Takiego wstydu reprezentacja Polski nie przeżyła nigdy. Sięgnęliśmy dna

1 miesiąc temu 18

Pustki na trybunach były jednym z tematów po piątkowym meczu reprezentacji Polski z Nową Zelandią. Towarzyskie spotkanie na Stadionie Śląskim w Chorzowie oglądało 30 tys. widzów. Obiekt może pomieścić prawie 55 tys. kibiców, więc kibice wypełnili obiekt mniej więcej w 54 procentach.  

Puste trybuny na stadionie Śląskim

W piątek odnotowaliśmy najmniejszą frekwencję na meczu kadry od prawie trzech lat. W listopadzie 2022 r. mecz Polska – Chile oglądało na stadionie Legii 28 tys. widzów. Trzeba jednak pamiętać, że obiekt Legii ma jedynie 31 tys. miejsc, a w teorii nawet mniej, bo dochodzą do tego też strefy buforowe. Pustek na trybunach nie było. Zresztą mecz miał się odbyć według początkowych planów na Stadionie Narodowym. PZPN sprzedał już 44 tys. biletów. Spotkanie zostało przeniesione, bo na obiekcie na praskiej stronie Warszawy wykryto wady budowlane, które trzeba były naprawić.  

Jednak na piątkową frekwencję nie ma co narzekać. Wcale nie tak dawno byliśmy świadkami na Stadionie Śląskim scen, które dla wielu polskich kibiców jest powodem do wstydu do dziś. Akurat we wtorek minie 16 rocznica, gdy na stadionie Śląskim w Chorzowie mecz eliminacji mistrzostw świata obejrzało jedynie ok. 4,5 tys. widzów. W dodatku było to spotkanie, którego stawką był awans na mundial. 

Niestety, nie dla reprezentacji Polski. Kadra Leo Beenhakkera straciła nawet teoretyczne szanse na awans, gdy przegrała ze Słowenią miesiąc wcześniej. Wtedy rządzący w PZPN Grzegorz Lato zwolnił holenderskiego szkoleniowca przed kamerami TVP. Beenhakkera zastąpił Stefan Majewski, który miał dokończyć eliminacje. 

Na PZPN spadły gromy

Nowy trener poprowadził kadrę w dwóch meczach. Najpierw Polska przegrała z Czechami 0:2 w Pradze 10 października, a cztery dni potem zakończyła eliminacje wstydliwą porażką ze Słowacją 0:1. Ostatecznie zajęła piąte miejsce w grupie za Słowenią, Słowacją, Czechami, Irlandią Północną. Wyprzedziliśmy tylko San Marino. 

Mecz ze Słowacją miał otoczkę pogrzebu polskiej piłki. Wydawało się, że już nic nie jest w stanie wygrzebać kadry z dna, na którym się znalazła. I tak wszyscy uważali, że najmniej winni są sami piłkarze. Największe gromy spadały na PZPN i prezesa Latę. Powstała strona KoniecPZPN.pl, na której rejestrowali się kibice, którzy chcieli dymisji władz związku. W dniu meczu padły nawet serwery strony, bo tyle było wejść i chętnych do rejestracji.  

Bojkot spotkania ze Słowacją miał uderzyć w PZPN. Związek na biletach miał bowiem zarobić nawet 2 mln złotych.  

- Te puste trybuny to bardzo przykry widok - mówił wtedy Radosław Gilewicz, były reprezentant Polski w rozmowie z Pawłem Czado z "Gazety Wyborczej". - Rozumiem jednak frustrację kibiców. Miarka się przebrała. Prawda jest taka, że się zbierało i zbierało. Teraz jest fatalnie, także w reprezentacjach młodzieżowych. Trzeba coś zrobić z naszym futbolem.  

Inaczej sprawę widział inny były reprezentant Polski Henryk Wieczorek, który w kadrze grał w latach 70: - Jestem zawiedziony śląskimi kibicami. Żałuję, że dali się podpuścić i nie przyszli. 

Wielkie święto na murawie po ostatnim gwizdku

Jednak niska liczba sprzedanych biletów wcale nie wzruszyła betonu w związku. - Protestują pielęgniarki, lekarze, górnicy, hutnicy, no to mogą i kibice. A formy uzewnętrznienia własnych uczuć są różne - mówił wtedy Łukaszowi Jachimiakowi z dziennika "Metro" sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina. 

Władzom związku snu z powiek nie spędzało nawet to, że od kadry zaczęli odwracać się dotychczasowi sponsorzy. Jeden z nich wycofał reklamy, które miały być wyświetlane na bandach wokół murawy, choć wcześniej za to zapłacił.  

W perspektywie Euro 2012, które miało się odbyć w Polsce i na Ukrainie, PZPN był jednak pewien, że pieniądze i tak szerokim strumieniem zasilą konta związku. - Zaprosimy do współpracy tych, którzy niedawno stali w kolejce, by być sponsorem. Tego, kto zrezygnuje, z miejsca zastąpi ktoś inny - mówił pewny siebie Kręcina. 

Mecz w Chorzowie toczył się w nienormalnych warunkach. Choć to był dopiero październik, całe boisko pokryte było śniegiem. Co prawda Stadion Śląski ma podgrzewaną murawę, ale ta nie zadziałała. I tu wersje są dwie. Jedna mówiła, że zepsuł się system, który za to odpowiadał. Według innej ktoś zapomniał włączyć podgrzewanie w odpowiednim czasie, by mogło ono rozpuścić zalegający śnieg. 

Jeśli chodzi o wydarzenia na boisku, to Polska przegrała mecz, choć rywal nie oddał ani jednego celnego strzału. Jedyny gol padł w czwartej minucie spotkanie, gdy Seweryn Gancarczyk tak niefortunnie próbował wybić piłkę, że skierował ją do bramki Jerzego Dudka. - Na takie warunki jak dziś, nie dziwię się, że ludzie nie przyszli - mówił "Gazecie Wyborczej" Lato, które wydawał się bojkotem wcale nie przejmować. Pytany o wynik "zażartował": - W końcu strzeliliśmy jednego gola i mieliśmy dużo sytuacji. 

Po ostatnim gwizdku na murawie rozpoczęło się wielkie święto. Na boisko wbiegli kibice ze Słowacji i razem ze swoimi piłkarzami radowali się z pierwszego w historii awansu na mundial.  

Przeczytaj źródło