"Twoja żona jest alkoholiczką, ma już zmiany osobowości". Marek: to był szok

13 godziny temu 3

Poniższy list opisuje osobiste doświadczenia bohatera i zawiera jego prywatne opinie (imię na jego prośbę zostało zmienione).

"Ożeniłem się z fajną kobietą". Do niepokojących zdarzeń dochodziło jednak coraz częściej

Wychowywałem się w domu, w którym nikt nie nadużywał alkoholu, ale panowały w nim trudne emocjonalnie warunki. Moja mama była osobą kontrolującą i dominującą, dorosłym dzieckiem alkoholika (DDA). Wtedy nie wiedziałem jeszcze nic o chorobie alkoholowej. Alkoholik kojarzył mi się ze złamanym człowiekiem spod sklepu monopolowego. A potem poznałem swoją przyszłą żonę i niestety to się zmieniło.

Ożeniłem się z fajną kobietą, byliśmy w sobie zakochani. Urodziło nam się dwóch synów. Od początku jednak nasz związek był pełen gwałtownych kłótni. Dziś określiłbym go mianem przemocowego. Żonie zdarzało się mnie popychać, wyrzucać z łóżka, niszczyć moje rzeczy. Nie byłem przyzwyczajony do takiego traktowania.

Przed ślubem w zasadzie nie piłem. Żona przekonała mnie do tego, że warto od czasu do czasu napić się wina, piwa. I to się zdarzało, ale niezbyt często. Gwałtowne kłótnie między nami trwały, a nawet się nasiliły. Pewnego razu żona wymusiła na mnie pójście do sklepu w nocy po wino. Kiedy przyniosłem jej butelkę, szybko wypiła niemal całą jej zawartość i poszła spać. To mnie bardzo zaniepokoiło, ale nie skojarzyłem tego z alkoholizmem. Tymczasem do podobnych sytuacji dochodziło coraz częściej.

Przeczytaj również: Jak poznać utajony alkoholizm? Ekspert radzi przyjrzeć się dwóm rzeczom. "To znaki alarmowe"

"Żona wpadała w dziwne stany. Po kolejnej traumatycznej nocy zwierzyłem się koledze"

Żona upijała się mniej więcej raz na miesiąc, najczęściej winem, do odcięcia. Później raz na dwa tygodnie. Pijąc, wpadała w rozpacz i agresję. Często krzyczała na całe gardło, że nie chce żyć. Patrzyły na to dzieci. Ja nie szukałem pomocy na zewnątrz. Myślałem, że rozmowa z żoną pozwoli mi zrozumieć, co się z nią dzieje. Nie wiedziałem, że ona sama nie rozumie swojej sytuacji, bo częścią choroby alkoholowej jest mechanizm iluzji i zaprzeczeń. Gdy pytałem ją o przyczyny tych dziwnych stanów, mówiła, że "wychodzi z niej ból" i że picie alkoholu daje jej swego rodzaju katharsis, oczyszczenie.

Sytuacja trwała nadal. Żona upijała się raz na tydzień, według tego samego schematu. Kiedyś, po kolejnej traumatycznej nocy pełnej wrzasków, zadzwoniłem do kolegi, który jest lekarzem i zwierzyłem mu się z tego, co się dzieje. Powiedział mi, że moja żona jest alkoholiczką i że prawdopodobnie ma już zmiany osobowości wywołane piciem. To był dla mnie szok. Nie przyjąłem tego. Wszystko ciągnęło się więc nadal. Przez kilka kolejnych lat żona upijała się regularnie co trzeci dzień do odcięcia.

Moje życie było całkowicie zdominowane przez jej picie, myślenie o tym, czy kupiła alkohol, czy nie i jak będzie tym razem: czy wybuchnie awantura, a może będzie spokojnie. Zaniedbałem dzieci, nie miałem energii emocjonalnej na to, by śledzić ich postępy w nauce. Potem zauważyłem, że żona jest spokojniejsza, kiedy piję razem z nią. Dlatego kupowałem sobie piwo, a jej serwowałem jej ulubiony wermut albo tanie wino. Dzięki temu awantury były rzadsze.

Redakcja poleca: Tak się pije w Polsce. "To chore sytuacje". Terapeutka apeluje do osób publicznych

Sięgnęła po nóż. "Błagała mnie, żebym tego nie robił"

Podczas jednej z awantur poszedłem spać do salonu. Żona wyszła z pokoju, sięgnęła po nóż i zaczęła go sobie przykładać do nadgarstków. Podszedłem do niej, by zabrać jej nóż, wtedy ona z całej siły zamachnęła się na mnie. Złapałem ją za nadgarstek, ale i tak ostrze noża drasnęło mnie w szyję. Postanowiłem wezwać policję. Żona błagała mnie, żebym tego nie robił, ale kiedy zadzwoniłem, ona ubrała się i wyszła. Zadzwoniła do znajomych i przeczekała u nich interwencję policji. Nie wiem, co im opowiedziała, ale przestali się do mnie odzywać. Ja opowiedziałem policjantom przebieg zdarzenia. Sporządzili notatkę i powiedzieli, żebym poszedł szukać żony. Tak mi "pomogli".

W końcu zaczęło do mnie docierać, że moja żona jest alkoholiczką, a ja żyjąc przy niej, w niewłaściwy sposób przystosowałem się do sytuacji. Z internetu dowiedziałem się, że to przystosowanie się nosi nazwę współuzależnienia i można je leczyć w darmowej terapii, w ośrodku leczenia uzależnień (TU przeczytasz więcej na temat współuzależnienia). Z własnej inicjatywy poszedłem na terapię, uczestniczyłem w niej kilkanaście miesięcy. Nauczyłem się stawiać granice i postępować w taki sposób, by alkoholik ponosił naturalne konsekwencje swojego picia. Żona przestała pić. Po pewnym czasie podjęła kilka prób terapii, ale nie była szczera. Oszukiwała terapeutę co do utrzymywania abstynencji, podczas gdy w rzeczywistości popijała.

Przeczytaj również: Mąż Marty był suchym alkoholikiem. "Wolałabym zdradę, niż to, co zrobił"

Niestety, agresywne zachowania z jej strony nie ustały. Doszły do nich objawy nawrotu choroby, absurdalne oskarżenia, projekcje. Poza tym zaczęła mnie zdradzać emocjonalnie z innym mężczyzną. Przez długi czas prosiłem ją, a później ich oboje, by zakończyli tę relację. Początkowo żona obiecywała, że tak będzie, ale koniec końców nie tylko jej nie zakończyła, ale jeszcze bardziej zacieśniła. Postawiłem więc ultimatum: albo ten mężczyzna zniknie z jej życia, albo ja z niego zniknę. Tamten mężczyzna nie zniknął.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

"Mam przeczucie, że nie dożyjesz rozwodu, a ja zostanę wdową"

W końcu zakomunikowałem żonie, że to koniec naszego małżeństwa. Próbowała mnie od tego odwieść na różne sposoby. W pewnym momencie powiedziała, że ma przeczucie, że nie dożyję rozwodu, a ona zostanie wdową. Wtedy szybko się wyprowadziłem.

W odpowiedzi na pozew rozwodowy napisała, że upijałem ją po to, by ją gwałcić. To samo opowiedziała moim synom. Powiedziała im, że jestem złym, niebezpiecznym człowiekiem, zagrażającym ich życiu. Dzieci zerwały relację ze mną i podjęły leczenie psychiatryczne. Była małżonka opowiada wszystkim naszym wspólnym znajomym, że chłopcy leczą się przeze mnie.

Od naszego rozwodu minęły już prawie dwa lata. Jestem w szczęśliwym związku, w którym nie doświadczam przemocy. Zdrowieję. Mam relację z młodszym synem, starszy nadal pozostaje pod wpływem matki.

Przeczytaj źródło