– Tak mnie to gryzło, że powiedziałem żonie o moim kilkumiesięcznym romansie, który wtedy już zakończyłem. Zapewniłem ją sto razy, zgodnie z prawdą, że już po romansie. I że to była pomyłka, której żałuję. Nie uwierzyła. Węszyła, przeglądała mi mejle i telefon. Potem w każdej kłótni wyrzucała mi romans. Nawet w sprzeczkach dotyczących pasty do zębów, którą notorycznie zapominałem zakręcić — mówi Marek, 52-letni prawnik.
– Po dwóch latach nie wytrzymałem. W awanturze wykrzyczałem, że żałuję swojej szczerości. Gdybym zataił zdradę, miałbym spokój. Wtedy żona wkurzyła się jeszcze bardziej, zaczęła płakać i nazywać mnie kłamcą, zdrajcą. Nastały ciche dni. Nienawidziłem powrotów do domu, specjalnie siedziałem dłużej w kancelarii i brałem dodatkowe sprawy. Zaczęliśmy rozmawiać, ale o rozwodzie. Rozstaliśmy się po trzyletniej walce w sądzie. Od niedawna mam partnerkę, której nie zdradzam. A jeśli nawet tak się stanie, ona nigdy się o tym nie dowie.