Socjalizm się nie sprawdził, adiós Evo Morales. Boliwia przed wyborami

3 tygodni temu 17

Niespodzianki w sondażach

Wyniki pierwszej tury w sierpniu były co najmniej nieoczekiwane. "Długa noc dwóch dekad dobiegła końca" – powiedział Rodrigo Paz z Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej (PDC), który uzyskał 32 proc. głosów i zmierzy się w walce o prezydenturę z byłym przywódcą Jorge "Tuto" Quirogą z Wolnego Sojuszu (Alianza Libre), który otrzymał 27 proc. głosów. Największym przegranym okazał się Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS) byłego prezydenta Evo Moralesa (2006-2019), którego kandydat ledwo przekroczył 3 proc. "To niespodzianka" – mówi Gazeta.pl Julio Ascarrunz, badacz z Obserwatorium Reform Politycznych Organizacji Państw Amerykańskich (OAS) w Ameryce Łacińskiej i profesor Wyższego Uniwersytetu w San Andrés i Boliwijskiego Uniwersytetu Katolickiego.

Paz, syn byłego prezydenta Jaime Paza Zamory, ma za sobą długą karierę polityczną. Ale jego kandydat na wiceprezydenta, Edman Lara, to outsider: były kapitan policji, który stał się viralem na TikToku. W swoim antyestablishmentowym dyskursie często odwołuje się do kwestii moralności. Quiroga – były prezydent w latach 2001-2002 – łączy siły z Juanem Pablo Velasco, młodym przedsiębiorcą cyfrowym, również bez doświadczenia politycznego.

Niezależnie od ostatecznego wyniku głosowania Boliwią będzie ponownie rządzić prawica. - PDC ma konserwatywny profil z centrowymi i centroprawicowymi propozycjami - ocenia prof. Ascarrunz. Ale to ten drugi duet jest bardziej prawicowy.

Wybory odbywają się w kontekście stopniowego osłabiania instytucji, regresu praworządności, presji na prasę i upolitycznienia sądów. - Boliwia to demokratyczny paradoks - mówi Ascarrunz. - Kryzys demokracji liberalnej idzie pod rękę z postępem w zakresie integracji społecznej i uczestnictwa obywateli.  Współistnieją dwa komponenty demokracji, ale w przeciwnych kierunkach: jeden oznacza poprawę, a drugi regres – podsumowuje badacz.

Znajduje to odzwierciedlenie w propozycjach kandydatów. Alianza Libre stawia na pierwszym miejscu "wzmocnienie instytucjonalne", choć jej dyskurs "jest postrzegany jako wykluczający, zwłaszcza wśród mas ludowych". PDC z kolei stara się wykorzystać społeczne pragnienie szans i rozwoju możliwości, aczkolwiek "naruszając pewne normy i zasady liberalnej demokracji". Były policjant Lara nie gryzie się w język. W jednym ze swoich nagrań na TikToku powiedział: "Ci, którzy chcą mi zaszkodzić, powinni się dobrze zastanowić, bo jeśli im się nie uda, to im nie wybaczę".

Wszystkie chwyty dozwolone

- Kampanie polityczne i marketing są teraz wszechobecne na TikToku i Facebooku" - mówi portalowi Gazeta.pl Mauricio Alzérreca, były profesor Boliwijskiego Uniwersytetu Katolickiego Uniwersytetu w La Paz i specjalista ds. polityki publicznej. - Platformy te dotarły do obszarów wiejskich, gdzie jeszcze kilka lat temu nie docierały, a jedynym źródłem informacji były oficjalne źródła rządowe - dodaje.

Również kampanie dezinformacyjne swobodnie rozpowszechniają się ze względu na logikę algorytmów i efekt kabiny pogłosowej. Próbował to zwalczać Trybunał Wyborczy, we współpracy z organizacjami społeczeństwa obywatelskiego i przy współpracy międzynarodowej, ale – jak mówi – Alzérreca - gdy szkody zostaną wyrządzone, ich naprawienie jest praktycznie niemożliwe.

W mediach społecznościowych krążyło zmontowane zdjęcie przedstawiające Quirogę u boku Jeffreya Epsteina, nieżyjącego już amerykańskiego finansisty, skazanego za przestępstwa seksualne, w którego kręgu obracali się i brytyjski książę Andrzej, i Donald Trump. W innym fejku, Quiroga miałby jakoby poniżać ludność pochodzenia indiańskiego, mówiąc: "Cała kultura polityczna rdzennej ludności, 'cholos', jest wciąż bardzo słaba. Czasami myślę, że rozsądne byłoby pozbawienie ich praw politycznych, skoro nigdy nie nauczyli się z nich korzystać".

Implozja MAS

Partia byłego prezydenta Evo Moralesa - MAS - przeszła długą drogę od partii dominującej na scenie politycznej w wyborach prezydenckich w 2005, 2009, 2014 i 2020 roku do skłóconego wewnętrznie ugrupowania, z którego właściwie pozostała jedynie nazwa, a jej oficjalny kandydat otrzymał 3 proc. głosów w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich. Podobnie w wyborach parlamentarnych - od większości dwóch trzecich głosów, do zaledwie kilku procent.

- Poparcie dla MAS maleje - mówi Alzérreca. - Było to już widoczne od 2016 roku, gdy w referendum Boliwijczycy odrzucili możliwość bezterminowej reelekcji Moralesa, czy w 2019 roku, gdy z powodu nieprawidłowości wyborczych, Moralesa zrezygnował z urzędu.

Jednak elektorat dawnego obozu władzy pozostaje liczny. Inny, wcześniej związany z partią, kandydat uzbierał osiem procent. - Jeśli dodamy do tego ponad 19 proc. głosów nieważnych, do których oddania wzywał ukrywający się przed aresztowaniem Morales, to nadal 35 proc. populacji popiera politykę MAS. Ludność rdzenna i klasa ludowa to - jak mówi Alzérreca - twardy elektorat gotowy bronić swojego idola, także na ulicach. Jeśli sytuacja gospodarcza nie będzie sprzyjać następnemu rządowi, istnieje większa szansa na powrót.

Od cudu gospodarczego do kryzysu

Wielu ludzi zresztą ciepło wspomina rządy Evo Moralesa. W latach 2006–2014 Boliwia odnotowała wysoki wzrost gospodarczy (ponad 4,5 proc.), i znacząco zmniejszyła poziom ubóstwa, jednocześnie włączając do społeczeństwa i gospodarki większość ludności rdzennej.

Morales korzystał z historycznego boomu surowcowego, który przyniósł znaczne dochody, zwłaszcza z eksportu gazu ziemnego. Wykorzystał je do finansowania projektów infrastrukturalnych i programów społecznych. Jednak w 2014 roku ceny surowców na świecie gwałtownie spadły, a gaz się wyczerpał. Dochody spadły, a wydatki publiczne nie dostosowały się do nowej rzeczywistości.

Głęboki kryzys to już codzienność Boliwijczyków: kolejki po paliwo, kolejki po dotowany chleb, wzrost cen podstawowych produktów spożywczych. Wcześniej za 100 bolivianos można było kupić produkty na cały tydzień, teraz na jeden dzień. Boliwijczycy spędzają znaczną część dnia sprawdzając ceny i szukając sposobów na maksymalne wykorzystanie swoich pieniędzy, które kurczą się z powodu inflacji.

Dolar jest kluczowy dla boliwijskiej gospodarki. Ludzie oszczędzają w dolarach i używają ich do zakupu nieruchomości, pojazdów i sprzętu AGD. Od 2023 roku wypłaty i płatności w dolarach są ograniczone, napędzając spekulację. Brak dolarów wpływa na produkcję krajową (80 proc. surowców i dóbr inwestycyjnych jest importowanych) oraz na import, w tym żywność i paliwo. Boliwia importuje 90 proc. diesla i 60 proc. benzyny. Kolejki ciągną się godzinami, a przemyt jest powszechny.

Dotacje do paliw kosztują państwo ponad 2 miliardy dolarów rocznie i jeszcze bardziej powiększają deficyt budżetowy. Kandydaci nie są jednoznaczni, jeśli chodzi o ich wycofanie z obawy o popularność. Przyszłym wiceprezydentom wolno więcej. "Przysięgam ci na mój kraj, na mojego ojca, na moją babcię i na ludzi, których kocham najbardziej, że dotrzymam słowa. Jeśli go nie dotrzymam, zabijcie mnie, powieście, zastrzelcie" – powiedział Lara w kolejnym ze swoich viralowych filmików.

Skąd wziąć kasę?

Programy gospodarcze obu kandydatów różnią się w odpowiedziach na to pytanie.  - Quiroga ma o wiele jaśniejszą propozycję – mówi Alzérreca. - Proponuje porozumienie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) w celu zabezpieczenia zasobów i odzyskania zaufania międzynarodowego – tłumaczy profesor.

Paz wykluczył możliwość skorzystania z pomocy MFW, ponieważ nie chce wyższego poziomu zadłużenia. Uważa, że Boliwia ma już wystarczającą ilość dolarów, ale są one źle wydawane: "Nie musimy podejmować działań szokowych; musimy umieścić pieniądze tam, gdzie ich miejsce. Pieniądze istnieją; wystarczy je tylko wypuścić do gospodarki".

Alzérreca ocenia, że to improwizowany program. - Nie byli przygotowani do wygrania wyborów i to było zaskoczenie, nawet dla nich, że dostali się do drugiej tury wyborów bez jasnej propozycji w tematach gospodarczych – mówi Gazeta.pl.

Lit, niegdyś uważany za "białe złoto" i główny motor wzrostu, nie stanie się oczekiwanym motorem napędowym. - Warunki i sposób wydobycia litu w Boliwii nie są podobne do tych w Chile czy Argentynie – tłumaczy Ascarrunz. I dodaje: - Boliwijski lit jest brudny, wymaga dużych inwestycji, a jego koszt jest bardzo wysoki. Nie jest to duży biznes długoterminowy.

Prawdziwą kotwicą gospodarczą pozostaje gaz, nawet jeśli oznacza to kontynuację modelu wydobywczego. Jednak surowce nie wystarczają do utrzymania poziomu gospodarczego kraju. Można zawsze liczyć na znalezienie nowych złóż gazu, które wygenerują wzrost w nadchodzących latach i położą podwaliny pod dywersyfikację gospodarki.

Na razie Boliwia poszukuje racjonalnego modelu, zakładającego ograniczenie wydatków publicznych i wsparcie dla sektora prywatnego, bo aż 80 proc. gospodarki ma charakter nieformalny. Konieczne jest odejście od populizmu i modelu świadczeniowego, który faworyzuje głosy wyborców kosztem rozwoju. I zdecydowana odpowiedź na główne bolączki przestępczość zorganizowaną, handel narkotykami i nielegalne górnictwo.

Pozostaje pytanie, co teraz. - Kraj znajduje się gdzieś pomiędzy rezygnacją a oczekiwaniem na rozwiązanie kryzysu gospodarczego, nawet jeśli oznacza to przesunięcie w prawo - mówi Ascarrunz. A Alzérreca podsumowuje: - O ile nie nastąpią radykalne zmiany, które podważyłyby społeczne osiągnięcia ostatnich lat w kategoriach społecznych. Nie będzie to łatwe. Boliwia jest w końcu pełna paradoksów i sprzeczności.

Przeczytaj źródło