Prof. Czupryniak: Jak Wokulski może reklamować piwo? To wstyd

3 tygodni temu 19

– Gdy widzę reklamującego piwo Marcina Dorocińskiego, który ma grać Wokulskiego w „Lalce”, Adam Woronowicza, ale i takie osoby jak Adam Małysz, Krzysztof Hołowczyc czy Wojciech Mann, to myślę, że powinni się tego wstydzić. Niech zobaczą, co dzieje się u nas na oddziale – mówi prof. Leszek Czupryniak, kierujący kliniką Diabetologii i Chorób Wewnętrznych WUM.

Katarzyna Pinkosz: Lekarze walczą dziś nie tylko o zakaz sprzedaży alkoholu w nocy. Za Pana inspiracją apelują do aktorów, sportowców, celebrytów, by przestali brać udział w reklamach piwa. Dlaczego Pan – specjalista diabetologii – podniósł ten temat? Wierzy Pan, że to ma sens, skoro na reklamach po prostu się zarabia?

Prof. Leszek Czupryniak: Jestem kierownikiem Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w Centralnym Szpitalu Klinicznym na Banacha. Połowa moich pacjentów to pacjenci z cukrzycą, a połowa pacjenci z chorobami wewnętrznymi, którzy są przyjmowani z izby przyjęć.

Codziennie przyjmujemy pacjentów, którzy trafiają do nas z powodu ostrego lub przewlekłego picia alkoholu. To osoby, które nadużywały alkoholu przez kilka albo kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Ale też i ci, których organizm nawet na incydentalne upicie zareagował ostrym zapaleniem wątroby, które może prowadzić do ostrej niewydolności tego narządu i zgonu.

Często pacjenci mają już początek marskości wątroby albo zaawansowaną marskość wątroby, ostre zapalenie trzustki, zaawansowane przewlekłe zapalenie trzustki, zmiany w mózgu.

Co trzeci, a na pewno co czwarty pacjent którzy leży w szpitalu na Banacha, jest tu dlatego, że ostro lub przewlekle pije.

To ogromne liczby. A temat alkoholu wciąż jest tematem tabu.

Tak jest w każdym szpitalu, to powie każdy lekarz pracujący w każdym oddziale internistycznym w naszym kraju, bez względu czy jest to oddział w niedużym szpitalu powiatowym, czy w takim jak nasz – szpitalu uniwersyteckim z ponad tysiącem łóżek. I to jest nie jest tak, że na nasz oddział specjalnie zwożą pijanych czy uzależnionych od alkoholu. W każdym szpitalu na każdym SOR-ze są tacy pacjenci. To norma.

My tych ludzi wyprowadzamy z ostrego stanu. Raczej u nas nie umierają, chociaż zdarzają się zgony, zwłaszcza młodych ludzi w przebiegu ostrego zapalenia trzustki lub ostrego zapalenia wątroby. Mieliśmy np. pacjenta, 49 lat. Nie pił dwa lata, potem wrócił do picia. Miał żonę, dwójkę dzieci. Leżał u nas prawie dwa miesiące. Umarł: najpierw rozwinął niewydolność wątroby, potem nerek i nie udało się go uratować.

Teraz mam 40-latka, który trafił do nas z ostrym zapaleniem trzustki. Leży już ponad tydzień, część trzustki uległa martwicy, jest karmiony pozajelitowo. Czekamy, co będzie – może dojść do bardzo ostrego stanu i zgonu. On już miał dwa lata temu epizod ostrego zapalenia trzustki, leżał wtedy miesiąc w szpitalu. Po wyjściu dalej pił. Mimo że ma odpowiedzialną pracę.

Czyli nie była to osoba z tzw. „marginesu”: bez pracy, wykształcenia, domu…

Nie. Choroba alkoholowa jest bardzo „demokratyczna”. Trafiają do nas zarówno osoby z marginesu, z minimalnym wykształceniem, ale i dyrektorzy finansowi firm, informatycy, specjaliści ds. cyberbezpieczeństwa, lekarze, nauczyciele, dziennikarze, budowlańcy.

Pewnie pani w to nie uwierzy, ale dużą grupę pacjentów stanowią zawodowi kierowcy – od taksówkarzy po kierowców wielkich TIRów. Ale też oczywiście bezdomni zebrani z ulicy, gdzie ktoś wezwał pogotowie, bo pijany leży na ulicy. To cały przekrój społeczny.

Problem polega na tym, że zwykle wyciągamy te osoby z ostrego stanu, ale po wyjściu ze szpitala wszystko zaczyna się od początku.

Wracają do picia, bo to nałóg. Choroba.

Tak. Leczymy wszystkich, wszystkimi zajmujemy się równie troskliwie. Tylko że choroba alkoholowa wymaga dalszego leczenia. Każda z tych osób zapytania, czy będzie dalej pić, odpowiada: „Na pewno nie będę, na sto procent przestanę”. Zdecydowana większość jednak wraca do picia, bo nie dostaje znikąd pomocy. Nie ma gdzie tych osób wysłać na przewlekłe leczenie.

Uratowaliśmy im życie, ale oni wracają do środowiska, które mieli. Jak takiej osoby nie poprowadzi się za rękę przez proces leczenia, to jej się nie wyleczy. A jest to dobry moment na rozpoczęcie leczenia, bo podstawowym tego warunkiem jest decyzja i wola pacjenta. A i tak wyleczalność jest niewielka. To bardzo trudna i ciężka choroba. Państwo nie zajmuje się tym kompletnie, a są to ogromne dramaty ludzkie, rodzinne, społeczne, bo picie dezintegruje rodziny.

Mamy w społeczeństwie bardzo duże przyzwolenie na picie…

Problem jest bardzo złożony. Jest przyzwolenie na picie, a z drugiej strony alkoholicy są otoczeni jednak pewnego rodzaju pogardą, bo to „pijacy”…

Jako lekarze w pojedynkę możemy zająć się pojedynczym pacjentem. A tu potrzebne są rozwiązania systemowe, ogólnokrajowe. Stąd mój ruch z apelem do Naczelnej Izby Lekarskiej, aby ona z kolei wystąpiła z apelem do ludzi świata kultury i sportu, aby nie zachęcali do picia.

A że kino to jedna z moich pasji, to gdy zobaczyłem uwielbianych przeze mnie aktorów – największych artystów jakich obecnie mamy, a i dziennikarzy jak redaktor Wojciech Mann, który wychował mnie muzycznie – którzy pokazują jakie fajne jest picie, to zareagowałem.

Gdy widzę reklamującego piwo jednego z moich najbardziej ulubionych aktorów: Marcina Dorocińskiego, który ma grać Wokulskiego w „Lalce” (którą też uwielbiam i uważam za najlepszą polską powieść kiedykolwiek napisaną), Adam Woronowicza (też genialnego artystę), wspaniałe aktorki – Annę Dereszowską, Tamarę Arciuch, ale i takie osoby, jak Adam Małysz, Krzysztof Hołowczyc, czy wspomniany już Wojciech Mann, to myślę, że trzeba im uświadomić, jak niewłaściwe jest ich postępowanie, że powinni się tego wstydzić.

Pewnie, picie alkoholu nie jest nielegalne, ale reklamowanie jego używania prowadzi do fatalnych skutków tak dla pijących, jak i dla całego społeczeństwa.

Bo to taki mit, że piwo nie szkodzi…

Tak, „piwo to w ogóle nie alkohol”. Ale my mamy pacjentów, którzy wypijają 10 piw dziennie. Ja już nie pytam pacjentów „Czy pan pije”, tylko „Ile pan pije”. Bardzo często pada odpowiedź „Nic”, a wtedy pytam „Ile to jest to nic”. Czasem słyszę, że to jest „połówka na dwóch”. Albo kilka piw codziennie.

Myślę, że jako społeczeństwo powinniśmy nie zachęcać do picia. Nie ma reklam papierosów, wszyscy wiedzą, że papierosy to zło. Tak samo powinniśmy dążyć do niereklamowania alkoholu. Każdego. A już kompletnym dnem jest przedstawianie picia piwa jako czegoś fajnego.

Niech ci aktorzy czy sportowcy przyjdą na oddział i zobaczą, jak to wygląda, jakich przyjmujemy pacjentów, którzy po dwóch dniach pobytu u nas wchodzą w zespół odstawienny i szaleją. Biegają ze stojakami od kroplówek, nie można ich obezwładnić, bo w zespole odstawiennym człowiek nie czuje bólu. Tacy pacjenci gadają od rzeczy, mają halucynacje, jakikolwiek kontakt jest z nimi niemożliwy. Często trzeba tygodnia, zanim minie taki okres i zaczynamy z nimi normalnie rozmawiać.

Trudno wprowadzić zakaz reklamy, na której wszyscy zarabiają.

Oczywiście, jeśli mówilibyśmy o zakazie reklamy, to zaraz usłyszymy, że to zamach na wolność. Pomyślałem więc, żeby może ludzi, którzy bardzo przekonująco namawiają do picia, po prostu zawstydzić.

A może Ministerstwo Zdrowia zapłaciłoby za reklamę z aktorami i np. Dorociński zagrałby pijaka, który traci kontrolę nad sobą w czasie miłej imprezy domowej, ma uszkodzoną wątrobę, żółtaczkę i silny ból brzucha, bo dostał ostrego zapalenie trzustki?

Chodziłem z tym pomysłem od kilku miesięcy, aż w końcu napisałem apel do Naczelnej Izby Lekarskiej, żeby wystosowała taki apel do aktorów, celebrytów. Izba taki apel przyjęła 29 września bieżącego roku. Ważne, żeby do aktorów dotarło, że udział w takiej reklamie to coś wstydliwego.

Hołowczyc, który jest powszechnie lubiany, podziwiany, pomaga kierowcom odnaleźć drogę, mówi o bezpiecznym prowadzeniu samochodu, a jednocześnie namawia do piwa. To nic, że do piwa „zero procent”, wiadomo, że to taki wytrych. Piwo to piwo… Alkoholu nie powinno się reklamować.

Ten apel o niereklamowanie alkoholu zbiegł się w czasie z dyskusją o zakazie sprzedaży alkoholu w nocy w Warszawie.

Moim zdaniem zakaz nocnej sprzedaży alkoholu ma znaczenie, jeśli chodzi o porządek publiczny: będzie mniej pijanych na ulicach, mniej osób trafi na SOR – to udało się osiągnąć w Krakowie. Ale to nie jest walka z alkoholizmem, to walka o porządek publiczny. Walka z alkoholizmem to przede wszystkim nienamawianie ludzi, żeby pili więcej piwa, niezachęcanie do picia.

Problem w tym, że piwo często nie jest uważane za alkohol.

Gdy pytamy pacjentów, czy piją alkohol, to mówią, że nie. A piwo? „A no piwo – tak”.

Chodzi o to, żeby nie namawiać do picia piwa, bo nałóg tak się wślizguje. Najpierw zaczyna się pić piwo, a potem sięga się po mocniejsze alkohole. Ale i samo piwo uzależnia, jak każdy alkohol, to oczywista w medycynie prawda.

Nie powinno być reklam alkoholu, tak jak nie ma reklam papierosów. Ale jest potężne lobby, więc może byłaby bardziej skuteczna presja społeczna, żeby nie reklamować alkoholu. A przynajmniej żeby nie robiły tego osoby, które mają wielki wpływ społeczny. Powinniśmy nasze dobra narodowe czyli artystów wykorzystywać w zbożnych sprawach, dla pożytku ogółu.

Druga sprawa to leczenie, żeby tym osobom, które są uzależnione, pomóc.

To choroba na całe życie. Zawsze mam ogromny szacunek do osób, które wyszły z alkoholizmu. Często założyli nowe rodziny, bo poprzednie się rozpadły. Liczą często każdy dzień, kiedy nie piją. To bardzo ciężka choroba i znikąd pomocy. Temat w ogóle nie istnieje w ochronie zdrowia. Teoretycznie zajmują się tym psychiatrzy, ale leczenie odwykowe w zasadzie nie jest prowadzone.

Gdy posłuchamy priorytetów Ministerstwa Zdrowia, to są wśród nich np. centralna e-rejestracja, lądowisko dla helikopterów. A my mamy konkretne problemy. Gdyby nie było osób nadużywających alkoholu, miałbym wolne łóżka w szpitalu. Skróciłyby się kolejki. To niedoceniany problem, o którym nikt nie mówi. Przyzwyczailiśmy się, że nic nie da się zrobić, że musi być. I nic nie robimy. Mój apel może budzić uśmieszki, ale wiem, że presja społeczna może zrobić dużo. Starajmy się ją zbudować.

Ten apel napisałem w poczuciu obowiązku za zdrowie publiczne i społeczne, ale też widząc ludzkie tragedie i będąc świadom gigantycznych kosztów alkoholizmu dla systemu ochrony zdrowia Nie patrzmy na rząd, bo każdy rząd patrzy tylko na wpływy z akcyzy i mało go obchodzi, że wydaje znacznie więcej na skutki alkoholizmu – bo te koszty są rozciągnięte w czasie – niż zyskuje z akcyzy, która wpływa do budżetu dzisiaj. Już nie mówię o ludzkich dramatach – jednostkowych, rodzinnych, społecznych. Stąd mój apel do aktorów, celebrytów, sportowców: „Niechże Wokulski nie reklamuje piwa, bo to wstyd. Rzecki na pewno kazałby Stachowi przestać to robić natychmiast”.

Czytaj też:
Co czwarty pacjent trafia do szpitala z powodu alkoholu. Apel lekarzy do ludzi kultury i sportu
Czytaj też:
Lekarze apelują: stop nocnej sprzedaży alkoholu. Sportowcy i artyści nie powinni brać udziału w jego reklamie

Przeczytaj źródło