Rozszczepiona Strefa Gazy i pełzająca aneksja Zachodniego Brzegu. "Waszyngton tylko udaje sprzeciw"

4 dni temu 9

Oczy świata zwrócone na Strefę Gazy pozwalają Izraelowi przyduszać Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu. Od wybuchu wojny zabito tam około tysiąca osób i wybudowano niemal tysiąc nowych blokad, bram i murów, które uniemożliwiają Palestyńczykom przemieszczanie się. Za przykład może posłużyć miasteczko Aboud, 25 km na północny zachód od Ramallah, którego bramy są zamknięte między 6 a 9 rano, co uniemożliwia jego mieszkańcom dotarcie do pracy lub szkoły poza miejscowością. 

Kiedy w ubiegłym tygodniu w Izraelu przebywał J.D. Vance, Kneset głosował nad ustawą o całkowitej aneksji Zachodniego Brzegu. Likud, partia premiera Benjamina Netanjahu, oburzała się, że to polityczna wrzutka opozycji, która chce wprowadzać niepokoje w trakcie wizyty wiceprezydenta USA. Ustawę poparli jednak najwięksi ekstremiści w rządzie Netanjahu - minister finansów Becalel Smotrich i minister bezpieczeństwa wewnętrznego Itamar Ben-Gwir, a także jeden poseł Likudu, który przeważył szalę na 25 do 24 głosów za przyjęciem ustawy. Pozostali parlamentarzyści Likudu nie wzięli udziału w głosowaniu, co jednak wcale nie oznacza, że partia jest przeciwko kolonizacji Zachodniego Brzegu. Przed samym głosowaniem minister edukacji Jo'aw Kisz mówił parlamentarzystom, że jest gorącym zwolennikiem "wprowadzenia suwerenności", jak nazywają aneksję Izraelczycy, ale nie można jej wprowadzać ustawą opozycji i zapewniał, że rząd będzie dążył do tego "wraz z amerykańskimi partnerami".

Zobacz wideo Izrael już łamie zawieszenie broni

Po głosowaniu Likud wydał oświadczenie, w którym opowiedziano się za aneksją, ale osiągniętą przez "właściwą pracę w terenie, a nie efekciarskie prawo". Dziś partia rządząca prowadzi grę na potrzeby relacji z Amerykanami, ale zaledwie trzy miesiące wcześniej ministrowie z ramienia Likudu wzywali Netanjahu do "natychmiastowego wprowadzenia suwerenności i prawa Izraela na terenach Judei i Samarii", jak nazywają Zachodni Brzeg. W swoim liście ministrowie stwierdzali, że istnienie Państwa Palestyńskiego stanowi zagrożenie egzystencjalne dla Izraela i należy się go pozbyć.

Pełzająca aneksja mimo deklaracji 

Plany rządu widać też w działaniach wokół tzw. strefy E1, czyli obszaru o powierzchni ok. 12 km2, graniczącego z nielegalną według międzynarodowego prawa żydowską osadą Ma'ale Adummim i palestyńską Wschodnią Jerozolimą. W ramach przejęcia strefy E1 Izrael planuje także wybudować mur, który miałby odgrodzić znacznie większy obszar. Strefa i mur odgrodziłyby Wschodnią Jerozolimę od reszty Zachodniego Brzegu i przecięłaby cały palestyński obszar na pół. Netanjahu w październiku zatwierdził plan wybudowania w tym miejscu kilku tysięcy jednostek mieszkalnych, jasno tłumacząc intencję tego ruchu. - Nie będzie Państwa Palestyńskiego - mówił po złożeniu podpisu.

Stany Zjednoczone są deklaratywnie przeciwko kolonizacji Zachodniego Brzegu. Donald Trump o plany aneksji był pytany w rozmowie z magazynem "Time". - To się nie wydarzy. To się nie wydarzy. To się nie wydarzy, bo dałem słowo krajom arabskim. I nie mogą tego teraz zrobić. Mieliśmy wielkie wsparcie Arabów. To się nie wydarzy, bo dałem słowo krajom arabskim. To się nie wydarzy - powtarzał i zagroził: - Izrael straciłby całe wsparcie Stanów Zjednoczonych, gdyby do tego doszło.

Podobne pytanie zadała też francuska reportera podczas konferencji prasowej przed tygodniem. - Zachodni Brzeg... Nie martw się o Zachodni Brzeg. Izrael nie zrobi nic z Zachodnim Brzegiem. Ok? Nie martw się o to - odpowiedział prezydent. Tyle jeśli chodzi o deklaracje, ale w 20-punktowym planie pokojowym Trumpa nie ma słowa o Zachodnim Brzegu. 

Plan zajęcia strefy E1 był przez lata odsuwany ze względu na sprzeciw Zachodu, w tym Stanów Zjednoczonych. Jednak - jak zauważa w swojej analizie Terrestrial Jerusalem - administracja Trumpa w jego drugiej kadencji jest "obojętna lub wspiera aneksję". Izraelska organizacja wyjaśnia, czym jest "praca w terenie", o której mówił Likud w oświadczeniu:

Choć gabinet Netanjahu wycofał się z formalnego zagarnięcia suwerenności, jego koalicja ugruntowuje suwerenność betonem - używając buldożerów i planów budowy, by uzyskać nieodwracalną kontrolę nad newralgicznymi obszarami. To pełzająca aneksja: zamiast prawnie ustalać nowe granice, Izrael rozbudowuje osiedla, infrastrukturę i administrację gruntami, stopniowo wchłaniając okupowane terytorium.

Terrestrial Jerusalem przedstawia też rekomendacje: "Rządy powinny formalnie powiadomić wszystkie podmioty - publiczne lub prywatne, w Izraelu i poza nim - rozważające udział w projekcie E1, że mogą się narazić na utratę reputacji i sankcje". Takie działania przyniosły skutek we Wschodniej Jerozolimie - zagraniczne firmy wycofały się z przetargów ogłaszanych przez Izrael z obawy o konsekwencje prawne i wizerunkowe w Europie.

Trump nie powstrzyma aneksji Zachodniego Brzegu

Prof. Joseph Massad z Uniwersytetu Columbia jest zdania, że Waszyngton udaje swój sprzeciw wobec aneksji, a jego arabscy sojusznicy udają, że w to wierzą. Historyk zwraca uwagę na użyte przez Trumpa słowa "nie mogą tego teraz zrobić" i wypowiedź sekretarza stanu Marco Rubio, który stwierdził, że aneksja Zachodniego Brzegu "nie jest czymś, co możemy teraz poprzeć" [ang. that's not something we can be supportive of right now], co ma oznaczać, że Amerykanie wesprą kolonizację w przyszłości. "Jakiekolwiek spory między Amerykanami a Izraelczykami dotyczą terminu i metody, a nie samego celu" - pisze. Massad przypomina, że stworzony w pierwszej kadencji Trumpa plan "pokoju dla dobrobytu" wspierał zajęcie 30 proc. Zachodniego Brzegu. Trump uznawał również nielegalne zajęcie Wzgórz Golan i Wschodniej Jerozolimy.

Naukowiec przypomina także stopniowe zajmowanie palestyńskich terenów od 1947 roku, kiedy ONZ dokonał podziału Palestyny i uznawanie tej kolonizacji przez liderów państw arabskich. Zauważa też, że wizja "Wielkiego Izraela", która zakłada zajęcie części Syrii, Libanu, Egiptu i Iraku, nie jest wyłącznie szalonym pomysłem Netanjahu, który zresztą, inaczej niż jego poprzednicy - od Dawida Ben-Guriona do Menachema Begina - jeszcze nie zaanektował znacznego obszaru Palestyny i Syrii. "Wielki Izrael" to syjonistyczna koncepcja, która w najszerszej opcji zakłada istnienie państwa żydowskiego od Nilu do Eufratu. Opcja minimum to Izrael wraz z terenami Palestyny - Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem. Benjamin Netanjahu w sierpniu mówił, że wypełnia "misję historyczną i duchową" i jest bardzo przywiązany do wizji "Wielkiego Izraela", obejmującej Palestynę, a potencjalnie także części Jordanii, Egiptu, Syrii i Libanu.

Wizja prof. Massada jest niezwykle pesymistyczna. Jego zdaniem kolonizacja Zachodniego Brzegu będzie postępować, a towarzyszyć jej będą "zwyczajowe protesty pro forma". Społeczność międzynarodowa, z krajami arabskimi na czele, będzie "udawać zaskoczenie, jednocześnie otwarcie lub potajemnie wspierając kolejną fazę ludobójstwa, tak jak robiła to przez ostatnie dwa lata". "I jak zawsze będą to robić w imię 'prawa Izraela do obrony'" - pisze historyk w swojej analizie.

Jak inne kraje wspierały Izrael

Pesymizm prof. Massada nie jest bezpodstawny. Jak ujawnił raport przygotowany przez Francescę Albanese, specjalną sprawozdawczynię ONZ ds. okupowanych terytoriów palestyńskich, wiele krajów (w tym Polska) udzielało Izraelowi różnego rodzaju wsparcia przy dokonywaniu ludobójstwa w Gazie. Mowa m.in. o wsparciu politycznym i dyplomatycznym. Kraje trzecie powielały fałszywe narracje Izraela, nie reagowały na rażące naruszenia prawa międzynarodowego i popierały drastyczne metody stosowane do szykanowania ludności. Mowa też o dostawach broni, w których przodowały Stany Zjednoczone, Niemcy i Wielka Brytania. Inne kraje, od Chin po Australię, dostarczały komponenty do myśliwców F-35, drony, pojazdy, a nawet szkolone w armii psy. Ponadto kraje trzecie przeprowadzały z Izraelem wspólne szkolenia i manewry, a tysiące ich obywateli zaciągnęło się do izraelskiego wojska i jeszcze nikt w kraju pochodzenia nie został oskarżony za zbrodnie popełnione w Gazie.

Albanese pisze w raporcie również o militaryzacji pomocy. Nieliczne kraje sprzeciwiły się, gdy Izrael najpierw niszczył magazyny, szkoły i przychodnie obsługiwane przez UNRWA (Agencja Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie), zabijał jej personel i oskarżał o udział w ataku na Izrael 7 października 2023 r. 18 krajów wycofało się wówczas z finansowania organizacji, choć jest ona strategiczna dla dystrybucji pomocy humanitarnej w Strefie Gazy. Ostatecznie Izrael ustawą zakazał działania UNRWA w enklawie. Stany Zjednoczone współtworzyły wówczas nowy mechanizm "pomocowy", w którego centrum znalazła się Gaza Humanitarian Foundation. Organizacja, z którą do Gazy przyjechał cały oddział najemników, udzielała cywilom bardzo niewielkiej pomocy, a przy miejscach dystrybucji GHF zabito ponad 2000 osób. Kraje trzecie zamiast sprzeciwić się katastrofie humanitarnej przeprowadziły zrzut pomocy na Gazę, co jest działaniem nieadekwatnym, drogim, niebezpiecznym i zwodzący opinię publiczną, że prowadzone są działania, by zapobiec klęsce głodu.

Mimo trwającego ludobójstwa większość krajów nie ograniczyła relacji ekonomicznych i handlowych, choć międzynarodowy handel generuje ponad 50 proc. izraelskiego PKB. Tymczasem w wielu przypadkach obrót towarów i usług wzrósł, najbardziej w relacji z Niemcami, Polską i Grecją.

"Odpowiednia" odpowiedź i śmierć ok. 50 dzieci

W planie pokojowym Trumpa zapisano, że Izrael nie będzie okupował i nie dokona aneksji Strefy Gazy. Od początku było jednak jasne, że rząd Netanjahu nie będzie ściśle stosował się do jego zapisów - tuż po jego wstępnym ogłoszeniu w Białym Domu przez Netanjahu i Trumpa, premier Izraela miał osobne wystąpienie, w którym zapowiedział, że nie planuje wycofania wojsk i uznania Państwa Palestyńskiego. Łamanie porozumienia widać było szczególnie w ostatnim tygodniu, gdy Izrael nagle ogłosił, że zaczyna bombardowanie Gazy. Pretekstem miało być pomylenie zwłok - Hamas miał przekazać inne ciało niż było to uzgodnione. Według relacji mediów we władzach Izraela wybuchła wściekłość, a skrajnie prawicowi ministrowie, przeciwnicy planu pokojowego, upatrywali w tym szansy na powrót do ataku na Strefę Gazy. Hamas zobowiązał się przekazać właściwe ciało jeszcze tego samego dnia, ale Netanjahu wydał już rozkaz, by przeprowadzić "potężne uderzenie" w Gazę.

Donald Trump pytany o bombardowanie przekazał, że Hamas miał zabić izraelskiego żołnierza w Rafah, a odpowiedź uznał za odpowiednią i precyzyjną. Precyzyjny atak pochłonął życie około stu osób, których połowę stanowiły dzieci. Świat obiegły zdjęcia m.in. zwłok kilkuletniego rodzeństwa, szarych od pyłu zburzonych budynków i nagranie z kobietą trzymającą w ręku dziecięcą butelkę całą we krwi. - To jest rakieta? A może to bomba? To jest butelka, z której on pił! Miał tylko rok. Jeszcze nawet nie zaczął chodzić. Myślicie, że co robią te dzieci? Trzymają pociski przez sen? Jaki to jest rozejm? Jaki rozejm? - powtarza kobieta. Razem z chłopcem zginęły jeszcze dzieci w wieku 9, 8 i 7 lat.

Rozwiązanie dwupaństwowe wewnątrz Strefy Gazy

Obecnie Strefę Gazy rozdziela Żółta Linia. 42 proc. zajmuje część wschodnia - rządzona przez Hamas, gdzie stłoczonych jest ok. dwóch milionów Palestyńczyków. 58 proc. to część zachodnia, rządzona przez Izrael i pozbawiona ludności cywilnej. Plan Trumpa zakłada, że jest to podział tymczasowy, pierwszy etap wycofywania się Izraela z Gazy, a później kontrolę mają przejąć Międzynarodowe Siły Stabilizacyjne. Ale izraelska armia nie sprawia wrażenia, jakby była we wschodniej Gazie tymczasowo. Budowane są tam umocnienia ziemne, fortyfikacje i bariery, a wszystkie pozostałe budowle są równane z ziemią. Istnieją tylko niewielkie osady dla gangów, które Izrael wspiera i wyposaża w broń.

Jak ocenia Muhammad Shehada na łamach palestyńsko-izraelskiego magazynu +972, Izrael nie zamierza w najbliższym czasie opuszczać wschodniej Gazy, na co wskazują budowane wzdłuż Żółtej Linii betonowe bloki. "Pogłębiające się podziały między wschodnią a zachodnią Gazą zwiastują to, co izraelski minister spraw strategicznych Ron Dermer nazwał 'rozwiązaniem dwupaństwowym... wewnątrz Gazy'. Izrael zezwoliłby na symboliczną odbudowę na obszarach Rafah, rządzonych przez powiązane z nim gangi, podczas gdy reszta wschodniej Gazy prawdopodobnie stałaby się zrównaną z ziemią strefą buforową i wysypiskiem śmieci dla Izraela. W tym scenariuszu zachodnia Gaza pozostałaby w stanie ciągłej wojny, zniszczenia i ubóstwa. To nie jest powojenna odbudowa, a raczej celowo wykreowana beznadzieja, wprowadzona za pomocą murów, ciągłego zagrożenia przemocą militarną i sieci kolaborantów. Gaza przekształcana jest nie dla dobra swoich mieszkańców, ale po to, by umocnić trwałą kontrolę Izraela i osiągnąć jego długofalowy cel: wyparcie Palestyńczyków ze Strefy Gazy".

Zabójstwo aktywisty i porwanie jego ciała

W czasie ludobójstwa w Gazie, na Zachodnim Brzegu drastycznie wzrosła przemoc osadników. Tylko w minionym tygodniu przez okupowane tereny przetoczyła się fala ataków na Palestyńczyków podczas zbiorów oliwek - atakowano ludzi i niszczono uprawy. Od początku sezonu zbiorów miało dojść do ok. 160 ataków - kilkunastu dokonali izraelscy żołnierze, a całej reszty osadnicy, których w nielegalnych osiedlach i przyczółkach mieszka około 700 tysięcy. Przemoc nie omija zwierząt. Również w minionym tygodniu osadnicy zaatakowali rodzinę z wioski Wadi Jheish z obszaru Masafer Yatta (o którym opowiada oscarowy film "Nie chcemy innej ziemi"). Część ich owiec zabito, część raniono. Osadnicy rzucali zwierzętami, okładali je kijami i cegłami, a nawet wydłubywali oczy nożami.

Napaści, w tym morderstwa, dokonywane są przy cichym wsparciu wojska, a ich sprawcy zwykle pozostają bezkarni. Głośnym echem na świecie odbiło się zabójstwo Odeha Hathalina, konsultanta filmu "Nie chcemy innej ziemi", przez izraelskiego osadnika Yineona Leviego, już wcześniej obciążonego unijnymi sankcjami za ataki na Palestyńczyków. Ekstremista próbował odciąć wodę arabskiej wiosce, co Hathalin i kilka innych osób chciało powstrzymać. Levi postrzelił z bliska Palestyńczyka, co widać na nagraniach świadków. Izraelski sąd stwierdził jednak, że mężczyzna działał w samoobronie i umieścił go w areszcie domowym na trzy dni. Dzień po zabójstwie policja przeprowadziła szturm na pogrzeb Hathalina, rzuciła granaty, zaatakowała i aresztowała żałobników i porwała ciało mężczyzny. Powodem miał być brak podpisu rodziny pod dokumentem z warunkami pogrzebu, a te zakładały m.in. uczestnictwo maksymalnie 15 osób w uroczystości i zakaz chowania poza granicami wioski. Levi był już na wolności, kiedy uczestnicy pogrzebu pozostawali w areszcie, a ciało Hathalina było wciąż w rękach policji. Amerykańska pielęgniarka, która była wtedy wiosce i prowadziła resuscytację 31-latka, została deportowana.

Izrael chce wrócić do zabijania

"Trump jest zdeterminowany by utrzymać zawieszenie broni, nawet tylko nominalnie, by uniknąć wrażenia, że poniósł porażkę, lub został wykiwany przez Netanjahu. Ale premier Izraela zakłada, że z czasem Trump da się porwać kolejnej wielkiej sprawie, straci zainteresowanie Gazą i ponownie da mu wolną rękę" - pisze magazyn +972.

Izrael będzie starał się stworzyć to, co były premier Izraela Ehud Olmert nazwał "obozem koncentracyjnym". Palestyńczycy mieliby zostać zachęceni do przeniesienia się do "Nowego Rafah", strefy "sterylnej" w pobliżu granicy z Egiptem. Kto raz tam wjedzie, nie będzie mógł już wyjechać, a docelowo ludność miałaby zostałaby wypchnięta do Egiptu. Mówił o tym minister Smotrich w maju, zapowiadając spędzenie mieszkańców Gazy na południe. "Będą absolutnie zdesperowani i zrozumieją, że w Strefie Gazy nie ma czego szukać, nie ma żadnej nadziei, więc zaczną szukać nowego miejsca do życia". W tym samym czasie Netanjahu chwalił się, że Izrael niszczy coraz więcej domów w enklawie, a w konsekwencji Palestyńczycy nie mają dokąd wrócić. - Jedynym oczywistym rezultatem będzie to, że mieszkańcy Gazy zdecydują się na emigrację poza Strefę - przekonywał.

Jednak rozwiązaniem pierwszego wyboru dla Izraela jest wciąż agresja zbrojna i ludobójstwo. W zagranicznych mediach przeczytać można o ustaleniach na linii Izrael - USA, ale już media krajowe, skierowane do Izraelczyków, kreują zgoła inną obraz. Emerytowany generał brygady IDF, a dziś wpływowy ekspert ds. obronności Amir Avivi w rozmowie z prawicową stacją Channel 14 powiedział, że szef sztabu izraelskiej armii od dawna prosił rząd o możliwość "zorganizowania się przed kolejnym etapem". W trakcie obecnego zawieszenia broni IDF ma naprawiać sprzęt i konsolidować siły do dalszej walki. - Hamas zbroi się i organizuje, ale koniec jest z góry znany - armia wkroczy i ich rozbije. Moim zdaniem nie ma innego scenariusza - zapowiedział Avivi, a na łamach The Medialine dodał: - Wojna się nie skończyła. Misja Izraela, by zdemilitaryzować Gazę właśnie się zaczyna.

Przeczytaj źródło