Przychodzą do domów i udają kontrolerów. Jest ostrzeżenie, lepiej im nie otwierać

7 godziny temu 4

Liczne wizyty kontrolerów to codzienność właścicieli nieruchomości w Polsce. Otwieramy drzwi, nie zawsze wiedząc, kto za nimi czeka. Okazuje się jednak, że w niektórych sytuacjach lepiej włączyć wzmożoną czujność. Urząd wydał oficjalny komunikat, to zdarza się coraz częściej. Wiadomo, jak się zachować przy niezapowiedzianej wizycie.

Alarm przy furtce: fali „kontroli” fotowoltaiki mówimy sprawdzam

Polacy są jednym z narodów, które najchętniej wpuszczają do domów rozmaitych ankieterów i kontrolerów. Ta ufność nie bierze się znikąd, jest ugruntowana w skomplikowanym systemie prawnym, który nakłada na właścicieli nieruchomości szereg obowiązków inspekcyjnych. Kluczowy jest tutaj artykuł 62 ustawy Prawo Budowlane, jasno definiujący kalendarz obowiązkowych przeglądów.

Każdy właściciel domu jednorodzinnego wie, że co najmniej raz w roku musi wpuścić do domu kominiarza. Taki specjalista sprawdza nie tylko przewody dymowe i spalinowe, ale także stan techniczny instalacji wentylacyjnej. W domach ogrzewanych gazem równie obligatoryjna jest coroczna kontrola instalacji gazowej oraz kotła. Zaniedbanie tych obowiązków to nie tylko ryzyko poniesienia kary administracyjnej lub mandatu od nadzoru budowlanego, ale przede wszystkim realne zagrożenie. W przypadku pożaru lub wybuchu gazu, ubezpieczyciel jako pierwszy zażąda protokołów z aktualnych przeglądów. Ich brak jest niemal automatyczną podstawą do odmowy wypłaty odszkodowania.

Przychodzą do domów i udają kontrolerów. Jest ostrzeżenie, lepiej im nie otwieraćFot. Africa Images/CanvaPro

Do tego dochodzą rzadsze, ale równie ważne inspekcje. Co pięć lat musimy zlecić fachowcowi przegląd stanu technicznego instalacji elektrycznej pod kątem sprawności połączeń, osprzętu, zabezpieczeń i środków ochrony od porażeń oraz stanu instalacji odgromowej. W tym gąszczu obowiązków, regularnych wizyt inkasentów odczytujących liczniki wody czy ankieterów Głównego Urzędu Statystycznego, wykształciliśmy w sobie swego rodzaju automatyzm. Skoro regularnie wpuszczamy kominiarza, dlaczego mielibyśmy odmówić kolejnemu kontrolerowi, zwłaszcza w dobie tak dynamicznego rozwoju nowych technologii w naszych domach? Oszuści doskonale zdają sobie sprawę z tego mechanizmu i wykorzystują nasze przyzwyczajenia oraz obawę przed konsekwencjami prawnymi, by wzbudzić zaufanie i osiągnąć swój cel.

Kto naprawdę ma prawo kontrolować i jak wyglądają procedury

Oszuści nie bez powodu wzięli na celownik właśnie właścicieli mikroinstalacji. Polska w ciągu ostatniej dekady przeszła prawdziwą transformację energetyczną, stając się jednym z europejskich liderów pod względem przyrostu mocy z fotowoltaiki. Według najnowszych danych Agencji Rynku Energii, na koniec 2024 roku łączna moc zainstalowana w polskiej fotowoltaice przekroczyła 18 GW, a liczba samych prosumenckich mikroinstalacji (głównie na domach jednorodzinnych) dawno przekroczyła 1,5 miliona. To gigantyczny, wart miliardy złotych rynek, który stanowi ponad półtora miliona potencjalnych celów dla przestępców. Problem w tym, że nadzór nad tymi instalacjami jest mocno rozproszony, co ułatwia działanie oszustom.

Przychodzą do domów i udają kontrolerów. Jest ostrzeżenie, lepiej im nie otwieraćFot. manfredxy/CanvaPro

Legalne kontrole instalacji prowadzą lokalni dystrybutorzy energii, to ich zespół może pukać do drzwi, gdy jest powód, by zajrzeć do układu. Ani urząd centralny, ani przypadkowa firma nie ma do tego mandatu. To ważne rozróżnienie, bo wskazuje konkretny numer telefonu, pod który należy dzwonić, gdy coś budzi wątpliwości.

Jak wygląda legalna wizyta? Kontrolerzy pracują w parach i na starcie okazują dwa dokumenty: imienne upoważnienie oraz legitymację służbową, do ręki, do wglądu, a nie "z daleka przez szybkę”. To standard działania. Urząd Regulacji Energetyki jasno przypomina, że dopóki dokumenty nie zostaną sprawdzone, kontrola się nie zaczyna.

Aby ułatwić decyzję przy drzwiach, wystarczy pięć ruchów:

  • Poproś o dwa dokumenty: legitymację i imienne upoważnienie;
  • Sprawdź zgodność nazwiska, numeru i daty ważności;
  • Zwróć uwagę, czy kontrolerzy są we dwójkę;
  • Zadzwoń na infolinię lokalnego dystrybutora i potwierdź wizytę;
  • Odmów wejścia do czasu weryfikacji — to Twoje prawo.

Zobacz też: Tanie linie lotnicze kasują 4 kierunki z Polski. Na liście wakacyjne hity

Po co w ogóle są kontrole: bezpieczeństwo sieci i sąsiadów

Rosnąca skala problemu skłoniła Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki do wydania stanowczego komunikatu. Pracownicy URE nie przeprowadzają kontroli mikroinstalacji w gospodarstwach domowych, jak czytamy w oficjalnym ostrzeżeniu Urzędu. Podkreśla on, że nie ma nic wspólnego z osobami, które pukają do drzwi prosumentów, oferując rzekomy "audyt" lub "modernizację" instalacji. Schematy działania przestępców są różne, ale cel zawsze ten sam: wyłudzenie pieniędzy, danych lub podpisanie niekorzystnej umowy.

Kontrole instalacji fotowoltaicznych mogą przeprowadzać przedsiębiorstwa odpowiedzialne za dystrybucję energii elektrycznej na danym terenie, zgodnie z rozporządzeniem Ministra Energii - czytamy w komunikacie URE.

Urząd podkreśla również, że nielegalne działania fałszywych kontrolerów mogą również zagrozić stabilności całej sieci, a nawet narazić bezpieczeństwo mieszkańców danego gospodarstwa domowego.

Przed takimi praktykami od lat ostrzega również UOKiK. Zdarzają się także próby wyłudzenia pieniędzy za "pilną modernizację" (np. wymianę falownika na "nowszy model") lub zwykłe kradzieże danych. Wizyta kontrolna staje się pretekstem do wejścia do domu i poproszenia o dowód osobisty "w celu spisania protokołu". Zdjęcie dokumentu wystarczy, by zaciągnąć na ofiarę szybką pożyczkę.

Jak się bronić? Przede wszystkim, każda niezapowiedziana wizyta "kontrolera" powinna zapalić czerwoną lampkę. Kluczowe jest, by nie dzwonić na numer podany przez rzekomego kontrolera, ale samodzielnie znaleźć w internecie numer infolinii URE, swojego OSD lub firmy instalatorskiej i tam zweryfikować, czy faktycznie prowadzone są jakiekolwiek kontrole. Pod żadnym pozorem nie wolno podpisywać żadnych dokumentów pod presją czasu. Uczciwy urzędnik czy przedstawiciel handlowy zawsze zgodzi się na pozostawienie dokumentów do analizy. W przypadku natarczywego zachowania lub jakichkolwiek podejrzeń należy bezzwłocznie wezwać policję.

Przeczytaj źródło