Czy naprawdę zasłużyła na to, co dziś ją spotyka? Jedna z najbardziej rozpoznawalnych kobiet polskiej kultury od lat musi mierzyć się z falą hejtu, jakiej trudno nie zauważyć. A przecież to ktoś, kto od pół wieku pracuje dla widzów, często kosztem siebie.
Od debiutu do legendy
Krystyna Janda jest obecna w polskiej kulturze od niemal pół wieku. To czas, w którym z artystki młodego pokolenia stała się żywą legendą. Od debiutu w Człowieku z marmuru Andrzeja Wajdy w 1976 roku minęło już prawie pięćdziesiąt lat, a jej obecność w przestrzeni publicznej nie tylko nie słabnie, ale nabiera nowych znaczeń.
Ostatnie dwie dekady jej życia to przede wszystkim praca – ciężka, systematyczna, często niewidoczna zza kulis. W 2005 roku założyła Teatr Polonia, a kilka lat później Och-Teatr. Obie warszawskie sceny działają dzięki jej uporowi i konsekwencji, stając się ważnym punktem na mapie stolicy. Dla Jandy to nie tylko miejsca występów, ale projekty życia – przestrzenie, w których można mówić o sprawach ważnych i dawać widzom to, czego często brakuje w kulturze masowej: autentyczność.
Janda wielokrotnie podkreślała, że prowadzenie teatrów to jej najważniejsze zadanie. To właśnie tam inwestuje energię, czas i doświadczenie. Wciąż występuje, reżyseruje, czuwa nad repertuarem, wspiera młodych artystów. Jej dni są wypełnione obowiązkami, a mimo to nie traci zapału. Nie ściga się z modami ani z nowymi nazwiskami. Pozostaje jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny, konsekwentnie wykonując swoją pracę z profesjonalizmem i poczuciem odpowiedzialności za teatr oraz publiczność.
Krystyna Janda, fot. KAPiFGdy świat się zatrzymał
Śmierć Edwarda Kłosińskiego w 2008 roku była dla Krystyny Jandy momentem przełomowym. Straciła nie tylko męża, ale też najbliższego towarzysza życia i pracy. Kłosiński – wybitny operator filmowy, współpracujący z Andrzejem Wajdą czy Agnieszką Holland – był dla niej oparciem i partnerem w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. Po jego odejściu Janda została sama z teatrem, obowiązkami i codziennością, która musiała toczyć się dalej.
W rozmowie w audycji Zmałpychwstanie w Polskim Radiu RDC aktorka przyznała:
Jestem osobą spokojną, zrównoważoną i spełnioną. Nie mam jakichś tęsknot. Nie marzę o miłości, mam towarzystwo. Mam wielu przyjaciół, przede wszystkim tych młodych w fundacji, którzy są koło mnie i którzy patrzą na mnie. Muszę uważać, co robię, jak się zachowuję, jednak jestem głową tej fundacji i to dyktuje sposób funkcjonowania. Nie odczuwam żadnych braków
Po śmierci Edwarda Kłosińskiego Krystyna Janda na nowo układała swoje życie – bez partnera, ale z niezmiennym rytmem pracy. Otaczają ją młodzi ludzie z fundacji i teatrów, mówi o nich z ciepłem, jak o swojej drugiej rodzinie. To dzięki nim trzyma tempo, mimo że życie nie zawsze bywa dla niej łaskawe.
Teatr pełen ludzi, internet pełen hejtu
Choć na scenie wciąż ma pełne sale i życzliwą publiczność, w internecie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W rozmowie w Polskim Radiu RDC, Janda mówiła o hejcie, który spotyka ją od lat.
Po pierwsze przestałam czytać komentarze - wyznała. Czasem to jest taki ściek, że to się nie mieści w żadnej kategorii, dlatego przestałam to zwyczajnie czytać. Nie usuwam tego, niech to sobie zostanie, to jest znak czasu. Jakieś incydentalne rzeczy, że ludzie wychodzili, ale szybko publiczność sobie z nimi dawała radę. Jak staliśmy razem z Maćkiem Stuhrem na scenie, to przeciwko naszej dwójce ktoś tam, coś tam... To wtedy natychmiast publiczność na sali to regulowała. Poza tym, do naszego teatru nie przychodzi "tamta" strona. Nie sądzę, żeby na widowni byli ludzie, którzy robią te wpisy internetowe. Zawsze były pełne sale i zawsze miałam partnera do rozmowy na poziomie scenicznym
W teatrze tego nie doświadcza. Jeśli zdarzy się jakiś problem, widownia reaguje od razu i przywraca porządek. „Tamta strona” po prostu nie przychodzi na jej spektakle. Dzięki temu scena pozostaje dla niej miejscem, gdzie może spokojnie pracować i rozmawiać z widzami.
Janda rzadko bywa w mediach publicznych, ale czasem zgadza się na wywiady, żeby dotrzeć do widzów. Przyznaje, że każdy gest i słowo mogą wywołać krytykę, podobnie jak u innych twórców, np. Olgi Tokarczuk. Mimo intensywnej pracy zawodowej prowadzi normalne życie, unikając rozgłosu.
Nie prowokuję, bo nie bywam nigdzie prywatnie. Nie chodzę na premiery, właściwie nie chodzę do restauracji i kawiarni. Oczywiście chodzę po mieście, robię zakupy, ale robię to w Milanówku, gdzie mnie wszyscy znają i zdarza mi się pobiec po chleb w piżamie
Krystyna Janda, fot. KAPiF
12 godziny temu
5





English (US) ·
Polish (PL) ·