osobom bez odpowiedniego przygotowania, a nawet katechetom, zamiast dostarczać wiedzy, generuje wstyd, zażenowanie i brak bezpiecznej przestrzeni do zadawania pytań, co potwierdza 44 proc. badanych, którzy czuli, że nie mogli swobodnie rozmawiać na zajęciach.
Czym tak naprawdę jest edukacja zdrowotna?
Ministerstwo edukacji na czele z Barbarą Nowacką postanowiło wreszcie coś z tym zrobić, wprowadzając do szkół tak bardzo demonizowaną edukację zdrowotną, która od tego roku szkolnego zastępuje WDŻ. Podobnie jak stary przedmiot, zajęcia z edukacji zdrowotnej są nieobowiązkowe. I wbrew temu, co mówią niektórzy politycy i środowiska prawicowe, nowy przedmiot nie ma na celu "seksualizacji dzieci", lecz promowanie u nich postaw prozdrowotnych.
Program przedmiotu dzieli się na 11 działów, które obejmują wszystko, co ważne dla zdrowia młodych ludzi. Mowa nie tylko o zdrowiu fizycznym i psychicznym, ale też o aktywności fizycznej, odżywianiu czy profilaktyce uzależnień, oraz, oczywiście, o dojrzewaniu i seksualności.
Jakie są prawdziwe efekty edukacji seksualnej?
Prawda jest taka, że to właśnie brak edukacji seksualnej – a nie jej obecność – prowadzi do realnych problemów. Badanie z 2022 r. "Zdrowie seksualne młodzieży" Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wskazuje, że ignorancja w tej kwestii przyczynia się do "wczesnego rozpoczynania aktywności seksualnej, tym samym do wzrostu liczby ciąż u młodych dziewczyn, a także do wzrostu częstości zakażeń przenoszonych drogą płciową".
Z kolei dokument UNESCO z 2018 r. o edukacji seksualnej dowodzi, że w krajach, w których wprowadzono ją do szkół, udało się wśród młodych osób opóźnić wiek inicjacji seksualnej, zmniejszyć o ponad połowę częstotliwość aktywności seksualnej bez zabezpieczenia, a także liczbę partnerów seksualnych. Jednocześnie zwiększyło się użycie środków antykoncepcyjnych, co przyczyniło się do obniżenia ryzyka zachorowania na chorobę weneryczną. To jasno pokazuje, że edukacja seksualna, zamiast "demoralizować", zwiększa świadomość i promuje bezpieczne, odpowiedzialne zachowania.
Kampania strachu przynosi efekty
Niestety, mimo tych faktów, środowiska religijne idą w zaparte i traktują edukację zdrowotną jako narzędzie "demoralizacji". Przedstawiciele Fundacji Słowo wprost piszą, że "przedmiot zawiera w sobie szkodliwe treści", które "upowszechniają ideologię gender" i "odrywają temat seksualności od prawdziwej miłości, małżeństwa i rodziny". Konferencja Episkopatu Polski (KEP) poszła o krok dalej, wydając oficjalny komunikat, aby rodzice, w trosce o "zbawienie" i w poczuciu "odpowiedzialności przed Bogiem", "nie wyrażali zgody na udział dzieci w tych demoralizujących zajęciach".
Skutki takich apeli są już widoczne. W gminach południowej Polski, jak choćby w Ochotnicy Dolnej czy Czarnym Dunajcu, rodzice masowo wypisują dzieci z edukacji zdrowotnej. Jak poinformował portal TVN24 burmistrz Czarnego Dunajca, Marcin Ratułowski, są szkoły, gdzie 100 proc. rodziców zadeklarowało, że ich dzieci nie będą uczęszczać na te zajęcia. Co ciekawe, jednocześnie pojawiają się wnioski o zwiększenie liczby godzin religii, co tylko pogłębia dysonans.
Takie działania są wyjątkowo krótkowzroczne i nierozsądne. Wypisywanie dzieci z zajęć, które mają na celu dostarczenie im rzetelnej wiedzy o ich własnym ciele, zdrowiu psychicznym, zagrożeniach w sieci, a także o bezpiecznych relacjach, to działanie wbrew ich interesom. Odmawianie młodym ludziom dostępu do fundamentalnej wiedzy to świadome skazywanie ich na dezorientację, wstyd i podatność na szkodliwe mity.