Przez 27 lat nie wychodziła z domu. Nowe fakty ws. 42-latki ze Świętochłowic

1 tydzień temu 8

​Pani Mirella ze Świętochłowic (Śląskie), która przez 27 lat nie wychodziła z mieszkania, została ponownie przesłuchana. Kobieta podtrzymała swoje wcześniejsze zeznania - ustalił reporter RMF FM Marcin Buczek. Na przesłuchaniu był obecny psycholog.

  • Pani Mirella przez 27 lat nie wychodziła z mieszkania w Świętochłowicach.
  • Kobieta została przesłuchana w sądzie w obecności psychologa i podtrzymała swoje wcześniejsze zeznania.
  • Zaprzeczyła, jakoby była przetrzymywana lub doświadczyła przemocy ze strony rodziców.
  • Prokuratura planuje przesłuchanie rodziców, nikomu nie postawiono zarzutów.
  • Więcej ciekawych informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Kobietę przesłuchiwano w sądzie. Transport zapewnili jej policjanci. Na ten rodzaj przesłuchania zdecydowała się prokuratura. Chodziło o to, aby odbyło się to tylko raz.

Reporter RMF FM Marcin Buczek ustalił w chorzowskiej prokuraturze, że kobieta miała potwierdzić, iż nie była przetrzymywana w domu i nie stosowano wobec niej siły. Więcej szczegółów prokuratura nie ujawnia.

Kobieta miała mówić składnie. Wstępnie psycholog uznał jej wypowiedź za wiarygodną.

Pani Mirella nadal mieszka ze swoimi rodzicami. Ich przesłuchanie także jest planowane przez prokuraturę. 

Jak dotąd w tej sprawie nikomu nie postawiono żadnych zarzutów.

W połowie października pojawiły się informacje o kobiecie, która przez 27 lat miała być przetrzymywane przez rodziców w mieszkaniu w Świętochłowicach (Śląskie). Pani Mirella od początku zaprzeczała, że była przetrzymywana, jednak policja wszczęła dochodzenie w tej sprawie. Dotyczy ono ewentualnego znęcania się i przetrzymywania 42-letniej kobiety przez rodziców.

Według medialnych doniesień, pani Mirella miała być zamknięta w jednym z pokojów mieszkania rodziców przez 27 lat. Sąsiedzi byli przekonani, że kobieta zaginęła, gdy była nastolatką. Tak mówili im rodzice dziewczyny. Dziennikarze dotarli też do zapisów z liceum w Świętochłowicach. Widnieje tam wpis, że pani Mirella rozpoczęła naukę we wrześniu 1997 roku, ale została skreślona z listy uczniów w styczniu 1998 roku na prośbę rodziców. Od tamtej pory słuch po niej zaginął.

Cała sprawa zaczęła się od interwencji policji w mieszkaniu. Do komendy wpłynęła informacja o awanturze. Dzielnicowy, który pojawił się na miejscu, rozmawiał z mieszkającą w tym lokalu 81-latką. Twierdziła ona, że w jej mieszkaniu nie doszło do żadnej awantury, przyznała jedynie, że posprzeczała się z mężem. W czasie interwencji mężczyzny nie było w domu.

Wykonujący na miejscu czynności policjanci ustalili, że w mieszkaniu przebywa również 42-letnia córka małżeństwa. Również ona oświadczyła, że w domu nie było żadnej awantury. Dodała, że wszystko jest w porządku i ona sama nie potrzebuje żadnej pomocy. Jednak w związku z tym, że kobieta miała problemy z poruszaniem się, a funkcjonariusze zauważyli na jej nogach widoczne obrzęki, zdecydowali o niezwłocznym powiadomieniu pogotowia ratunkowego - relacjonowała podkom. Anna Hryniak ze świętochłowickiej policji. Załoga pogotowia zdecydowała o przewiezieniu 42-latki do szpitala.

Policjanci zaznaczają, że wcześniej nie mieli interwencji pod tym adresem, nie otrzymali żadnych niepokojących sygnałów dotyczących tej rodziny, nikt też nie zgłaszał zaginięcia członka rodziny.

Przeczytaj źródło