Tylko że to wszystko dotyczy wyłącznie osób zatrudnionych na umowę o pracę. Nie obejmuje ani tych na umowach zlecenie czy o dzieło, ani prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. I choć takie osoby coraz częściej stanowią rzeczywistość polskiego rynku pracy – w statystyce po prostu ich nie ma.
Magda nie zna tej mediany
Magda ma 28 lat, skończyła studia, mieszka w dużym mieście i pracuje w marketingu. Tyle że nie na etacie. Firma zatrudnia ją na umowie zlecenie, co oznacza, że nie ma urlopu, nie dostaje premii, a kiedy złapie grypę – traci dniówkę. Na rękę dostaje 3850 zł. Gdy pytam ją o medianę GUS-u, śmieje się przez łzy: „Chyba chodzi o nowy model telefonu”. Nie jest wyjątkiem. Jest regułą wśród młodych ludzi, których rynek pracy nauczył elastyczności i życia „na fakturę”. I których państwowa statystyka nie widzi.
Statystyczna prawda
Dla GUS-u Polska to kraj ludzi z umową o pracę, dodatkami, premiami i stabilnością zatrudnienia? Ale ten obraz przypomina rodzinne zdjęcie z wakacji, które pokazuje tylko moment, nie codzienność. W rzeczywistości, poza tym obrazkiem, są setki tysięcy osób, które nie mają etatu, nie mają regularnych dochodów, i żyją w ciągłym balansie na krawędzi wypłacalności. A jednak, kiedy czytamy dane urzędowe, to właśnie ich brakuje – jakby istnieli tylko w cieniu cyferek.
Niech nikogo nie zmyli też narracja o zmniejszających się nierównościach. Owszem, wskaźnik dysproporcji dochodowych, czyli stosunek 90. do 10. percentyla wynagrodzeń, spadł z 3,16 do 3,07. Ale nie oznacza to realnego wyrównywania szans. To tylko subtelne przesunięcie w tabeli. W praktyce ktoś nadal zarabia trzy razy więcej niż ktoś inny – tyle że z minimalnie mniejszą przewagą niż rok temu.
Gdzie lepiej, a gdzie bez zmian. Polska podzielona
Wzrost wynagrodzeń – tam, gdzie go zmierzono – był dość równomierny geograficznie. Mediana wzrosła w 97 procentach gmin, w 99 procentach powiatów ziemskich i w 100 procentach powiatów miejskich. W regionach górniczych, takich jak Głogów czy powiat polkowicki, a także w Warszawie i jej bogatych przedmieściach – jak Podkowa Leśna czy Łomianki – wynagrodzenia są najwyższe. Ale czy to kogoś zaskakuje?
Jeśli chodzi o sektory gospodarki, największe wzrosty odnotowano w edukacji – aż 29,2 procent – oraz w administracji publicznej, gdzie mediana poszła w górę o 20,2 procent. W większości pozostałych branż wzrosty oscylowały w przedziale od 10 do 16 procent. Jedynym wyjątkiem było górnictwo, gdzie mediana wynagrodzeń spadła o symboliczne 0,7 procent. Ale i tak zarobki w tym sektorze należą do najwyższych w kraju – 10 125 zł brutto. Jeszcze więcej zarabiają ci zatrudnieni w „Informacji i komunikacji” (11 098 zł) oraz w energetyce (10 392 zł).
To wszystko brzmi jak opis kraju dobrobytu. Ale gdy zapytasz Kasię – powie ci, że nie zna nikogo, kto by te pieniądze widział na oczy.
Papier wszystko przyjmie. Ale rachunek już nie
Te 6882 zł brutto – czyli około 4920 zł netto – mają wystarczyć na czynsz, rachunki, jedzenie, dojazdy, lekarzy i coś jeszcze, co kiedyś nazywaliśmy życiem. W dużych miastach to ledwie minimum, w mniejszych – często niewystarczające. Tym bardziej, że te liczby nadal są dla wybranych. Dla tych, którzy mają umowę o pracę. A co z resztą?
Magda i setki tysięcy innych nie znajdą się w tym komunikacie. Bo nie są częścią oficjalnego obrazu Polski. Są niewidzialni. Dla GUS-u nie istnieją. A jednak to oni tworzą fundament tej gospodarki, którą tak chętnie opisują eksperci i politycy.
Statystyka nie zna twojej lodówki
Można się zachwycać wzrostami, wskaźnikami i rozkładami decylowymi. Można pisać, że nierówności „nieco się zmniejszyły”, i że edukacja wreszcie dostała podwyżki. Ale jeśli dane nie obejmują ogromnej części pracujących ludzi, to są niepełne. Jeśli opowiadają historię Polski, w której żyją tylko ci z etatem, a nie ci z ryczałtem czy umową o dzieło – to znaczy, że opowiadają historię wygodną, ale nieprawdziwą.
Statystyka nigdy nie zrozumie pustej lodówki. Nie zna kosztu samotnego wychowywania dziecka. Nie widzi obawy przed utratą zlecenia. Nie ma pojęcia, jak to jest, kiedy inflacja zjada ci pensję przed dziesiątym.
Dlatego kiedy usłyszysz, że jest lepiej – pytaj, dla kogo.