SPIS TREŚCI
- Recenzja Call of Duty: Black Ops 7 w wersji wideo
- Absurdalna nie-kampania
- Coś dla tych, którzy nie trawią PvP
- Najmocniejsza strona Black Ops 7
- Oczekiwany standard, detale i wykorzystanie AI
- Call of Duty: Black Ops 7 - komu się spodoba, a komu nie?
- Nasza ocena:
Recenzja Call of Duty: Black Ops 7 w wersji wideo
Jeżeli wolicie zapoznać się z naszą recenzją w formie wideo - możecie to zrobić w poniższym okienku lub na YouTube. Pod nim znajdziecie tesktową wersję recenzji.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoJakie są główne problemy kampanii w Black Ops 7?
Czy gra ma tryb PvE?
Jakie zmiany wprowadzono w matchmakingu w Black Ops 7?
Jak oceniono grafikę i oprawę dźwiękową w Black Ops 7?
Choć już dość dawno tego nie widzieliśmy, realna rywalizacja między Call of Duty a Battlefieldem w tym roku faktycznie odżyła. Ale o ile przed premierą Battlefield 6 ta druga seria miała tym razem z górki i była wychwalana pod niebiosa - teraz oczywiście już się to zmieniło, “szóstka” jest drugą najgorzej ocenianą na Steam odsłoną serii - tak w przypadku Call of Duty, większość osób wydała wyrok jeszcze przed premierą. I dodatkowo w swoich przekonaniach się umocniła po tym, gdy zobaczyła jeden czy dwa wiralowe klipy pokazujące tegoroczną odsłonę. Abstrahując już od poważności nazywania czegoś “tragicznym”, “beznadziejnym” i “grą 1/10” na podstawie zaledwie 30 sekundowego klipu (i to bez grania w tytuł samodzielnie), trzeba przyznać, że niektóre rzeczy Black Ops 7 robi faktycznie najgorzej w historii całej serii... Ale nie wszystko jest tu fatalne.
Absurdalna nie-kampania
Zacznijmy oczywiście od kampanii, czyli tematu który budził największe emocje. I tu bez owijania w bawełnę - kampanii w nowym Call of Duty praktycznie nie ma. Tzn. jest w menusach pozycja, która nazywa się "Kampania kooperacyjna", ale tyle ma wspólnego z tradycyjną kampanią co ja ze śpiewaniem operowym. Czyli niewiele. Jej głównym problemem nie jest jednak sama historia i to, że pojawiają się w niej bossowie czy stwory rodem z koszmarów - bo to, jest akurat może nieudolnie, ale jednak, fabularnie wyjaśnione. Cały scenariusz kręci się bowiem wokół motywu znanego z chociażby uwielbianego przez wielu graczy Batman Arkham Knight – czyli specjalnej toksyny, która wywołuje u osób wystawionych na jej działanie przerażające halucynacje. Zamiast Scarecrowa, mamy tu jednak Gildię i kierującą jej działaniami Emmę Kagan. Nasz oddział specjalny, złożony z czwórki operatorów, podczas standardowo zapowiadającej się akcji dywersyjnej, oczywiście zostaje wplątany w znacznie większą intrygę, toksyna wydostaje się na zewnątrz i jej opary doprowadzają do obłędu wszystkich dookoła.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
W praktyce nasi żołnierze normalne misje przeplatają więc walką ze swoimi własnymi koszmarami i wspomnieniami, które Gildia próbuje wykorzystać przeciwko nim samym. Nie jest to scenariusz z największym polotem, to prawda, ale jako koło zamachowe dla strzelankowej historii – wystarczy. Problem leży w tym, w jaki sposób poznajemy te historię... A tu niestety twórcy całkowicie pokpili sprawę. Kampania z nowego Call of Duty to w gruncie rzeczy zlepek pojedynczych misji, bardziej przypominających tryb hordy, przepleciony od czasu do czasu jakimiś cutscenami. Część z nich, jest nawiązaniami do poprzednich wydarzeń z serii, ale mapy i misje tak bardzo obdarto z jakiejkolwiek duszy, że nawet wtedy, gdy trafiamy do więzienia w Vorkucie, trudno poczuć cokolwiek. Pędzimy tak naprawdę przed siebie, od punktu A do punktu B, zatrzymujemy się na chwilę, strzelamy do hordy, biegniemy dalej. Zero w tym wszystkim polotu, emocji, filmowości - niczego. Totalny filler, o którym po przejściu - po prostu się zapomina.
O ile gramy w kooperacji – da się jeszcze jakoś przemęczyć. Ale jeżeli najdzie nas ochota na pogranie solo – lub gra nie znajdzie nam kompanów do wspólnego grania - całe doświadczenie to po prostu antyklimatyczna męka. I to taka, którą przeżywamy w pełnym osamotnieniu – bez kompanów AI i to bez możliwości zapauzowania. Szczególnie absurdalne jest to ostatnie, zwłaszcza, że gdy odejdziemy od komputera czy konsoli na więcej niż kilka minut – to podczas solowo ogrywanej kampanii zostajemy wyrzuceni z serwera i musimy zaczynać misję od początku. Absurd to mało powiedziane.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Coś dla tych, którzy nie trawią PvP
Kampanię warto jednak skończyć z dwóch powodów. Po pierwsze – dostajemy za nią sporo punktów doświadczenia dla naszego konta, które pozwalają odblokować nowe wyposażenie, z którego korzystać możemy później i w innych trybach. A po drugie – znacznie ważniejsze, po ostatniej misji kampanii odblokowujemy całkowicie odrębny tryb PvE z dużą, otwartą mapą. I co zaskakujące - da się w tym wszystkim naprawdę nieźle bawić. Teren podzielony jest na kilka stref o zróżnicowanym poziomie trudności, w każdej z nich czekają na nas inni przeciwnicy i inne, pomniejsze wyzwania, które realizujemy sami lub w drużynie. Na mapie jednocześnie hasa momentami i łącznie kilkadziesiąt graczy, wspólnie demolujących siły Gildii oraz koszmary. Zdobywane w ten sposób punkty doświadczenia są na stałe przypisane do ogrywanego operatora, którego możemy rozwijać wraz z awansem na kolejne poziomy. Gameplay loop wypada tu całkiem nieźle, całe doświadczenie jest dość chillowe i stanowi naprawdę sensowną odskocznię od bardziej intensywnego grania w PvP. Oczywiście już w poprzednich odsłonach Call of Duty miewaliśmy eksperymenty z podobnymi trybami, ale ta kombinacja mapy, wyzwań oraz progresji, którą połączono na potrzeby Black Ops 7 – wypada chyba najlepiej z dotychczasowych.
Jeżeli bieganie po otwartej mapie Avalonu nas znudzi, mamy oczywiście do dyspozycji także i drugi tryb PvE – tryb zombie oraz w jego ramach, masę różnych wariacji siekania nieumarłych. Ten najbardziej standardowy format, który ogrywać będzie najwięcej osób - wypda... po prostu ok. Kolejne fale nieumarłych padają, że aż miło, obie póki co dostępne mapy złożone są z ciekawych i zróżnicowanych obszarów, ale nie ukrywam, że przynajmniej na tym etapie, rzadko kiedy czułem, że gra dobrze i w angażujący sposób, popycha mnie w kierunku dalszego progresu. Po paru sesjach i kilkudziesięciu falach zombiaków, wszystko zaczęło się dla mnie zlewać i trochę nużyć... Jasne, nowe usprawnienia i ulepszenia, które odblokowujemy - wypadają nieźle, ale tylko przez kilka pierwszych chwil. Później dociera do nas to, że to to samo co zawsze – i jeżeli macie zgraną paczkę znajomych i lubicie ten tryb, Black Ops 7 pod tym kątem was nie zawiedzie. Po prostu nie oczekujcie tutaj rewolucji. Dla pozostałych - nie ma tu niczego, co mogłoby kogokolwiek przekonać do inwestowania w zombiaki większych pokładów czasu.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Jedno muszę jednak przyznać - gdy miałem już wszystkie innego dość, miło było od czasu do czasu totalnie odmóżdżyć się przy prostych arcade’owych wariantach – i np. W widoku top downowym zmierzyć się z kolejnymi falami nieumarłych. To nie jest nic ambitnego, ale Dead Ops Arcade nigdy wysoko nie mierzyło - to miała być po prostu dobra, prosta zabawa. I taka w sumie jest.
Najmocniejsza strona Black Ops 7
Zwolennicy PvE, w Call of Duty znajdą więc sporo trybów, w których da się spędzić masę czasu. A co z PvP, które dla wielu osób jest najważniejsze? Oczywiście można wyjść z założenia, że “to przecież to samo co zawsze”, ale z jakiegoś powodu każdego roku tę dynamiczną, bliskodystansową formułę kupują dosłownie miliony osób. I to, co zaserwowano nam w Black Ops 7 zdaje się być oczywiście nakierunkowane na tych, którzy Call of Duty już lubią. Jeśli ktoś jest zwolennikiem bardziej metodycznego podejścia, większych map i wolniejszego tempa – to nie ten adres. Black Ops 7 jest bardzo dynamiczne, a dobrane w tej odsłonie mapy, w połączeniu z powracającymi umiejętnościami zwiększającymi mobilność, mocno zachęcają do pozostawania w ciągłym ruchu. Sama ich rotacja – z mojej perspektywy wygląda całkiem ok, to dość ciekawy miks terenów półotwartych i wnętrz, zapewniających wystarczającą liczbę osłon, aby dać realną przewagę z ich korzystania, ale jednocześnie nie na tyle dużą, aby dało radę się przycampić w jednym miejscu przez cały mecz. Choć to oczywiście nie była przesadnie duża sztuka – mapy w “siódemce” wydają się sporym progresem względem “szóstki”.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Największą zmianą w tej odsłonie w kontekście multiplayera, jest jednak wprowadzenie... nowego matchmakingu. Właściwie starego-nowego, bo kiedyś to była przecież w tej serii norma. I na szczęście wraca. Chodzi oczywiście o ograniczenie matchmakingu na podstawie umiejętności i postawienie w większości trybów na bardziej otwartą formułę. W puli grających w meczu mamy więc i prawdziwych wymiataczy, jak i tych początkujących. Dla tych drugich – czasami może to być oczywiście problem, ale jeśli potrzebują podszlifować skilla, aby mieć większe szanse w starciach otwartych, zawsze mogą skorzystać z tych trybów, w których gra sparuje ich jedynie z osobami na podobnym poziomie. Uczciwe podejście i z mojej perspektywy - duży plus dla Black Ops 7.
Oczekiwany standard, detale i wykorzystanie AI
Na sam koniec zostawiłem sobie jeszcze trzy rzeczy, które nie wymagają jednak przesadnie dużego omówienia. Nie dlatego, że nie są istotne, ale dlatego, że w gruncie rzeczy nie są większym zaskoczeniem. Po pierwsze – sam gameplay i mechanika strzelania. Różne rzeczy o Call of Duty można oczywiście mówić, ale w tej kwestii seria prawie zawsze wypadała bardzo dobrze. I nie inaczej jest tym razem, bez względu na to, jakiej broni używamy. Oczywiście na przestrzeni rozwoju gry, balans pomiędzy poszczególnymi pukawkami będzie się zmieniał, ale na tym etapie – wydaje się względnie uczciwy i zachęcający do pewnych eksperymentów.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Poprawnie wypada także i oprawa dźwiękowa, choć nie ukrywam, że kilka utworów wywołało u mnie pewną konsternację, bo wydają się kompletnie nie pasować do ogólnego klimatu gry. Z kolei w kwestii grafiki – gra wypada dość... standardowo. Albo inaczej – tego się po prostu spodziewaliśmy. Grę ogrywałem w wersji na PC, na najwyższych ustawieniach, prezentowała się w sumie dobrze, ale bez przesadnych fajerwerków. Klatki stały na tym samym poziomie, większych spadków nie odnotowałem, choć nie sposób nie zauważyć, że na otwartej mapie, zdarza się sporo pomniejszych bugów z lewitującymi przedmiotami włącznie. Eksplozje mogły by być lepsze, część osób zwraca uwagę na ograniczoną fizykę zniszczeń otoczenia, ale prawda jest taka - że to drobnostki, na które podczas grania i szybkiej akcji, po prostu nie zwraca się uwagi.
W kontekście wizualiów - dla porządku wspomnieć muszę także i o tym, co wzbudziło spore emocje – do tworzenia niektórych bannerów dla profili gracza, wykorzystano ewidentnie generatywną sztuczną inteligencję. To nie tak, że każda jedna została wygenerowana – ale widać, że nie przy wszystkich pracowali ludzi. Niektórym to przeszkadza, innym nie – ale prawda jest taka, że podobnych praktyk będzie w grach coraz więcej. W różnej formie. I trzeba się z tym niestety pogodzić. Teraz budzi to jeszcze oburzenie, ale gracze przestaną na to zwracać w przeciągu roku czy dwóch. Z tej ścieżki nie ma już po prostu odwrotu i parafrazując ostatnie słowa ludzi stojących za Arc Raiders czy Helldivers 2 - możemy już bezpiecznie zakładać, że AI używają w gamedevie wszyscy.
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Foto: Activision/Treyarch / Łukasz Gołąbiowski
Call of Duty: Black Ops 7 - komu się spodoba, a komu nie?
Gdybym miał to wszystko podsumować maksymalnie krótko, powiedziałbym o Call of Duty: Black Ops 7 tak: kampania to pomyłka, ale ma fajny, nieskończony tryb PvE, tryb zombie – wypada poprawnie, ale bez większych rewolucji, PvP – po zmianach w matchmakingu z szeregiem nowym map, wypada bardzo dobrze i jeśli ktoś lubi dynamiczny, strzelankowym gameplay, da się przy tym wszystkim nieźle bawić. Oczywiście można utyskiwać nad tym, że 20 lat temu Call of Duty zaczynało jako realistyczna strzelanka drugowojenna, a teraz mamy w niej roboty, potwory rodem ze Stranger Things i kolorowe skórki. Ja z ewolucją serii pogodziłem się już dość dawno, a patrząc po wynikach sprzedażowych kolejnych części dobrze odpowiada ona na potrzeby rynku i nie mam z tym aż tak dużego problemu... tak długo, jak po mapach w multi nie biega Snopp Dogg i Niki Minaj, na co w tej odsłonie się póki co przynajmniej - nie zapowiada.
To nie jest oczywiście najlepsze Call of Duty w historii... ale nie jest też najgorsze, co niektórzy usilnie starają się udowodnić, szerując klipy z absurdalnej, żenującej kampanii. Tak, jest ona beznadziejna, ale to zaledwie wycinek tego, co Black Ops 7 oferuje. A oferuje naprawdę nie najgorszą rozrywkę dla tych, którzy obecnymi fanami serii już są. I w sumie trudno mi winić Activision i Treyarch, że to pod nich stworzyli nową odsłonę, a nie pod tych, którzy od lat głoszą, że seria jest do niczego i nie wydali na nią ani złotówki.
Nasza ocena:
7/10





English (US) ·
Polish (PL) ·