„Jego trzy córki” to kameralny dramat rozgrywający się niemal w całości w jednym nowojorskim mieszkaniu. Trzy siostry – Katie, Rachel i Christina – wracają do rodzinnego lokum, by wspólnie czuwać przy umierającym ojcu. Każda z nich wnosi do tej dusznej przestrzeni własny bagaż emocjonalny, własne żale, niedopowiedzenia i niewygodne wspomnienia.
Nie chodzi tu tylko o pożegnanie z ojcem. Ten film zagląda pod powierzchnię rodzinnych więzi – często pękniętych, czasem ledwie istniejących. Choć bohaterki zajmują się rzeczami prozaicznymi – zakupami, gotowaniem, rozmowami o przyszłości mieszkania – cały czas czujemy, że w powietrzu wisi coś znacznie cięższego niż śmierć.
Rachel, najmłodsza, opiekuje się ojcem od lat. Katie – chłodna i praktyczna – przyjeżdża, bo „tak trzeba”. Christina – z pozoru zrównoważona – szuka duchowego połączenia. Trzy różne postawy wobec żałoby, które ścierają się w czterech ścianach. To materiał na emocjonalną eksplozję – i właśnie to dostajemy.
Kto gra główne role w filmie?
Na ekranie oglądamy trzy znakomite aktorki, które nadają temu intymnemu dramatowi niesamowitą głębię:
- Natasha Lyonne jako Rachel – najsilniej związana z ojcem, ale emocjonalnie niestabilna,
- Carrie Coon jako Katie – najstarsza z sióstr, twarda i kontrolująca,
- Elizabeth Olsen jako Christina – uduchowiona, ale wciąż szukająca siebie.
Postać ojca – Vincenta – gra Jay O. Sanders. Jego niemal milcząca obecność staje się osią dramatu. To on wyznacza czas, to wokół jego łóżka krąży cała akcja.

Serwis prasowy
Emocje i dramat w nowojorskim mieszkaniu
„Jego trzy córki” to nie jest kolejna ckliwa opowieść o umieraniu. Tu wszystko dzieje się w ciszy, w spojrzeniach, w niedopowiedzianych zdaniach.
Relacje między siostrami są trudne. Katie nie umie okazać emocji, wszystko chce mieć pod kontrolą. Christina przyjeżdża z bagażem emocjonalnym i próbą połączenia z ojcem, który tak naprawdę nigdy nie był blisko. Rachel – która nazywa go „tatusiem”, choć jest tylko jej ojczymem – zdaje się najbardziej autentyczna w swoim bólu. I to ona w pewnym momencie pęka.
To film pełen napięć. Każdy gest, każda rozmowa niesie podtekst. Nie ma tu dramatycznych scen – ale wszystko aż kipi od emocji. Minimalizm scenografii i ograniczona przestrzeń zamieniają się w zaletę – to tu wszystko się gotuje. Kamera niemal nie wychodzi z mieszkania, dzięki czemu widz czuje się uwięziony z bohaterkami. I razem z nimi przeżywa każdą minutę tego emocjonalnego piekła.
Reżyser Azazel Jacobs i inspiracje do filmu
Za reżyserię i scenariusz odpowiada Azazel Jacobs, twórca takich produkcji jak „Terri” czy „Mamisynek”. Tym razem jednak sięga po temat bardzo osobisty. Podczas festiwalu w Toronto reżyser przyznał, że inspiracją były jego własne doświadczenia z żałobą i śmiercią bliskich.
Film nie oferuje łatwego katharsis. Nie ma tu szczęśliwych zakończeń, nie ma magicznego pojednania. Jest za to coś dużo prawdziwszego – moment zatrzymania się, konfrontacji z bólem, próby zrozumienia. Czasem nie da się już naprawić tego, co było. Ale można spróbować być razem w tej jednej, trudnej chwili.
Natasha Lyonne, grająca Rachel, opowiadała w wywiadzie, że praca nad filmem zmusiła ją do ponownego zmierzenia się z własną żałobą. Pytania, które stawia sobie jej bohaterka, były jej bliskie także prywatnie.
„Jego trzy córki” to kino, które boli – ale które również zostaje na długo. Dla tych, którzy mają odwagę zajrzeć w głąb emocji, to obowiązkowa pozycja.

1 tydzień temu
6


![Zendaya w filmie oscarowego twórcy „Tamtych dni, tamtych nocy”. To pełna napięcia gra, która rozpala zmysły [RECENZJA]](https://images.immediate.co.uk/production/volatile/sites/64/2025/10/okladka-01c585e.png?resize=1200%2C630)



English (US) ·
Polish (PL) ·