To najmocniejszy dramat na Netfliksie, o którym niewiele osób słyszało. O odchodzeniu i miłości, której nie da się wypowiedzieć

1 tydzień temu 6

„Jego trzy córki” to kameralny dramat rozgrywający się niemal w całości w jednym nowojorskim mieszkaniu. Trzy siostry – Katie, Rachel i Christina – wracają do rodzinnego lokum, by wspólnie czuwać przy umierającym ojcu. Każda z nich wnosi do tej dusznej przestrzeni własny bagaż emocjonalny, własne żale, niedopowiedzenia i niewygodne wspomnienia.

Nie chodzi tu tylko o pożegnanie z ojcem. Ten film zagląda pod powierzchnię rodzinnych więzi – często pękniętych, czasem ledwie istniejących. Choć bohaterki zajmują się rzeczami prozaicznymi – zakupami, gotowaniem, rozmowami o przyszłości mieszkania – cały czas czujemy, że w powietrzu wisi coś znacznie cięższego niż śmierć.

Rachel, najmłodsza, opiekuje się ojcem od lat. Katie – chłodna i praktyczna – przyjeżdża, bo „tak trzeba”. Christina – z pozoru zrównoważona – szuka duchowego połączenia. Trzy różne postawy wobec żałoby, które ścierają się w czterech ścianach. To materiał na emocjonalną eksplozję – i właśnie to dostajemy.

Kto gra główne role w filmie?

Na ekranie oglądamy trzy znakomite aktorki, które nadają temu intymnemu dramatowi niesamowitą głębię:

  • Natasha Lyonne jako Rachel – najsilniej związana z ojcem, ale emocjonalnie niestabilna,
  • Carrie Coon jako Katie – najstarsza z sióstr, twarda i kontrolująca,
  • Elizabeth Olsen jako Christina – uduchowiona, ale wciąż szukająca siebie.

Postać ojca – Vincenta – gra Jay O. Sanders. Jego niemal milcząca obecność staje się osią dramatu. To on wyznacza czas, to wokół jego łóżka krąży cała akcja.

Filmy o odchodzeniu

Serwis prasowy

Emocje i dramat w nowojorskim mieszkaniu

„Jego trzy córki” to nie jest kolejna ckliwa opowieść o umieraniu. Tu wszystko dzieje się w ciszy, w spojrzeniach, w niedopowiedzianych zdaniach.

Relacje między siostrami są trudne. Katie nie umie okazać emocji, wszystko chce mieć pod kontrolą. Christina przyjeżdża z bagażem emocjonalnym i próbą połączenia z ojcem, który tak naprawdę nigdy nie był blisko. Rachel – która nazywa go „tatusiem”, choć jest tylko jej ojczymem – zdaje się najbardziej autentyczna w swoim bólu. I to ona w pewnym momencie pęka.

To film pełen napięć. Każdy gest, każda rozmowa niesie podtekst. Nie ma tu dramatycznych scen – ale wszystko aż kipi od emocji. Minimalizm scenografii i ograniczona przestrzeń zamieniają się w zaletę – to tu wszystko się gotuje. Kamera niemal nie wychodzi z mieszkania, dzięki czemu widz czuje się uwięziony z bohaterkami. I razem z nimi przeżywa każdą minutę tego emocjonalnego piekła.

Reżyser Azazel Jacobs i inspiracje do filmu

Za reżyserię i scenariusz odpowiada Azazel Jacobs, twórca takich produkcji jak „Terri” czy „Mamisynek”. Tym razem jednak sięga po temat bardzo osobisty. Podczas festiwalu w Toronto reżyser przyznał, że inspiracją były jego własne doświadczenia z żałobą i śmiercią bliskich.

Film nie oferuje łatwego katharsis. Nie ma tu szczęśliwych zakończeń, nie ma magicznego pojednania. Jest za to coś dużo prawdziwszego – moment zatrzymania się, konfrontacji z bólem, próby zrozumienia. Czasem nie da się już naprawić tego, co było. Ale można spróbować być razem w tej jednej, trudnej chwili.

Natasha Lyonne, grająca Rachel, opowiadała w wywiadzie, że praca nad filmem zmusiła ją do ponownego zmierzenia się z własną żałobą. Pytania, które stawia sobie jej bohaterka, były jej bliskie także prywatnie.

„Jego trzy córki” to kino, które boli – ale które również zostaje na długo. Dla tych, którzy mają odwagę zajrzeć w głąb emocji, to obowiązkowa pozycja.

Przeczytaj źródło