Blanka (49 l.) najpierw opisuje męża w samych superlatywach. Tak, jakby chciała już teraz wynagrodzić to, co będzie musiała wyznać na jego temat za chwilę. Czyli jej małżonek to przede wszystkim "przedobry człowiek". I bez nałogów, i pomocny, i zaradny, i nawet wygląda lepiej niż dziesięć lat temu (zaczął biegać, startuje w półmaratonach).
– Ale załamuje mnie fakt, że mąż kompletnie nieodpowiedzialnie podchodzi do zarabiania pieniędzy. O dzieci i o mnie bardzo dba, w tym sensie, że często gotuje obiady, smaży naleśniki w każdą niedzielę rano, lubi robić zakupy. Wspiera nas mentalnie. Niemal nigdy nie krytykuje. Jednak jeśli chodzi o pieniądze, w naszym związku jest coraz gorzej.
Mąż Blanki skończył ekonomię. Po studiach pracował w urzędzie pracy, potem jeszcze w administracji trzech banków. Każdy z etatów tracił po roku, czasem wcześniej. Powód? Gubił faktury, tworzył bałagan w finansach i papierach, narażając pracodawców na straty. Kiedy stawał się bezrobotny, jego żona przymykała oko, wciąż wierząc, że to błędy nowicjusza i że wszystko się ułoży. Na szczęście ona miała dobrą pracę i nieraz żyli z tej jednej pensji, kiedy szukał kolejnej roboty. Wspomagali ich też rodzice.